![]() |
![]()
|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#11 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
Świat jakby żywcem wyjęty z bajek o Św. Mikołaju przewija się radośnie za plecy. Drogi oczywiście białe, ale twarde i równe. Szparag opanował bez zarzutu technikę jazdy łyżwolotem. Zaprzęgi również raźno prą naprzód. Pod koniec dnia, nasyceni po pachy widokiem ośnieżonych choinek, zaczynamy się pomału rozglądać za kawałkiem miejsca na obóz.
Grubaśna warstwa śniegu całkowicie uniemożliwia zjazd z drogi, więc szukamy jakiegoś miejsca gdzie można by chociaż bezpiecznie zaparkować sprzęt. Place pod namiot wykopiemy bez problemu. Jesteśmy na to przygotowani. Koło skrzyżowania z jakąś boczną dróżką znajdujemy plac przeładunkowy używany do zwózki drewna. Świetne miejsce – wbijamy się tam z impetem, aż śnieg skwierczy na garach. Lupus łapie za łopatę i zaczyna robić plac, a Szparag łapie za wacka i idzie się odlać. Po chwili z krzaków dobiega jego głos – Panowie, tu jest nawet grill!! Okazało się że w dolince jest szopa – jedna ze sławetnych skandynawskich chat przetrwania. Wprawdzie trochę dziurawa, ale za to ma palenisko, opał i wszystko co możemy sobie wymarzyć w tej głuszy. Niebo nam sprzyja. Za chwilę byczymy się kolektywnie przy ogniu, napawając się sielankową atmosferą. Magia ognia i lodu zaczyna działać. Magia gorących parówek i zimnego piwa wkrótce też. To była piękna noc. Pierwsza z całej serii pięknych nocy. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Rano rozrusznik w mojej krowie zakręcił po raz ostatni. Przez chwilę myślałem, że to jakieś zwarcie po wczorajszym ataku na zaspę, ale sprawa okazała się bardziej skomplikowana. Trudno. Powalczę z tym po rosyjskiej stronie Karelii. Odpalamy bydlę wspólnymi siłami na zapych/zaciąg/zapierdol i jedziemy. Ciągniemy dalej po fińskiej stronie na północ. Pomni doświadczeń z wjeżdżaniem do Rosji chcemy stawić się na granicy z samego ranka. Następny ranek wypada następnego dnia, więc czeka nas kolejny nocleg w Finlandii. Gruntownie olewam opisywanie rzeczy trywialnych. Szkoda mi liter na opisy kolejnych noclegów, obiadów czy granic itp. Problem w tym, że w przypadku tej wycieczki po prostu NIE BYŁO rzeczy takich całkiem trywialnych. Następny nocleg… hm.. rzecz niby trywialna jak każdy nocleg, ale jak znaleźć coś o czym się wie tylko tyle, że występuje w tym kraju? Szukaliśmy następnej chaty przetrwania. Coś jak szukanie reniferów – wiadomo że występują w Finlandii, ale jak same pod oczy nie wlezą to się ich nie znajdzie. Tak więc jechaliśmy i wypatrywaliśmy… aż wypatrzyliśmy. Proste, prawda? Kolejna noc przy ogniu w małej chatce zagubionej w zawalonej śniegiem tajdze. Za darmo. O ileż ubożsi są ci, którzy mają pieniądze na hotele.. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Dojście do prawego winkla na pół gazu. Potem odwiniecie manety i praca kierownicą żeby utrzymać galerę po prawidłowej stronie białej wstęgi, bo na białym ma tendencje do prostowania mimo ładnego przekoszenia. Lewe winkle podobnie, ale wejście na wysokich z korektą zamknięciem gazu i umiejętnym szarpnięciem kierą żeby przerzucić zaprzęg w lekki lewy poślizg. Adam nie ma hamulca na kosz i robi to trochę inaczej – pomagając sobie heblem. Szparag ma zupełnie inne urządzenie i robi wszystko INACZEJ. Zwłaszcza hamuje INACZEJ. Wszyscy mają fajną zabawę dodatkowo okraszoną fantastycznym widokiem krętych, zaśnieżonych dróg ruskiej Karelii. Czasem coś nie wyjdzie i zabawa zostaje wzbogacona o kolektywne wyciąganie sprzętu z zaspy. Zaraz po uspokojeniu 20 minutowego grupowego napadu śmiechu oczywiście. Mijane od czasu do czasu „na żyletkę” KRAZy jakby dyskretnie sugerują, że to może jednak nie do końca zabawa. Niemniej jedzie się cudownie. Cu-do-wnie! Rozrusznik już naprawiliśmy na parkingu w Kostomukszy. Drobna pierdoła – upalona sprężyna docisku szczotek. Zdarza się w starym sprzęcie. No i dobrze że w starym. Jakby zdarzyła się w jakimś nowym, to bym tak łatwo nie naprawił. Chwalmy więc stare sprzęty i ubóstwo, które nas na nie skazuje moi drodzy. Chłopaki na swoich klamotach też wyglądają na szczęśliwych. Śnieg skrzący się w słonku, choinki, śnieg, zające bielaki i śnieg. I śnieg. Śnieg potrafi dać motocykliście więcej uciechy niż narciarzowi. Pokażcie mi narciarza który potrafi zadupcać stówą pod górę!
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. |
![]() |
![]() |
![]() |
#13 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 681
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
![]() Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
|
![]()
Dla mnie zdjęcie z postu 7 to absolutna magia
![]() Ostatnio edytowane przez Dunia : 16.10.2013 o 14:32 |
![]() |
![]() |
![]() |
#14 |
![]() |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#15 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Wrocław
Posty: 44
Motocykl: KTM 640 Adv/Honda Transalp 650
![]() Online: 1 tydzień 23 godz 41 min 2 s
|
![]()
Dzięki Lupusie.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#16 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
Zapada zmierzch. Szukamy jakiegoś noclegu. W lesie śniegu ok metra – słabe widoki na upchanie gdzieś sprzętów z dala od drogi, zresztą już późno i nie chce nam się kopać jam pod namioty. Adam siada na łyżwolota, Szparag odpoczywa w koszu, Zbychu odpoczywa za sterami zaprzęgu. Tylko ja i Lupus nie odpoczywamy.
Z lewej majaczy jakaś odśnieżona droga w las. A nawet dwie. Zbychu zostaje, a my robimy zwiad – ja jedną, Angol drugą. Ta moja okazuje się wjazdem pod rampę załadowczą jakiejś piaskowni albo małej kopalni odkrywkowej. Obok rampy prowadzi stroma droga na górę przebita w śniegu – szeroka tak akurat na zaprzęg. Znowu okazja do zabawy! Ładujemy się w nią rozpędem. W połowie zakręt i musze zwolnić żeby się zmieścić, więc grawitacja bezlitośnie wygrywa z przyczepnością. Lecimy w dół. Sprzęgło, przytulam się do prawej, pozwalam zaprzęgowi nabrać rozpędu w tył i daję kierę na max w lewo. Lewy kufer wbija się w zaspę po lewej, a rozpęd elegancko obraca nas w prawo przodem w dół. W połowie obrotu skręcam na max w prawo i pomagam silnikiem. Za chwile zjeżdżamy na dół pod rampę, tam zawracam, biorę większy rozpęd i powtórka. Wyjechaliśmy dopiero za 6-tym razem. Lupus, który ze swojej Skrzynki Na Wilki miał mniej więcej podobny wirująco-rozmazany obraz jaki widać w okienku w pralce przy praniu prześcieradła, prawie przypłacił te akrobacje pawiem z solianki i mojej nalewki. Ale oczywiście się nie przyznał. Stajemy na leśnym skrzyżowaniu na górze, tylko po to by zobaczyć jak… prosto na nas zsuwa się powoooluuutku Adam usiłujący zatrzymać Szpargałowego XT-ka. Dotarł tu tą drugą drogą i teraz wraca z góry ze zwiadu. Przybliża się do nas w tempie minutowej wskazówki zegara sunąc na zablokowanych kołach. Ale nie może stanąć. Myślę sobie, ok – oprze się o krowę to stanie. Przy tej prędkości nawet się nie zachwieje. W sumie sunął tak wolno, że pewnie mógłbym zleźć, złapać go ręcznie, a po drodze jeszcze wypalić szluga, ale nie palę więc mi się nie chciało. Zadanie złapania XT-ka powierzyłem więc koszowi. Łyżwolot w tempie ślimaka trącego hemoroidami o zardzewiałą blachę dotarł w końcu do nas i dotknął błotnikiem gondoli. Po prostu dotknął. Nie przywalił. Dotknął. A miękki, elastyczny endurowy błotnik z polietylenu powiedział „klik” i pękł jak szkło rozsypując się na kilka części. Chyba się ochłodziło. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Garaże. Konkretnie ruskie garaże. Ze szczególnym ukierunkowaniem na garaże motocyklistów na północy Rosji... O tym można by napisać bardzo grubą książkę, albo nakręcić serial – taki z tych „ambitnych”, bez sztucznej klaki w tle. Próba ujęcia tematu w jednym slajdzie wyjdzie tak jak próba przepuszczenia Niagary przez sedes. Weźmie i się nie zmieści. Pewnie trzeba by zacząć od analizy przemian społecznych po rozpadzie sojuza. Kiedy nastąpił zgon jednych wartości i narodziły się inne. Z jednej strony zagrożenie bezrobociem, biedą i alkoholizmem, ale tez wzrost gospodarczy rejonu obfitego w surowce. Z drugiej otwarcie na zachodni świat z jego wolnością, wzorcami oraz oczywiście gówno wartymi błyskotkami. Z trzeciej – to co siedzi w ludziach od zawsze – chęć bycia razem we wspólnocie. Chęć realizowania marzeń. Nastał dla nich czas kiedy marzenia wypatrzone na amerykańskich filmach można wcielić w życie na lokalnym podwórku. A zwłaszcza na lokalnym garażowisku. Znam to z końca lat 80-tych z własnego garażu. Ale to nie ta skala. Ruskie garaże odzwierciedlają skalę imperium, w którym je zbudowano! Po 50-60 m2 powierzchni, każdy z własnym piecem, niektóre z potężną piwnica wyrytą w wiecznej zmarzlinie. Wyposażone i udekorowane bogaciej niż bizantyjskie świątynie. A w nich – Królowie Dróg. Lśniące chromem czopery i cruisery. Amerykanie mają Route 66, a oni swoją federalkę M-18 i podskakując na niej na swoich chromowanych mastodontach nie czują się w niczym gorsi niż bohaterowie hollywoodzkiej kaszany. Dziś u nas takie wieszaki na frędzle uchodzą za totalne wieśniactwo, ale pamiętam czasy kiedy sam miałem frędzle przy kierze Dniepra z bakiem w kształcie trumny. Po prostu myślałem, że to tak ma być. Jura z Kiemi zapytany czy na tą ich M-18 nie lepiej by się nadawało jakieś spore enduro niż taki pomnik, powiedział: „wiesz, pewnie tak, ale tyle lat u nas nie można było mieć nic ładnego. A te nasze maszyny są… ładne.” Chłopaki z Kiemi czy Zapoljarnego jeżdżą razem, wspólnie też prowadzą swoje garażowe klubhausy i dłubią w warsztacie. To ich sposób na spędzanie czasu, którego zwłaszcza zimą im nie brakuje. Tu, na totalnym zadupiu trzeba coś robić żeby nie zwariować albo nie zachlać się na śmierć. Zrzeszają się w kluby – z własnymi barwami itp. Ale nie uważają się dzięki temu za lepszych od innych – nie ważne zrzeszonych czy nie. To po prostu takie samorzutne, szczere i kumpelskie paczki jakie u nas były jeszcze w latach 90-tych, zanim wkroczyła ta zachodnia sformalizowana, komercyjna skurwielina z importowanymi zza oceanu strukturami MC. A właściwie nie „wkroczyła” tylko sami na własne życzenie ją zaprosiliśmy. Oby ruscy byli mądrzejsi. Oby do ich Garaży zawsze można było przyjechać jak do dawno nie widzianych kumpli. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Siedzimy z „Pająkami” z Kiemi w klubowym mieszkanku urządzonym w piwnicy wyrytej pod garażem. Chłopaki pracują na kolei. To chyba największy lokalny pracodawca. Jura robi w biurze – zajmuje się inwestycjami, a jego kumpel w utrzymaniu ruchu. W miarę ubywania wody rozmownej tematy stają się coraz ciekawsze. Jura patrzy dłuższą chwile na mapę dekorującą ścianę. Zdzies! Trafia paluchem w środek tajgi, spory kawałek na południowy wschód od nas. Szto zdzies? Przecież to środek czarnej dupy? No właśnie. Nie ma tam nic. Nie ma dróg, a dostępu bronią bagna, jeziora, wojskowe poligony i zmutowane komary nindża. Prowadzi tam tylko linia kolejowa, ale nie ma jej na mapie. Na żadnej mapie, no może poza wojskowymi – pokazującymi tajne obiekty. Na końcu tej linii znajduje spora… parowozownia! A w niej utrzymywane są w stanie pełnej sprawności lokomotywy parowe i spory zapas węgla. PAROWOZY! To nie skansen. To strategiczna rezerwa do podtrzymania transportu na wypadek załamania się infrastruktury paliwowej lub energetycznej. W XXI wieku nadal nie ma nic pewniejszego od XIX wiecznych rozwiązań. Tej nocy będzie mi się śniło gniazdo stalowych smoków buchających parą, zagubione gdzieś w zimowej tajdze oświetlonej zorzą. Na niektóre sny trzeba sobie po prostu zapracować.
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. |
![]() |
![]() |
![]() |
#18 |
![]() |
![]()
Przychodzę z pracy i pierwsze co robię, to sprawdzam, czy jest kolejny wpis
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#19 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
"Wpisów" nazbierało się trochę, mam nadzieję że ktoś wrzuci swoje...
Chciałbym żeby to zaczęło żyć swoim życiem niezależnym ode mnie ![]()
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. |
![]() |
![]() |
![]() |
#20 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
|
![]()
Są rzeczy których nie da się opisać czy opowiedzieć, mimo że dość dobrze się je wyczuwa.
W tej niemożności werbalizacji niektórych zjawisk jest coś pierwotnego. To coś siedzi w nas dużo głębiej niż śledziona. Tak po prostu jesteśmy zakodowani, gdzieś w jednym z pierdyliona zakrętów naszego DNA. Kiedy człekokształtna małpa natknęła się na krzak gorejący po trafieniu piorunem, zdołała tylko wydusić z pyska pełne zdumienia „ooyyaaapprrflleee…” 100 tys. lat później, kiedy zaśnieżone Chibiny niespodziewanie wynurzyły się zza przełęczy, zdołałem tylko wydusić z pyska pełne zdumienia „O JA PIERDOLEEeeeee…” ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Są rzeczy których nie da się opisać… Ale pamięta się je do końca życia. Są krainy których nie da się pomylić z innymi. Takie, które już na zawsze zostaną w pamięci jak starzy przyjaciele. Jeśli raz byłeś w wysokich górach to potem zdarza się że nawet przelotna, wychwycona kątem oka migawka w oknie wystawowym sklepu z telewizorami, może obluzować we łbie lawinę skojarzeń. Nie potrafię opisać czym różni się obrazek nieba nad Pamirem czy Himalajami od nieba nad Sudetami, ale to COŚ w środku człowieka wie od razu na co patrzy. Może to rozrzedzone powietrze, może kąt padania promieni słonecznych, może sam kolor kosmosu coraz słabiej tuszowany przez rzedniejąca atmosferę.. Nie wiem. Ale to pierwotne COŚ wie od razu. Szosa z Murmańska do Zapoljarnego leży dalej na północ niż Ojmiakon czy Anchorage, ale dopiero tu tak na prawdę widać tundrę. Golfsztrom robi za kaloryfer podgrzewający klimat i sprawia że królestwo tajgi sięga dalej na północ niż gdziekolwiek indziej. Dopiero tam gdzie kończy się tajga zaczyna się Wielkie Nic – czyli tundra. Po raz pierwszy widziałem tundrę pod koniec zeszłego wieku. Oczywiście latem. Tundra leżała przykryta niebem jak szaroniebieską kołdrą i czekała. Czekała od wieków. Od tysiącleci. Tylko Ona wie na co. Teraz tundra uległa jakby całkowitej.. mineralizacji. Stała się bezkresną pustynią usypaną z maleńkich białych kryształków. Tylko szaroniebieska kołdra została taka sama. I to poczucie oczekiwania też się nie zmieniło. Moje wewnętrzne COŚ zaplątane ogonem lub rogami w podwójną spiralę DNA, gdzieś głębiej niż śledziona, od razu Ją rozpoznało. Cześć Tundro. Dalej tak czekasz? ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Wiatr szeptem przegania drobiny śniegu nad białą pustynią. Niskie Słońce celuje długimi cieniami gdzieś w dal. Tylko kreska drogi przebitej pługiem wirnikowym daje jakiś punkt zaczepienia oczom. Jak cuma trzymająca umysł ciągle po tej samej stronie czaszki. Bez niej wyleciał by w tą przestrzeń i pognał radośnie w pizdu by nigdy nie wrócić. Może dowiedział by się na co czeka Tundra? Może podsłuchał by jak Wiatr szepce śnieżnym kryształkom swoje pedalskie dobranocki? Kto wie..? Teraz jednak przemawia do nas Niebo. Mówi do nas jednolitym błękitem swojej kopuły. Mówi do nas o tym czego nie ma. Mówi ze nie ma na nim chmur. Obiecuje. Obiecuje coś specjalnie dla nas. Obiecuje że nocą zobaczymy zorzę.. BO NIE MA CHMUR!!! ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Mariusz Wilk pisał że powłoka rzeczywistości tu, na północy Rosji jest jakaś cieńsza. Delikatniejsza. Że to co nierzeczywiste jest tu bliżej. Tuż za ścianą. Że daje się wyczuć, prawie dotknąć tej nierzeczywistości. Górnicze miasto Zapoljarnyj jest rzeczywiste aż do bólu. Gdyby nie standardowe środki przeciwbólowe postawione w garażowym klubhausie przez chłopaków z lokalnego klubu, brzydota tego Mordoru byłaby trudna do zniesienia. Oprócz spożywczych środków przeciwbólowych jeden z chłopaków przyprowadził też środek optyczny… jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie w życiu widziałem. Gość odsłużył swoje w rosyjskiej piechocie morskiej, a teraz pracował w straży pożarnej. Wątpię żeby miał dużo roboty. Pożary pewnie gasły na sam jego widok. Był tak wielki że mógłby uczyć polarne niedźwiedzie tańca towarzyskiego. Tylko i wyłącznie dlatego żaden z nas nie przedsięwziął żadnych prób kurtuazyjnego podrywu jego dziewuchy. Czterostrzałowy NLW, który dyndał mu przy pasie dodatkowo umacniał nasz szacunek dla rosyjskiej piechoty morskiej. Rzeczywistość garażowa nabierała więc ciepła w miłej i bardzo grzecznej atmosferze. A na zewnątrz zapadała noc. Noc bez chmur. Ból rzeczywistości Mordoru został szybko i skutecznie uleczony. Naprawiliśmy parę flaszek i nasze maszyny trochę też. Skumplowaliśmy się z załogą z Zapoljarnego. I z załogantką. Ech.. wyobraziłem ją sobie w dżakuzi na promie.. i polazłem na dwór trochę ochłonąć. Wlazłem w śnieżną noc i poczłapałem się odlać. Ruskie Garaże wyposażone są we wszystko za wyjątkiem kibli. Za potrzebą chodzi się więc po prostu za garaże. Latem pewnie nieźle tu śmierdzi, ale zima ma swoje zalety. Za winkiel prowadzi grupa ścieżek wydeptanych w śniegu. Zasada jest prosta – nie wolno dojść do końca ścieżki, bo można wdepnąć w minę. Najdalej odchodzi więc założyciel ścieżki, a każdy następny kończy kawałek bliżej. Kiedy pojemność ścieżki zostaje wyczerpana, wytycza się nową gównostradę. Po ciemku ciężko było mi wybrać właściwy punkt zrzutu, więc postanowiłem założyć nową ścieżkę. Bohatersko wgramoliłem się więc na kupę jakiegoś gruzu zasypaną śniegiem, wycelowałem w kierunku działa fortecznego widocznego kawałek dalej i zacząłem znaczyć teren siecią żółtych linii. Dopiero wtedy zauważyłem, że na niebie zaczęło się coś dziać. Powłoka rzeczywistości właśnie zaczynała przeciekać. Człekokształtna małpa patrząc w niebo wydusiła z pyska pełne zdumienia „O JA PIER-DO-LE !!!” To wewnętrzne COŚ schowane głębiej niż śledziona, gwałtownie szarpnęło splotem podwójnej spirali DNA i włączyło nagrywanie materiału na przyszłe sny.
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?" "Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem "Dlaczego więc się tak spieszysz?" Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. |
![]() |
![]() |