![]() |
#21 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 19 godz 49 min 13 s
|
![]()
To już wiem, czemu ludzie jeżdżą tłumnie we wrześniu ....
My w lutym niestety tylu zwierząt nie widzieliśmy... Plus był taki, że ludzi też nie ![]() cyt: Po drodze największy znany meteoryt, jaki spadł w jednym kawałku na ziemię â Hoba koło Grootfontein â około 8 ton żelaza i niklu. 8 ton to ma 1 m3 stali ![]() Ten kawałek kosmosu ma co najmniej 10 x tyle ![]() nie mogłam się powstrzymać ![]() DSC03220.jpg
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
![]() |
![]() |
![]() |
#22 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]()
taaa wrzesień, październik jest dużo lepszy pod względem zwierząt - to koniec pory suchej - czyli zwierzęta gromadzą się przy resztkach wodopojów.
a on waży ok 60 ton - pomyłka w klawiaturze No dobra....teraz czas na Botswanę i dawną Rodesię - zwaną Zimbabwe Masakra - płaci się tam $ US nawet oficjalnie w sklepie. Mugabe ostatnio , ze względu na brak kasy przekazał policji że wypłatę mają sobie pobierać w formie mandatów ![]() Jednym słowem zalegalizował wymuszanie Jak do mnie coś zaczął nawijać to ja do niego po polsku - no i dyskusja trwała z 5 min. Mina policjanta zaczynała się wydłużać...wydłużać - bo zobaczył białego z którym nie może się dogadać....machnął ręką i się skończyło ![]() Ostatnio edytowane przez kajman : 25.11.2014 o 13:35 |
![]() |
![]() |
![]() |
#23 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]()
20.09.2014 – sobota
Wczoraj udało nam się pokonać drogę bardzo sprawnie – ok. 260 km asfaltem + przejście graniczne Namibia – Botswana. Trochę biurokracji, zwłaszcza przy odprawie samochodu, ale w rezultacie już przed 14:00 byliśmy na miejscu. Po drodze udało nam się jeszcze zobaczyć skansen murzyńskiej wioski (b. interesujący) w Kwando i park narodowy Mudumu (bez sensu – całkiem pusty). ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Po krótkim odpoczynku dwoma samochodami z biura turystycznego wyjechaliśmy z campingu nad rzekę Chobe. Chociaż początkowo nasz kierowca pomylił przystanie, to ostatecznie dojechaliśmy z niewielkim opóźnieniem na właściwe miejsce. Po drodze mieliśmy okazję obejrzeć ślady zniszczeń pozostawionych w mieście przez stada słoni – zdemolowane ogrodzenia, uszkodzone budynki... Chyba lubią się zdenerwować. Stamtąd wypłynęliśmy na rzekę. Jaki rejs!... Jeszcze w życiu nie oglądaliśmy takiej ilości zwierząt na tak małej przestrzeni, a do tego z tak bliska. Setki słoni, dziesiątki bawołów i hipopotamów, krokodyle, antylopy, małpy, ptaki... Słoniątka baraszkujące beztrosko w przybrzeżnych wodach. Na środku rzeki rajska wyspa, cała porośnięta bujną trawą, idealnie płaska, praktycznie bez drapieżników. Słonie, bawoły i hipopotamy obserwowane z odległości paru metrów. Spokój i majestat... Właśnie tutaj skompletowaliśmy „Big Five“ – „Wielką Piątkę“ (słoń, nosorożec, lew, lampart, bawół). Po wizycie w Etoshy brakowało nam już tylko bawoła. Mam nadzieję, że na zdjęciach udało się uchwycić chociaż część tej magii... Po powrocie długo jeszcze nie mogliśmy dojść do siebie. Natomiast w nocy słoń zrobił kupę dokładnie obok naszego domku, a potem długo rozrabiał w ośrodku. Cóż... przespaliśmy. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Zaprzeczenie że w Afryce jest głód ![]() Rano odebraliśmy lekcję na temat różnic pomiędzy Botswaną i Namibią. Rozliczenie naszej 12-sto osobowej grupy okazało się zadaniem ponad siły dla sympatycznej recepcjonistki. Minęła ponad godzina, kiedy wreszcie z ulgą mogliśmy ruszyć w drogę. Tylko 80 km, ale po drodze kolejna granica – tym razem z Zimbabwe. Baliśmy się jej i faktycznie bałaganu co niemiara, ale i tak w ciągu godziny udało nam się zakończyć formalności, by już o 13 dotrzeć do miejscowości Victoria Falls. Nasza przewodniczka Joy, która przygotowała dla nas cały program – rafting i loty helikopterem, wizyta w Zambii, itp., dotarła do nas dopiero po 14 i okazało się, że mamy bardzo mało czasu, bo najpiękniejsze tęcze nad wodospadami Wiktorii pokazują się około trzeciej. Dlatego, po szybkim ustaleniu, kto czego pożąda, ławą ruszyliśmy ku wodospadom. Nam udało się tam dojechać parę minut po 15.... Pierwsze spotkanie z jednym z cudów natury tego świata zdecydowanie potwierdza, że koniecznie trzeba tu było dotrzeć. Specyficzne położenie wodospadów (ziemia się „rozstąpiła“ w tym miejscu) sprawia, że można je obserwować z przeciwległego brzegu niczym w teatrze. Oszałamiające wrażenie... Przemkiem wstrząsnęło tak bardzo, że przetrzymał tam do zachodu słońca, chociaż słońce około piątej zatonęło w chmurach i efektownego zachodu nie było. Może zresztą się mylę i na chwilę mu zaświeciło? Zobaczymy na zdjęciach. Jutro rano słynny rafting na Zambezi, po południu Zambia, a pojutrze rano lot helikopterem. Już się nie możemy doczekać... ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() 21.09.2014 – niedziela Chyba mamy dość... Rano, zgodnie z planem, wyjazd na rafting. Po krótkim instruktażu każdy otrzymuje swój zestaw – kask, kapok, koszulkę i wiosło, wsiadamy na ciężarówkę osobową i jedziemy na start. No, może nie do końca... Trzeba jeszcze pokonać ponad 100 m pionowo w dół, po schodach i stopniach bardziej przypominających drabinę. Na miejsce dochodzimy już lekko podmęczeni. Cała polska siódemka (Marta, Majka, Mariola, Andrzej, Robert i my) trafia na jeden ponton i ruszamy. Przed nami 19 przeszkód („rapids“), choć tak naprawdę więcej, bo parę z nich ma numery typu 12a, 12b, 12c itd... Największe emocje pojawiają się na Rapid 5 („fifty-fifty“ – podobno połowa się nie wywraca, a połowa i owszem). Znaleźliśmy się po tej ciekawszej stronie, a łódka wywróciła się do góry dnem, a więc nastąpił „trzeci przypadek“ z instrukcji bezpieczeństwa (pierwszy – wyleciałeś, ale trzymasz się liny, drugi – wyleciałeś i nie masz kontaktu z pontonem). W efekcie, na krótki okres zostaliśmy wyłowieni i zaokrętowani na dwóch różnych łódkach, a załoga miała pretekst, aby się o nas pomartwić. Po ok. 5 minutach byliśmy jednak znowu u siebie. Potem ominęliśmy lądem przeszkody nr 7 (jako jedyni) i 9 (jak wszyscy), ale pozostałe uczciwie zaliczyliśmy („9 jest piękna, ale nazywa się „komercyjne samobójstwo“ bo jest zła dla biznesu“ stwierdził nasz przewodnik i miał nieco racji, bo przy jej pokonywaniu śmiertelność tej imprezy natychmiast wzrosłaby znacząco). Po przepłynięciu każdej kolejnej przeszkody z entuzjazmem wznosiliśmy pionowo wiosła i z głośnym okrzykiem triumfu uderzaliśmy nimi o siebie. W sumie niezapomniane przeżycie, chociaż dawno nie popiliśmy takiej ilości wody... Uwzględniając, że średnia wieku naszej załogi była około dwa razy wyższa niż najstarszej z pozostałych, daliśmy sobie radę powyżej oczekiwań. Pod koniec mięśnie ramion chwilami odmawiały już posłuszeństwa. Po pokonaniu ostatniej przeszkody nasz sternik pozwolił nam uczcić ten sukces kąpielą w Zambezi, z czego większość skwapliwie skorzystała. Najtrudniejsza część, to ta ostatnia – powrót na poziom +100 m. Wspinaczka niemal pionowo w górę – zajęła nam tyle czasu, że na lunch zostało jedynie parę minut. Potem, przez godzinę tłukliśmy się szutrowymi wyboistymi dróżkami, by „osobową ciężarówką“ wrócić do punktu wyjścia. Ledwie wróciliśmy do hotelu, trzeba było ruszać w drogę – postanowiliśmy wyskoczyć na kawę do Zambii, a konkretnie do Livingstone. Miasteczko, wycieńczone przez malarię, stanowi zaledwie cień dawnej świetności. Ale wciąż cieszy oko parę kolonialnych budynków z początku XX w. Po mieście obwoził nas przesympatyczny taksówkarz o imieniu Kris. Od niego dowiedzieliśmy się, m.in., że część zwłok Livingstone’a (konkretnie serce i wnętrzności) została pochowana w Kalambo, 1000 km stąd... Sprawdziliśmy – nie Kalambo, a Chitambo, i nie 1000 km, ale ok. 250 km na północ od miasta. Oczywiście samolotem, który stoi przed poświęconym mu muzeum, często latał. Cóż, jak wiemy, zmarł w roku 1873, ale niech mu tam... Trafił nam się prawdziwie wyedukowany przewodnik, ale przynajmniej pełen pasji i sympatyczny. Do hotelu wróciliśmy około 19-ej, było już ciemno. Podczas hotelowej kolacji niektórym zamykały się oczka... Oj, działo się dzisiaj, działo... A jutro kierunek Savuti – powrót do Botswany. Lot nad wodospadami po konsultacji z Przemkiem odwołujemy. Także jutro rano żegnamy się ze Sławkiem i Darkiem zwanym Władkiem. Odlatują z Livingstone, przez Johannesburg do Europy... Tu mała dygresja z mojej strony - ja poleciałem z kilkoma uczestnikami i poniżej zdjęcia - pozwalające ocenić ogrom tego wodospadu trzeba pamiętać że jest to tzw niski stan wody - nawet baaardzo niski ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() 23.09.2014 – wtorek Wczoraj zebraliśmy się o 10-ej, potem godzina do granicy Zimbabwe z Botswaną, gdzie zrezygnowany celnik (nie mieliśmy żadnej świeżej żywności do zajęcia) poprosił o chociaż 20 pula (ku naszemu zdziwieniu to botswański urzędnik okazał się skorumpowany). Śpieszyliśmy się, więc odszedł usatysfakcjonowany... Potem asfaltem kilkadziesiąt kilometrów w stronę Savuti, po czym kolejne 80 km przez piaski do Savuti Camp. Sam ośrodek nieogrodzony, więc wizyty zwierząt (zwłaszcza słoni) to codzienność. Łazienki wyglądają jak forteca otoczona betonowym murem. ![]() ![]() Słoń szalejący w obozie Hiszpanów ![]() ![]() ![]() Nas spotkanie ze zwierzyną ominęło, za to przy dzisiejszym śniadaniu towarzyszyło nam kilkadziesiąt ptaków. Natomiast, mimo nocnych pojękiwań hien, żadnej nie udało nam się zobaczyć. Po śniadaniu piasków ciąg dalszy – 150 km traktu przebyliśmy w ciągu 8 godzin. Po drodze dziesiątki słoni, a poza tym żyrafy, zebry, gnu, gazele. Świetny trening off-roadowego prowadzenia samochodu. Pierwszy raz natrafiamy na rzeki, które trzeba pokonać samochodem. Jest trochę emocji, a niedługo przed biwakiem, przy jednej z przepraw, Andrzej gubi tablicę rejestracyjną. Na szczęście jego pełne poświęcenia poszukiwania kończą się sukcesem i po paru minutach triumfalnie wznosi tablicę nad głową. Dziś celem był park narodowy Moremi, czyli delta Okavango. Nasz campsite – Third Bridge – w sercu delty. Słoni mamy nadoglądane na kilkadziesiąt najbliższych lat... Jutro cały dzień na miejscu. Ostatni dzień obozowy. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#24 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]()
24.09.2014 – środa
Do południa Ci, którzy mieli wystarczające zapasy paliwa (czyli my, wzmocnieni kadrowo o Przemka, Monikę i Andrzeja) ruszyli w poszukiwaniu zwierząt i wrażeń. Piękną, mocno off-roadową dróżką dotarliśmy najpierw do Second Bridge, a około 2,5 km dalej – nawet do First Bridge. Swoją drogą, te dwa mosty – w odróżnieniu od trzeciego – wznosiły się przynajmniej nad wodą, a nie pod... Po drodze udało nam się sfotografować głównie ptaki, ale i parę żyraf, i stado antylop też się trafiło. O 15-ej wsiedliśmy na łódkę, która zabrała nas w stronę rzeki Okavango. W stronę, bowiem delta to sieć niekończących się kanałów, poprzedzielanych niekiedy mniejszymi lub większymi lagunami lub jeziorkami, ale nie ma tam czegoś takiego jak główny nurt. Jedyne, co możesz zrobić, to próbować płynąć mniej więcej w stronę, gdzie rzeka zaczyna się rozgałęziać. Po drodze mnóstwo ptaków (z najmniejszym zimorodkiem – wielkości włoskiego orzecha), jaszczurki, krokodyle, a na deser hipopotamy i słonie. Nasz przewodnik w gąszczu krętych kanałów drogę wyszukiwał tak pewnie, że w pewnej chwili sądziłem nawet, iż tak naprawdę każda droga prowadzi celu. Dopiero, kiedy wracając musieliśmy się zatrzymać, aby przepuścić łódkę z naprzeciwka (co było uzgodnione radiowo 5 minut wcześniej) zrozumiałem, że płynęliśmy jedyną prawidłową trasą w całym tym labiryncie. Tym większy szacunek dla naszego pilota! Wieczorem pożegnalny obozowy wieczór – ostatni pod namiotami, uświetniony wizytami hieny i słonia. Zmasowany atak świetlny („czołówkami“) skutecznie zniechęcił tego drugiego do zapoznawania się z naszym menu, ale hiena twardo dobrała nam się do worka z odpadkami i dopiero na skutek zdecydowanych okrzyków niechętnie się oddaliła. Jutro Kalahari... 25.09.2014 – czwartek Pierwsze pięćdziesiąt kilometrów – do południowej bramy parku Moremi, to znowu klasyczny off-road – 15 km/h. Potem jeszcze kilkadziesiąt kilometrów szutrów i w końcu jesteśmy na prawdziwym asfalcie. Dzisiejsza trasa to łącznie 660 km – do granicy z Namibią, a nawet 20 km dalej. Około 17-ej docieramy do Kalahari Bush Breaks - przecudnej oazy na środku pustyni. Sama Kalahari tutaj nie jest podobna do potocznego wyobrażenia pustyni. To raczej suchy ugór, porośnięty jeszcze bardziej suchymi kępami traw i krzaków, nagrzewany przez słońce jak patelnia. Taka patagońska pampa, tyle, że temperatury znacznie wyższe. Kalahari Bush Breaks to prowadzony przez bardzo sympatyczną rodzinę Afrykanerów ośrodek (camping i domki o bardzo stylowej architekturze) zatopiony w morzu kwiatów. Oczko wodne nieopodal przyciąga dziesiątki antylop, które można oglądać także nocą – oczko jest oświetlone. Samą pustynię widzimy w promieniu parunastu kilometrów, gdyż ośrodek znajduje się na niewielkim wzniesieniu. W domkach przebojem są duże okna w łazienkach – można obserwować antylopy siedząc na sedesie lub biorąc prysznic. Wytworna kolacja prowadzona przez niezrównanego mistrza ceremonii, to m.in. befsztyk z elanda – pycha! ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() 26.09.2014 – piątek Bardzo nam się nie chciało ruszać z tej oazy. Miejsce naprawdę wyjątkowe. W końcu nie było wyjścia i około 11-ej wyjechaliśmy na ostatnie 300 km naszej przygody. Sama droga przez pustynię – bez większych wrażeń – asfalt po horyzont. Wczesnym popołudniem dotarliśmy do Arebbusch Travel Lodge – to tutaj zaczynaliśmy naszą afrykańską podróż. Potem krótki spacer po centrum Windhoek (m.in. pomnik złożony z ponad 20-stu odłamków meteorytu znalezionego w Namibii), a wieczorem pożegnalna kolacja, wino, wspominki... 27.09.2014 – sobota Ostatni dzień w Namibii. Po wymeldowaniu się i złożeniu bagaży jedziemy do centrum miasta na pożegnalny spacer i zakupy. Zwiedzamy m.in. Muzeum Narodowe, które poraża nas odważną wizją świata zbliżoną swoją stylistyką do słusznie minionych czasów socrealizmu. W pięknym protestanckim kościele właśnie rozpoczyna się ceremonia ślubna. Rodzice panny młodej uśmiechają się pięknie ze zdjęcia, gdyż nie mogli pojawić się tu osobiście... Potem odwiedzamy kolejowy dworzec – sieć połączeń mieści się dużymi literami (oczywiście czcionką gotyk!) na ściennej tablicy, więc każdy sobie może swoje połączenie odnaleźć bez trudu. Jedyne opcje to Keetmanshoop i Walvis Bay; Tsumeb i Gobabis widnieją na rozkładzie, ale zegary pokazujące godzinę wyjazdu pociągu do tych miejscowości nie mają wskazówek... Włóczymy się trochę po mieście, stolica Namibii nie jest duża i centrum można obejść bardzo szybko, ale czujemy się tu bardzo dobrze – podobnie jak i w całej Namibii. Po szóstej zabiera nas na lotnisko zaprzyjaźniony kierowc. 21:35 – odlatujemy z Windhoek. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() KONIEC EPILOG Jurek miał rację – to rzeczywiście była jedna z podróży życia. Przeżyliśmy bardzo intensywne trzy tygodnie, często brakowało nawet czasu, by na gorąco notować wszystkie wrażenia. Podczas podróży spotkaliśmy wszystko, czego mogliśmy oczekiwać – fantastyczne krajobrazy, interesujący ludzie, a przede wszystkim – niewiarygodne bogactwo afrykańskiej fauny. Na pewno rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Osobny temat, to poziom cywilizacyjny krajów, które odwiedziliśmy. Zaskakujący porządek i czystość, komfort na campingach, życzliwa obsługa... Właściwie nie było sytuacji, w której czulibyśmy się źle potraktowani. To nie jest typowe dla Afryki. Mimo całej egzotyki przebywaliśmy cały czas na obszarze przyjaznym i zrozumiałym dla Europejczyków. Wreszcie „last but not least“ – podstawą sukcesu każdej wyprawy jest dobry program i organizacja. W tym wypadku program był bardzo dobrze przemyślany, uwzględniał przy tym sugestie uczestników. Samochody poradziły sobie w tych trudnych warunkach koncertowo – jedyny problem, to dwie przebite opony i problemy elektryczne z jedną z radiostacji. Miejsca, które odwiedziliśmy, były na swój sposób wyjątkowe – każde miało charakter i atmosferę. Podział noclegów na „obozowe“ i „komfortowe“ (w lodge’ach) miał głęboki sens – po paru noclegach na dachu samochodów mogliśmy w dobrych warunkach doprowadzić naszą odzież i siebie samych do podstawowych standardów czystego człowieka. |
![]() |
![]() |
![]() |
#25 |
Ciśnienie rośnie ;)
![]() Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
![]()
Afryka z dwóch ostatnich zdjęć podoba mi się najbardziej
![]()
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
![]() |
![]() |
![]() |
#26 |
Autobanned.
![]() |
![]()
Kajman łajuzo przez Ciebie Afryka mi się przypomniała i zachciała ...ten wodospad, słoń i ostatnie foto ...
![]()
__________________
Chromolę Afrykę wolę ...Hobbysta Afrykański.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#27 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Sanok
Posty: 2,017
Motocykl: EXC, ST 1300
Przebieg: rośnie
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 5 dni 6 godz 32 min 57 s
|
![]()
Piękne te widoki - wszystkie
![]()
__________________
Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą |
![]() |
![]() |
![]() |
#28 | |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]() Cytat:
4 auta a ile wyniosła - zależy kto ile chce wydać masz u mnie na stronie ofertę dolicz sobie bilet - ok 3200 przez Frankfurt i na miejscu - paliwo mniej więcej jak u nas palą 12 l/100 km jedzenie też jak u nas płacisz za wjazdy do parków i to wszystko zależy ile osób w samochodzie - samochody są 4 osobowe |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#29 |
![]() Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
![]() Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#30 |
Zarejestrowany: Sep 2011
Miasto: KRAKÓW
Posty: 3
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 1 dzień 11 godz 41 min 3 s
|
![]()
ha ha; widzę że towarzystwo od lewaków z 4x4 tu się przeniosło
![]() jeszcze raz witam wszystkich |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Na południe! Tam muszą być słonie! czyli Namibia 4x4 | jagna | Trochę dalej | 56 | 29.03.2016 15:11 |