Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05.04.2011, 23:55   #41
Paluch
 
Paluch's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: Koło
Posty: 253
Motocykl: XTZ 660 3YF
Paluch jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 4 dni 20 godz 54 min 52 s
Domyślnie

Powiedzcie mi co ja robiłem przez cały żywot miast się tam szwendać ! Przepięknie. No i to video obłędne.
Paluch jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12.11.2013, 22:57   #42
Złom
601493080
 
Złom's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 1,406
Motocykl: XL600
Złom jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 8 godz 11 min 58 s
Domyślnie

https://plus.google.com/u/0/photos/1...94521457879665



Tak się składa, że w najbliższą sobotę będzie okazja obejrzeć i trochę posłuchać o Himalajach w Pubie Motocyklowym w wydaniu Złoma, Zazigiego, Barabasza i Pita - :

Zapraszamy 16 Listopada 2013 roku do MOTO CHATY na pokaz filmów, zdjęć i ciekawe opowieści z tripu po Himalajach na motocyklach Royal Enfield. Opowiada nasz przyjaciel Maciej Złomański "Złom".

Szczegóły tutaj: http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=15160&page=21

Mała zajawka:







Zapewniamy to co zawsze - MotoChata
Złom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.09.2014, 20:42   #43
Złom
601493080
 
Złom's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 1,406
Motocykl: XL600
Złom jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 8 godz 11 min 58 s
Domyślnie

Wrócił temat Himalajów więc i mnie naszło na wspominki.
Kiedyś zostałem poproszony do udzielenia kilku odpowiedzi na pytania Pani redaktor bloga http://mymotocyklisci.pl/blog/ a, że blog chyba umarł i się nic się nie ukazało to wkleję te odpowiedzi tutaj.

Wrzuciłem też parę wygrzebanych filmików do YouTube'a:

http://www.youtube.com/user/motohimalaje


Katarzyna Popławska: Maćku zacznijmy od początku.
Powiedz nam kto wpadł na tak szalony pomysł, żeby wybrać się do Indii, a następnie w Himalaje motocyklami? Kto Ci towarzyszył podczas podróży?
Maciej Złomański vel Złom: Pomysł się zrodził w głowie mojego wieloletniego przyjaciela Zazigiego - Grześka Cieśli.
Zazigi był już doświadczonym motocyklistą, który odbył już kilka podróży motocyklowych po Europie czy Maroku. Do tej pory podróżował sam. Himalaje, tak jak wspomniałem na wstępie to jego pomysł. Pomysłem podzielił podczas spotkań przy piwku. Ja byłem świeżo upieczonym motocyklistą bez jakiegokoliwek doświadczenia podróżniczego na jednośladzie. Byłem już jednak zarażóny zarówno motocyklem jak i podróżami na nim dzięki właśnie Zazigiemu, który opowiadał mi o swoich wyprawach. Zazigi pokazywał mi również wiele filmów podróżniczych, które mi się bardzo podobały.
Tak więc Zazigi któregoś dnia mi oznajmił, że wybiera się do Indii w Himalaje i że wstępnie ma już nawet dwóch chętnych. Tymi chętnymi był kolega Zazigiego z pracy Andrzej Barabasz oraz bardzo wstępnie zdecydowany jego brat Piotr Cieśla. Kolega z pracy Andrzej nie miał żadnego pojęcia o motocyklach, oprócz chyba krótkiego poruszania się skuterem po mieście. Andrzej już kiedyś był w Chinach na pograniczy Himalai i bardzo chciał tam wrócić, nie ważne, że okazaja się nadażała na motocyklu. Brat Zazigiego co prawda nie wiele wcześniej kupił sobie motocykl, tzw wścieklaka do dzidowania po terenie, ale pewnie miał okazję na nim pojeździć nie więcej razy niż palców u ręki. Ja również nie byłem motocyklistą w pęłnym tego słowa znaczeniu. Co prawda z rok wcześniej kupiłem sobie Hondę Transalp i po roku jeżdżenia na “nielegalu” zdążyłem nawet sobie wyrobić prawo jazdy ale uważam, że również zaliczałem się do grona żółtodziobów “motórowych”.
W moim przypadku decyzja została podjęta spontanicznie. Wymagała ona jedynie załatwienia urlopu w pracy na około miesiąc. Pracę mam wymagającą dużej dostępności ale podszedłem do tego w ten sposób, że skoro przez parę lat w firmie nie miałem urlopu dłuższego niż tydzień to mi się teraz należy. Żeby nie było odwrotu to najpierw kupiliśmy bilety lotnicze do Indii a dopiero potem oznajmiłem w pracy, że lecę na miesięczny urlop do Indii. Jako, że do wylotu było około 6 miesięcy to tak ustawiłem wszystkie projekty w pracy aby maksymalnie wszystko przygotować przed wylotem. Udało mi się wszystko przygotować przed czasem, co było ewenementem w mojej pracy, do tego stopnia, że dosłownie 1 dzień po moim powrocie zaczynałem duży wdrożenie dużego projektu. Determinacja wyjazdu była moim pierwszym motorem aby wszystko poukładać zawodowo.

Grzegorz Cieśla vel Zazigi: Ja z kolei byłem kiedyś na pokazie zdjęć z Himalajów z moim dobrym znajomym Arturem, spojrzeliśmy na siebie wtedy i zapytaliśmy Jedziemy? Odpowiedź była oczywista, rzeczy się jednak trochę skomplikowały i pomysł wyjazdu kontynuowaliśmy rozmarzając się nad piwem i mapami z Andrzejem. Była to tylko szalona myśl którą zmaterializowaliśmy któregoś dnia stawiając się przed faktem i kupując bilety w Aeroflocie, no i odwrotu już nie było.
KP: Dokładnie kiedy pojechaliście do Indii?
MZ: Z terminem wyjazdu do Indii i w Himalaje nie jest łatwo.
Są dwa czynniki, które trzeba wziąć pod uwagę. Pierwszy to pora monsunowa w Indiach a drugi to śnieg w Himalajach. Największą trudnością jest odpowiednie wstrzelenie się albo zaraz po tym jak śnieg ustępuje z gór i drogi robią się przejezdne czyli okolice czerwca albo po przejściu monsunu ale jeszcze przed pierwszymi opadami śniegu czyli okolice września.
My wybraliśmy czerwiec a czy dobrze dowiecie się później ...
KP: Zdecydowaliście się na początku polecieć samolotem. Podczas tak krótkiego etapu podróży mieliście jakieś wpadki?
MZ: Samolot to jedyna opcja aby się sprawnie przemieścić do Indii. Nam udało się kupić bilety w obie strony w bardzo atrakcyjnej cenie tj. 1700PLN. Lot odbywał się liniami Aeroflot przez Moskwę. Muszę przyznać, że rosyjskie linie oferują usługi na najwyższym poziomie. Na domiar tego na trasie Moskwa Delhi lecieliśmy jakimś Boeingiem z ośmioma siedzeniami w rzędzie a samolot był wypełniony w jakiś 25% tak więc mogliśmy się rozkładać w dowolnym miejscu i na dowolnej ilości foteli.
Z wpadek to tak, mieliśmy jedną. Trudno w to uwierzyć, ale dostaliśmy mandat za picie wódki w Rosji! Dokładnie to za picie wódki na lotnisku w Moskwie w trakcie czekania na samolot do Delhi ale tak czy inaczej wydawało nam się to dziwne, że taki czyn jest karany w ojczyźnie wódki …

pic1.png
KP: Pamiętam, że Ty oraz Twoi kompani nie mieliście zbyt dużego doświadczenia motocyklowego przed podróżą. Właściwie to ile czasu jeździłeś swoim jednośladem przed wyjazdem?
MZ: Tak jak wspominałem wcześniej, poza Zazigim to nikt z kompanii nie posiadał doświadczenia w podróżowaniu motocyklem. Andrzej nawet nie miał prawa jazdy na motocykl a zdecydował się na przygodę. Muszę wspomnieć, że Andrzej nie miał najmniejszego problemu z opanowaniem motocykla a co najważniejsze wsiadł na motocykl i wyjechał nim z Delhi. A Ci co widzieli jak wygląda ruch w Indiach to muszą przyznać, że za ten wyczyn powinien dostać prawo jazdy awansem.
KP: Próbowałeś się jakoś specjalnie przygotować do podróży? Ćwiczyłeś jazdę motocyklem w trudniejszych warunkach? Konsultowałeś się z osobami, które miały okazje być przed Tobą w Indiach?
MZ: Przygotowując się do podróży w ogóle nie zajmowaliśmy się techniką jazdy czy poprawianiem umiejętności w trudnym terenie. Przygotowywaliśmy ale tylko logistyczno/ekwipunkowo/mapowo. Dużo czytaliśmy relacji osób, które podobne podróże już odbyli, takich relacji jest naprawdę sporo:
Przeczytane relacje z tego regionu:
http://sk-footloose.blogspot.com/200...-srinagar.html
http://escape-to-himalayas.blogspot..../07/route.html
http://himalayanodysseys.blogspot.co...mber-2006.html
http://www.bikenomads.com/wiki/index.php/Leh
Opracowanie trasy (jest to oryginalne opracowanie Podosa z forum http://africatwin.com.pl ): https://docs.google.com/spreadsheet/...FE&usp=sharing
nasza checklist’a: https://docs.google.com/spreadsheet/...kE&usp=sharing
KP: Dlaczego zdecydowałeś się jechać na motocyklu Royal Enfield?
MZ: Według nas podróżowanie po Himalajach indyjskich może się odbyć tylko i wyłącznie Royal Enfield’em! Ten motocykl jest jest dla hindusów czym dla nas Fiat 126p. Ten motocykl motoryzował Indie przez ponad pół wieku i nadal to robi pomimo nowej konkurencji. Royal Enfield jest jest częścią kultury indyjskiej i to tej ogólnej nie tylko motoryzacyjnej. Ten motocykl się spotyka na każdym kroku, on jest po prostu wszędzie i dla nas było oczywiste, że musi być częścią naszej przygody. Oczywiście wiedzieliśmy, że to jest prehistoryczna konstrukcja i że będziemy mieli z nimi trochę kłopotów. Ale wiedzieliśmy również, że jak się coś popsuje to tylko te motocykle hindusi będą w stanie pomóc je nam naprawić. I tak rzeczywiście było, część napraw dokonywaliśmy sami a część tych bardziej skomplikowanych robiliśmy w tzw autoryzowanych serwisach na chodniku!
KP: Jak wyglądało wypożyczanie jednośladów? Organizowałeś je w Polsce czy na miejscu? Słyszałam, że będąc w Indiach trzeba mieć anielską cierpliwość, zgadzasz się z tym?
MZ: O tak. Trzeba mieć świadomość, że sprawy tam się załatwia całkowicie inaczej niż u nas czy szeroko pojętej europie ale o tym za chwilę.
Pierwszą sprawą do zadecydowania jest gdzie będziemy chcieli wypożyczyć motocykle. Opcje są dwie: albo w Delhi albo w Manali. W Delhi plusem jest to, że mamy zdecydowanie lepszy wybów i ceny ale minusem jest to, że musimy się dojechać na motocyklach z Delhi w Himalaje a to nie jest ani łatwe ani szybkie. Jeżeli natomiast zdecydujemy się wypożyczyć motocykle w Manali to pomijając fakt, że będziemy mieli mniejszy wybór to bardzo łatwo się przedostać środkami komunikacji publicznej z Delhi do Manali. W ten sposób zaoszczędzimy trochę czasu ale kto wie czy nie zdrowia ponieważ poruszanie się motocyklem w Indiach w rejonach poza górskich było dla mnie znacznie bardziej niebezpieczne niż te osławione “The most dangerous roads in the World”. Przy okazji jak ogłądałem na Discovery słynną serię Ice Road Truckers - Himalaje to się za boki łapałem jak zwykłą drogę górską można pokazać jako śmiercionośną trasę na której za każdym zakrętem czai się kostucha: http://www.history.com/shows/irt-deadliest-roads
Sprawy wynajęcia motocykli zaczeliśmy organizować przez internet na ponad miesiąc przed wyprawą. To nie jest prosta sprawa, szczególnie jak się nie ma żadnych możliwości weryfikacji danych na miejscu. Nam się udało ponieważ znaleźliśmy znajomych znajomych, którzy są polakami mieszkającymi w Delhi albo ich znajomych hindusów. I tak wymieniając naprawdę dziesiątki emaili, szukając ofert od różnych firm wypożyczających Royale próbowaliśmy postawić na słusznego konia.

GC: Przyznaję, że osobiście byłem trochę przerażony wizją jeżdżenia lewą stroną nad krawędzią wielokilometrowych przepaści w kraju o kulturze i obyczajach o których nie wiedzieliśmy właściwie nic, dlatego wydawało się, że ten dojazd z Deli w Himalaje pozwoli nam się oswoić trochę z tamtejszym ruchem i obyczajami zanim zderzymy się z największymi na świecie górami. Mieliśmy też poczucie że stolica Indii może nam zaoferować większe i tańsze możliwości wypożyczenia motocykli. Wszystko to zostało zweryfikowane na miejscu.

MZ: Odrębną historią jest proces już samego procesu wypożyczania motocykli na miejscu i cała logistyka ich dostarczenia nam. Kosztowało nas to sporo życia ale przede wszystkim dlatego, że nie znaliśmy mentalności i sposobu działania hindusów. Podsumowując udało nam się wypożyczyć, jak się później okazało, w całkiem dobrym stanie motocykle i w bardzo dobrej cenie.

GC: Trzeba dodać że z obawy przed tamtejszym chaosem komunikacyjnym i w obliczu braku doświadczenia, przyjęliśmy propozycję człowieka który wypożyczał nam motocykle, że dostarczy je do hotelu, na obrzeżach miasta. Oczywiście zapłaciliśmy niemałą kaucję i wróciliśmy do hotelu czekając do godziny 16tej kiedy miał się pojawić ów człowiek z motocyklami. Około godz. 22giej zaczęliśmy się trochę niepokoić tym bardziej, że urwał się z nim kontakt telefoniczny. O 24tej byliśmy przekonani że cały nasz misterny plan wziął w łeb bo pożyczający utrzyma się przez najbliższe pół roku za kaucję i pewnie zamknął interes. Rozdzieliliśmy się i pojechaliśmy pod jego "biuro" które o dziwo ciągle było otwarte i ktoś tam jeszcze pracował. Motocykle dojechały lekko po 1wszej w nocy i wszyscy z uśmiechem w końcu dobiliśmy interesu.

pic2.jpg

Fragment korespondencji z hindusem, od którego wypożyczaliśmy Rayal’e:
2010/5/22
we can give you the bikes but plz do not ask for any discounts coz its peek time but for u i can reduce rs1000 per bike n the deposit will be rs 20000 per bike plz confirm the deal as soon as possible coz there is no time left
2010/5/23
i have gone through all the details so u will get spare parts n some tools will be waiting for your arrival my address is 1743/55 hari singh nalwa street karol bagh near bikanerwala sweet shop new delhi 110005 mobile no +919873169943 my name is mohit soni from smart motors
https://drive.google.com/file/d/0B8t...it?usp=sharing
KP: Jak się spisały motocykle podczas podróży? Spotkaliście się z jakimiś awariami?
MZ:Oczywiście staraliśmy się jak najbardziej sprawdzić motocykle przed wypożyczeniem, zgodnie z instrukcją przytoczoną poniżej, no ale w przypadku mojego motocykla nie udało się w 100% wszystkiego wyłapać. Warto przy wypożyczaniu Rayal’a wycisnąć od hindusa maksymalnie dużo części zapasowych jak żarówki, linki, klamki, dętki a nawet jak się okazuje na moim przykładzie przynajmniej jeden komplet zębatek napędowych z łańcuchem. W moim motocyklu pomimo sprawdzenia stanu napędu po 200km okazało się, że zębatki straciły zęby, prawdopodobnie były zrobione z piasku. Moje szczęście było, że stało się to jeszcze na nizinach przed wjechaniem w wysokie góry. Wymiana napędy w Royal’u nie jest trywialna i bez specjalistycznych narzędzi się nie obejdzie a z takimi mieli problem nawet w autoryzowanym serwisie Royal Enfield. Wymiana napędu w moim motocyklu trwała dosłownie cały dzień i robiło to dwóch ludzi. Warto zwrócić uwagę na dysproporcje pomiędzy kosztem części a robocizny w Indiach. Za zestaw napędowy zapłaciłem 1500 rupii a za wymianę tego zestawu, czyli cały dzień pracy dwóch ludzi tylko 250 rupii czyli w przeliczeniu, części to ok. 68 złotych a robocizna 11 złotych, przy cenie i tak jak dla turysty do naciągnięcia! Tak więc zaczęło się poważnie ale później już było tylko lepiej. Oczywiście zdarzały nam się awarie ale już znacznie mniejsze i ja bym je zaliczał do rodzaju z tych “muszą się zdarzyć”. A więc były urwane linki sprzęgła, urwana klema na akumulatorze, jakieś problemy z gaźnikami czy wyciek oleju z amortyzatora. Te wszystkie pozostałe awarie usuwaliśmy sami albo z pomocą przydrożnych mechaników. I tutaj właśnie objawia się przewaga Royal’ów nad wszystkimi innymi motocyklami, Royal’e są wszech obecne i wszech obecni są mechanicy znający się na ich budowie. Nawet najlepszy japoński czy europejski motocykl może ulec awarii a w Indiach możliwości naprawy takiego motocykla spadają praktycznie do zera ze względu na brak dostępności jakich kolwiek części zapasowych czy warsztatów umiejących je naprawiać.
Podsumowując chcę podkreślić, że motocykle naprawdę się spisały bardzo dobrze. Eksploatowaliśmy je dość mocno przede wszystkim ze względu na drogi po jakich się poruszaliśmy. Zawieszenia w tych motocyklach nie są najnowszą techniką i pod koniec naszej podróży kilka amorków straciło olej ale do tego momentu na Royal”ach jedzie się dostojnie i bardzo wygodnie! Ja swojemu egzemplarzowi ufundowałem prawie kilku godzinną kąpiel w rzece Spiti jak się nudziliśmy i przeżył to, wymagał jedynie kliku godzinnego schnięcia na słońcu. Myślę, że swobodnie mogę stwierdzić, że Royal’e całkiem dobrze się sprawują jako motocykle enduro.

pic3.jpg

Przygotowanie motocykla i dokumentów: https://drive.google.com/file/d/0B8t...it?usp=sharing
KP: Będąc w Himalajach na pewno miałeś okazję znajdować się na dużych wysokościach. Czy dopadła Cię choroba wysokogórska? Jak w takich warunkach zachowywał się motocykl?
MZ: Nie dojechaliśmy do najwyższych przejezdnych przełęczy w Himalajach ale byliśmy na wysokości coś około 4700 mnpm. Nie miałem żadnego doświadczenia z takimi wysokościami wcześniej a w wysokie Himalaje wjechaliśmy praktycznie w ciągu 1,5 dnia i mimo tego chyba nie doświadczyliśmy tej choroby. Przynajmniej nie w rozumieniu tego jako coś dokuczliwego, owszem na tych maksymalnych wysokościach odczuwa się lekko zadyszkę przy wchodzeniu po schodach ale da się z tym żyć. Trzeba jednak pamiętać, że podczas pokonywania przełęczy bardzo szybko się wjeżdża na motocyklu nawet kilkaset metrów w pionie. Jeżeli podczas wjeżdżania trafi się na złe warunki pogodowe, mam na myśli przede wszystkim błoto na drodze, to można się bardzo zmęczyć. Koniecznie trzeba mieć tego świadomość, ponieważ w górach nasz organizm męczy się znacznie szybciej i możemy sobie nie zdawać sprawy jak bardzo jesteśmy zmęczeni i jak bardzo nasza sprawność spadła a do przepaści mamy przeważnie około 30 cm w tamtych rejonach. Jakakolwiek chwilowa utrata równowagi może się skończyć tragicznie, gdzie sytuacji, że przeciskamy się pomiędzy przepaścią a samochodami, ciężarówkami czy autobusami jest bardzo dużo, trzeba by ć wtedy w pełni sił. Nie wszyscy wiedzą, ale podstawową zasadą w górach wysokich jest picie dużej, naprawdę dużej ilości wody, nawet wtedy jak jest zimno i wcale nie czujemy pragnienia!
KP: Najciekawsze osoby jakie spotkałeś na swojej drodze to…
MZ: W każdej podróży dla mnie najważniejsze jest poznawanie ludzi. Znacznie łatwiej się tych spotkanych na drodze ludzi poznaje jak się jest w samotnej podróży no ale nam w grupie też się udało spotykać ciekawych ludzi i wschodzić z nimi w dłuższe relacje niż tylko hi czy hello. Pierwszą taką osobą a nawet grupą była rodzina podróżująca na jednym motocyklu wraz z całym swoim dobytkiem. Spotkaliśmy się dosłownie na środku drogi.

pic4.png

Oni zatrzymali się aby powiedzieć nam “hello” i pewnie krótko zagadać. No i tak zaczeliśmy rozmawiać gdzie jedziemy, któredy na jak długo. Dowiedzieliśmy się też coś o nich. W pewnym momencie rozmowy a mówiliśmy do siebie po angielsku kobieta zagadała do nas po Polsku. Bardzo się zdziwiliśmy, myśleliśmy, że pewnie zna jedno czy dwa słowa ale zaczeła mówić płynna polszczyzną. W trakcie rozmowy z nami dostrzegła flagi polskie naklejone na naszych kaskach no i się zorientowała, że jesteśmy Polakami. Jak się za chwilę okazało ona też jest pół Polką od strony ojca a jej matką jest niemiecka dziennikarką znaną niektórym ze słynnego na początku lat 90-tych programu w TVP “7 dni świat”. Spotkana rodzina też jest wielonarodowościowa i wielojęzyczna. Otóż głowa rodziny jest Irańczykiem a dziecko z tego co się zdążyliśmy dowiedzieć płynnie mówi po polsku, angielsku, hindi i innych dialektach hinduskich. Tak więc ta dosyć egzotyczna rodzina podróżuje sobie po Indiach na motocyklu z tego co zrozumieliśmy już dobrych kilkanaście lat z przerwami. Nie mamy pojęcia z czego się utrzymują i ale byli nieźle zakręceni. Spotykaliśmy ich jeszcze raz na trasie. Okazało się, że na noc zatrzymują się w opuszczonych budynkach czy innych ogólnie dostępnych miejscach tak więc nie wydają pieniędzy na noclegi w hotelach. Po powrocie udało nam się skontaktować z matką Pani Kasi. Bardzo się ucieszyła na wieść, że ją spotkaliśmy, zważywszy na fakt, że nie widziała się z córką chyba z pięć lat...

GC: Jedną z ciekawszych spotkanych postaci był rowerzysta Holenderski Piet który zajmował się w życiu pedałowaniem po Himalajach. W przerwach zarabiał pieniądze realizując kontrakty w chinach. W Losar graliśmy razem w karty gdzie utknęliśmy z powodu śniegu. Cały ten rejon rozciągający się po Tybet i Nepal był dla niego domem i spędził tam chyba większą część swojego skromnego życia. Opuścił wioskę godzinę przed nami a 'dogoniliśmy' go po około 30 kilometrach górskiej drogi. Miał wówczas pewnie z 65 lat.
KP: Jaki był najniebezpieczniejszy moment w podróży? Co się stało?
MZ: Dla mnie zdecydowanie najniebezpieczniejszy był moment wcale nie w górach ani na drodze ale w restauracji! Ale najpierw zbieg zdarzeń, który do tego doprowadził.
Wracając do Delhi byliśmy strasznie wykończeni. Droga schodząca z gór jest koszmarem. Jest praktycznie tylko jedna droga i jest totalnie zapchana przez ciężarówki. Jest ich setki a może nawet i tysiące. Jest to niebezpieczny moment bo ciężarówki indyjskie to ewenement na skalę światową. Dodatkowo zjeżdżając z gór praktycznie z minuty na minutę podnosi się temperatura, można powiedzieć, że doznaje się szoku temperaturowego. Uczucie jak by się było w piekle jeszcze potęguje rozgrzany silnik oraz asfalt. Nawet gdyby było można się rozpędzić, a nie można, nic by to nie dało, ponieważ przy nawet najwyższej prędkości jaką ten motocykl rozwija i tak owiewa nas gorące powietrze. Po całym dniu w totalnym zgiełku, jeździe nawet w nocy (gdzie zaprzysięgaliśmy, że różne rzeczy będziemy robić tylko nie jeździć po zmroku) nasze organizmy były na skraju wycięczenia.

pic5.jpg

Aby sobie to wynagrodzić postanowiliśmy udać się do porządnej klimatyzowanej restauracji. Praktycznie przez cały wyjazd nie jedliśmy mięsa, po prostu prawie wszystkie dania są wegetariańskie a nawet jak by było mięso to lepiej go nie jeść. W tych warunkach mięso jest trudno utrzymać bez bakterii a nasze żołądki są nie przystosowane do ich przyjmowania. No ale skoro jesteśmy w wyglądającej na porządną restaurację, gdzie jest klima to pewnie i mają lodówki to postanowiliśmy sobie zamówić dania mięsne. Ja wybrałem sobie Tandori Chicken - czyli jakiegoś kurczaka ala hindii. Był smaczny ale zauważyłem, że nie smakuje mi mięso tak jak bym się tego spodziewał, wydawało mi się, że jestem spragniony mięsa a się okazało, że jakoś nie, Dania wegetariańskie w Indiach są wyśmienite i w pełni zastępują mięso. W Polsce w życiu bym nie pomyślał, że mogę miesiąc bez mięsa przeżyć.
Wieczorem dotarliśmy do Delhi do naszej dzielnicy tybetańskiej, nawiasem mówiąc bardzo ją polecamy jako miejsce do zatrzymania się w Delhi. Wypruci do granic wytrzymałości zrzuciliśmy bagaże do pokoi i odpłynęliśmy. Dla mnie koszmar właśnie się zaczynał. Przebudziłem się w nocy z uczuciem torsji. Pomyślałem, że może to ze zmęczenia albo jakieś lekkie przytrucie jednak tym kurczakiem. Zwróciłem wszystko do kibelka i wróciłem do łóżka. Niestety nie poczułem się lepiej. Poszedłem jeszcze raz zwymiotować i jeszcze raz i jeszcze raz. Później już nawet nie wracałem do łóżka. Zaczęła się biegunka i to bardzo ostra. W ciągu praktycznie kilkunastu minut straciłem całą wodę z organizmu. Na nic się zdawały próby uzupełnienia płynów, co wypiłem to przeleciało jak po pustej rurze. Nad ranem było już ze mną bardzo źle, czułem, że opadam kompletnie z sił. W końcu zbudziłem chłopaków i poinformowałem ich, że sytuacja jest groźna, że jak za chwilę nie uda mi się skutecznie uzupełnić płynów może mi stanąć serce z powodu ostrego odwodnienia. Całę szczęście, że mieszkaliśmy w dzielnicy tybetańskiej, w której w porównaniu z innymi dzielnicami naprawdę jest porządek. Niedaleko była przychodnia. Chłopaki już praktycznie mnie donieśli tam. Nie będę jej opisywać, to nie są standardy opieki medycznej jakie mamy nawet w najpodlejszym szpitalu w Europie. Miałem szczęście ponieważ akurat był jakiś doktor na dyżurze. Zaaplikował mi jakieś płyny dożylnie i wysłał chłopaków do apteki po kroplówkę. Aby kupić 5l kroplówki musieli odwiedzić chyba ze 3 apteki no ale się udało w końcu zebrać wymaganą ilość. W między czasie zapisał na kartce recepturę na jakiś koktajl. Recepturę według lekarza można było zrealizować w pierwszej lepszej restauracji. Chłopaki polecieli realizować recepturę a ja wróciłem do hotelu gdzie non stop leżałem pod kroplówką.

pic6.png

Jak się później okazało receptura, którą udało się zamówić w knajpie okazała się bardzo skuteczna. Wnioskując po składzie i smaku składała się z jakiegoś rodzaju kefiru, rozdrobnionych bananów i innych owoców połączonych w całkiem smaczny shake. Ten shake to był pierwszy płyn, który nie przelatywał przez mój przewód pokarmowy bez zatrzymania. W tym stanie przewegetowałem 2 dni. W niedzielę, w dzień wylotu stawiłem się na lotnisku z kroplówką w ręku. Co najdziwniejsze wpuścili mnie z tym litrowym baniakiem przypiętym do żyły do samolotu, gdzie jest kategoryczny zakaz wnoszenia na pokład niczego c o ma więcej niż 100ml. Było to o tyle dziwne, że Indie to bardzo policyjny kraj, jest bardzo dużo kontroli i nie są one tylko dla formalności ale mnie w pół żywego jak widzieli z tą aparaturą, którą sobie sam trzymałem, jakoś wierzyli ...
KP: Gdzie zazwyczaj nocowaliście?
MZ: Podczas całego wyjazdu z założenia nie planowaliśmy spania pod chmurką czy w namiocie. Zresztą nie mieliśmy nawet jednego namiotu. W Delhi na czas potrzebny na wypożyczenie motocykli postanowiliśmy się zakwaterować w dzielnicy tybetańskiej w hoteliku Wongdhen House. Jest tam mnóstwo całkiem dobrych hotelików, restauracji a przede wszystkim jest całkiem czysto jak na standardy hinduskie. Po wyjeździe z Delhi też spaliśmy w hotelikach choć przeważnie to zbyt duże słowo. Raczej to były pokoje w kiepskim standardzie w odniesieniu do europejskich gwiazdek, na tamtejsze warunki myślę, że te przybytki miały wyższy poziom niż nam się wydaje. Przed górami, gdzie temperatury są bardzo wysoki nawet w nocy bardzo trudno się śpi w pokoju bez klimatyzacji. Często było tak, że rano byliśmy kompletnie zmęczeniu po nie przespaniu nocy z powodu duchoty. W górach już w ogóle nie ma hoteli tylko Guest House’y. Trzeba być przygotowanym na brak wody, prądu, pościeli czy w ogóle czystego łóżka. My nigdy nie korzystaliśmy z pościeli hotelowej a tylko i wyłącznie ze swoich śpiworów lub ręczników. Przy okazji z doborem śpiwora jest problem ponieważ zakres temperatur jest ogromny - od upałów po około 38 stopni w nocy do około zera stopni w Guest House’ach czy nawet minusowych temperatur w dużych namiotach sypialnych już w samych Himalajach.
KP: Czy zrealizowałeś założony plan podróży?
GC: Indie to była dla nas terra totalnie incognita, i choć oczywiście zakładaliśmy plan podróży czyli dotarcie do Leh to nie przywiązywaliśmy się specjalnie do niego. Indie to dla kogoś kto tam wcześniej nie był miejsca i kultury zupełnie nieprzewidywalne, jakaś inna część kosmosu, coś zupełnie nieprawdopodobnego, więc z natury rzeczy lepiej nie mieś ściśle dookreślonych planów. Gdyby wcześniej ktoś mi powiedział że nie da się przejechać asfaltową drogą więcej niż 30km dziennie nigdy bym w to nie uwierzył. Przez tą nieustającą ferie zaskoczeń, żar piekarnika od samych drzwi samolotu, niewyobrażalny chaos i brak jakichkolwiek zasad w komunikacji, przez nieprawdopodobne zderzenie z naszą kulturą dla kogoś kto pojawia się tam po raz pierwszy, Indie są totalnie nieprzewidywalnie piękne i wymykające się wszelkim planom. Nie można niczego zakładać jeśli się tam nigdy nie było. Jeśli się tam już było pewnie nie przyjdzie do głowy planowanie czegokolwiek.
MZ: To zależy jak na to spojrzeć. Nie przejechaliśmy trasy jaką sobie założyliśmy ale też nie było takiego planu aby się trzymać punktów na mapie bez żadnych odstępstw. Są dwa rodzaje podróżowania, według planu i według sytuacji zastanych na miejscu. My byliśmy zwolennikami tej drugiej opcji. Staraliśmy się rozmawiać z ludźmi na miejscu, podpytywać ich, gdzie warto pojechać albo dlaczego nie warto. Oryginalny plan był jechać drogą z Delhi do Manali i właśnie przez Manali wjechać w wysokie Himalaje. Po drodze jednak spotkaliśmy wcześniej wspomnianą mieszaną rodzinę na motocyklu. To oni podczas naszej krótkiej rozmowy bardzo nam proponowali alternatywną trasę przez dolinę Spiti. Po tej rekomendacji skręciliśmy na tą właśnie dolinę. Dolina rzeczywiście jest przepiękna. Już na samym jej początku postanowiliśmy trochę odbić w stronę granicy z Chinami do małej wioski Chitkul. Była to przepiekna trasa. Cieszyliśmy się jak dzieci. Pamiętam nawet, że wszyscy stwierdziliśmy, że jest tak piękna, że nawet jakbyśmy nigdzie dalej nie dojechali to już jesteśmy usatysfakcjonowani i już przeżyliśmy to na co liczyliśmy. Dalej jadąc doliną Spiti momentami musieliśmy się wspinać na pierwsze przełęcze. Krajobraz Himalai jest przepiękny i trudny do opisania. Te góry są takim miejscem, które nie da się opisać ani powiedzieć ani pokazać na zdjęciach czy filmach. Człowiek rzeczywiście doznaje tam coś w rodzaju nirwany a dokłądając do tego perspektywę motocykla to się nie dziwię, że w różnego rodzajach przewodników Himalayan Highway jest określana rajem dla motocyklistów i najpiękniejszą trasą motocyklową.

pic7.jpg

I tak sobie jechaliśmy nieśpiesznie przez tą przepiękną dolinę, z jednej strony nieśpiesznie ponieważ na Royalach nie da się podróżować szybko i chwała im za to a z drugiej strony po tych trasach nie da się jeździć szybko. Chociaż zdarzały się odcinki po, których próbowaliśmy ile pojadą nasze Enfieldy. Zbliżaliśmy się do przełęczy dzielącą nas od Manali. Dojechaliśmy do ostatniej wioski przed przełęczą Losar. Były już godziny mocno popołudniowe i się zaczęło zmierzchać więc zdecydowaliśmy się w tej wiosce zostać na noc i atakować przełęcz z samego rana. Jak się za chwilę okazało była to brzemienna w skutkach decyzja, która prawdopodobnie uratowała nam życie czy uchroniła od bardzo poważnych kłopotów. W każdych górach a szczególnie w najwyższych warunki pogodowe się zmieniają błyskawicznie i trudno jest cokolwiek przewidzieć. Tego popołudnia pogoda była mocno pochmurna i robiło się całkiem zimno. Nic nie zapowiadało drastycznej zmiany pogody…
Jak się przebudziłem rano zobaczyłem, że Piter już nie śpi i ma trochę zatroskaną minę. Spojrzałem na niego a on tylko powiedział abym spojrzał za okno.

pic8.jpg

Wyjrzałem i prawie nic nie widziałem oprócz wszechogarniającego białego puchu. W ciągu kilku godzin w nocy spadło około 30cm śniegu. Byliśmy całkowicie zaskoczeni, nic nie zapowiadało takiej aury. Z początku nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji. Pomyśleliśmy, że pewnie zaraz przestanie padać i pojedziemy jakoś dalej. Niestety śnieg padał przez następne 3 dni. Spadło tyle śniegu, że zostaliśmy całkowicie odcięci. Nie było możliwości jazdy w żadnym kierunku. Po tych 3 dniach przyszło słońce i to dopiero spowodowało największe spustoszenie. Ostre górskie słońce spowodowało bardzo szybkie topnienie śniegu a co za tym idzie rwące potoki spływające ze zboczy gór. Duże ilości spływającej wody zerwały drogę przed przełęczą. Uszkodzenie było na tyle duże, że nie było szans na jej naprawienie w jakimś rozsądnym terminie dla nas. Droga do Manali była kompletnie nie przejezdna, jak się później okazało przez następny miesiąc. My w Losar spędziliśmy tydzień czasu czekając aby droga powrotna stała się przejezdna. Wiedzieliśmy już, że do Leh nie dotrzemy ale nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy czy w ogóle uda nam się wrócić do Delhi na czas naszego odlotu do Warszawy. Przez ten tydzień w Losar pierwszy raz mieliśmy mnóstwo czasu dla siebie, na spacery po górach, na krótkie pojeżdżawki wokół wioski czy w stronę przełęczy aby zobaczyć na własne oczy, że droga jest kompletnie zasypana.

pic9.jpg

To był czas aby kiedy mieliśmy możliwość uczestniczyć w codziennym życiu miejscowych. Graliśmy z nimi w krykieta czy karty. Dużo rozmawialiśmy z innym podróżnikami, którzy razem z nami utknęli w tej wiosce. Nie było ich dużo, może z 10 osób w sumie. Z jednej strony czuliśmy niedosyt, smutek, że nie uda nam się dojechać do tych wielu miejsc, które chcieliśmy zobaczyć ale z drugiej strony cieszyliśmy się, że nic nam się nie stało i że mieliśmy okazję doświadczyć tej groźnej strony Himalai. Dopiero w Manali się dowiedzieliśmy z lokalnej gazety, że na przełęczy tej feralnej nocy rozegrały się dramatyczne sceny. Jedna osoba zginęła a kilkanaście innych musiało zostać ewakuowanych śmigłowcami.

pic10.jpg

Gdy już nam się udało wydostać z wioski drogą powrotną zaczęliśmy się kierować w stronę Manali. Po kilku dniach wreszcie dotarliśmy do Manali, to miasto w rodzaju naszego Zakopanego tylko, że tamtejsze Krupówki są tak zatłoczone jak to tylko w Indiach jest możliwe. Ulokowaliśmy się na obrzeżach Manali w miasteczku Vasicht. Bardzo fajne miejsce, mnóstwo turystów, knajpek, gorących źródeł i innych atrakcji. Bardzo popularny jest tam rafting. W Vasischt snuliśmy leniwe życie, jakieś piwko, masaże, wieczorne kąpiele w gorących źródłach czy próbowanie zielonych roślinek rosnących wszędzie za płotem …
Wreszcie nastał czas powrotu. Główna droga z Manali do Delhi to osobna historia. Jeżeli ktoś ją przejechał i przeżył to pozostanie ona w pamięci na zawsze.
Podsumowanie wyprawy:
Czas podróży - miesiąc (wraz z pobytem w Delhi)
Przejechany dystans - trudno powiedzieć może coś około 1500-2000km (to dużo na tamtejsze warunki)
Koszt - całkowity koszt to coś około 5 000 PLN na uczestnika (rok 2011)



https://picasaweb.google.com/1082110.../Motohimalaje#
Złom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.09.2014, 23:36   #44
Złom
601493080
 
Złom's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 1,406
Motocykl: XL600
Złom jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 8 godz 11 min 58 s
Domyślnie

Zazigi aktualnie na mazurach próbuje zatopić łódkę ...
Złom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08.11.2014, 13:23   #45
Złom
601493080
 
Złom's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Posty: 1,406
Motocykl: XL600
Złom jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 8 godz 11 min 58 s
Domyślnie

Dla tych wszystkich co już byli albo co dopiero się wybierają albo po prostu chcą się tam przenieść myślami:

http://issuu.com/tajinderwalia/docs/tsp_detour_view2#
Załączone Grafiki
Typ pliku: png Capture.PNG (1.60 MB, 8 wyświetleń)
Złom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Polska - Indie przez turcje, Iran i Pakistan landlord Przygotowania do wyjazdów 13 10.02.2020 23:00
INDIE, HIMALAJE, Sierpień 2010 JaroGL Trochę dalej 156 09.09.2015 14:49
Himalaje 2011 Stachu Przygotowania do wyjazdów 20 03.06.2011 00:47
Himalaje 2011 Stachu Umawianie i propozycje wyjazdów 0 22.05.2011 13:52
Indie - wypożyczenie motocykla w Delhi klanol Przygotowania do wyjazdów 5 03.10.2008 21:58


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:06.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.