01.11.2014, 22:28 | #91 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Online: 3 dni 2 godz 31 min 26 s
|
Dodać tylko chciałbym,że CI Koreańczycy to w większości (poza 2szt)byli płci odmiennej niż nasza i ........ byli całkiem całkiem. Wiedząc jednak,że mogą to czytać nasze żony pozostaje także jak Seba przy sformułowaniu Koreańcycy.Heeheheh
Dodam także dla zainteresowanych,że BMW po zatankowaniu z wiadra nie wymagało specjalnego potraktowania komputerem diagnostycznym, co nie jest aż tak oczywiste w najnowszym modelu.Wogule jakoś tak dobrze sobie radziło .... Jak na BMWheeheh Jednak tankowanie z wiadra nieznanego paliwa przyniosło swoje skutki w moim viaderku. Siorbie olej od tego czasu. Leżą w domu już nowe uszczelniacze ,ale do dziś nie mogę się zebrać do wymiany i tylko ciągle dolewam oliwy. |
04.11.2014, 20:00 | #92 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
A może ktoś forumowiczów z Bielska Białej , lub okolic zna osoby ze zdjęcia ?
Te hi hi , haha to było do Roberta . Pewnie wpadł laskom w oko
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 07.07.2015 o 22:04 |
25.11.2014, 22:07 | #93 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
Godzina szósta rano . Jesteśmy już po śniadaniu . Motocykle zapakowane, a my czekamy na naszego gospodarza . Dokładnie rzecz ujmując czekamy na otwarcie bramy zamkniętej na wielką solidną kłódkę . 06:10 , 06:15 , 06:20 âŚ.. zaskrzypiała furtka . W nocy owe skrzypienie "przyprawiało nas o zawał serca" , teraz jednak syczę sobie pod nosem "wreszcie" . Przychodzi władca posesji . Podkrążone oczy i "subtelny" zapach berbeli wyraźnie mówią , że noc była ciężka .
-Przepraszam chłopaki , ale miałem coś do załatwienia . Tłumaczy się . Jestem nie wyspany ( tą noc z całą pewnością można zaliczyć do najgorszych na całej wyprawie ) i nie mam ochoty na konwenanse . -Słuchaj !!. Co tutaj w nocy się działo !! Jakieś auto wjechało na posesję , a później z niej wyjechało .Nie wiedzieliśmy co się dzieje . -Przyjechałem , bo chciałem powiedzieć wam dobranoc . -Przecież mówiłeś nam dobranoc !! Spać przez ciebie nie mogliśmy . Baliśmy się !!! Tak - Rozbrajająco zdziwiony pyta właściciel . Czy faktycznie chciał powiedzieć dobranoc , czy dopić się z nami , czy może miał jakiś inny cel tego już się nie dowiemy . Z całą pewnością nie był sam , bo nie jest szybki jak Struś Pędziwiatr by kierować samochodem i jednocześnie zamykać bramę ( a ta nie była sterowana z pilota ) . Ostatecznie żegnamy się bez nadmiernego urazu i ruszmy w drogę . Wcześniej Adam na nawigacji wypatrzył w Hissar miejsce oznaczone jako historyczne . Jesteśmy blisko , więc klucząc uliczkami jedziemy sprawdzić co znajduje się pod punktem na mapie . Ów punkt to Twierdza z XVI wielu , a raczej to co z niej zostało . Jest również medresa oraz mauzoleum Hodży Machdumiego Azama (XVIw) . Jest dosyć wcześnie i nikogo oprócz nas tutaj nie ma . Obchodzimy obiekt robiąc zdjęcia , wsiadamy na motocykle i już bez planowanych postojów jedziemy na granicę z Uzbekistanem .
Granica z Uzbekistanem . Nie taki diabeł straszny jak go malują . Wypełnianie dokumentów , kontrola bagaży i krótka pogawędka z obsługą terminala zajmuje jedynie godzinę i czterdzieści minut , czyli nawet nie jedną trzecią czasu odprawy spotkanego w Kirgistanie Czecha . Niewątpliwie czas przyspieszyły kartki z policzoną walutą , jak i śmierdzące położone na wierzchu w worku skarpety z resztą bielizny na które pogardliwie spojrzał mundurowy rezygnując z dalszego zagłębiania się w bagaż . W Tadżykistanie było ciepło , tutaj jest już skwar . Za granicą wymieniamy dolary .Wyglądam jak cinkciarz spod Pewex-u . Mam tak gruby zwitek uzbeckiej waluty , że nie mieści się portfelu . W pierwszym większym miasteczku zatrzymujemy się na zakupy . Już po chwili mamy kilku nowych kolegów . Tubylcy mówią nam , że otwarto nową drogę , która skróci nam dojazd do Samarkandy ( co okazało się cenną wskazówką ) .
Po małej przekąsce tankujemy motocykle. Niedaleko sklepu przy drodze stoją flaszki . Według udzielonych wcześniej wskazówek oznacza to , że w tym miejscu trzeba poszukać kierownika , który spienięży nam "lewe" paliwo . Kierownikiem jest miła pani , jednak nie dla wszystkich paliwa do pełna wystarcza . Uzbekistan w porównaniu z Tadżykistanem jest bardziej czysty i ma lepsze drogi . W Samarkandzie jesteśmy po zachodzie słońca . W zasadzie jest już ciemno , a my wciąż szukamy noclegu . Taksówkarze proponują nam hotele , jednak cenowo to za wysokie progi na nasze nogi . Zdolności negocjacyjne Adama pozwalają zatrzymać się w B&B Emir . Cena 50 USD ( pierwotna była 100 ) za naszą trójkę . Warunek Musimy jutro do jedenastej opuścić ten przybytek . Przez rozsuwaną bramę wjeżdżamy na dziedziniec i rozpakowujemy motocykle . A warunki noclegowe To taki Burj Al Arab naszej wyprawy . Burżuazja zażywa gorącej kąpieli i wyleguje się na pachnącej świeżej pościeli . Jeszcze tylko szybka przepierka ciuchów i czas poznać Samarkandę by night .
Samarkanda liczy ponad 2500 lat . Jest jednym z najstarszych miast na świecie . Tuż przy wyjściu z zabudowań naszego hostelu stoi pięknie podświetlone mauzoleum Gur-i Mir . Spoczywa tu Timur Chromy wraz z dwoma synami . Architektura na prawdę robi wrażenie a przypomnę mówimy tu o czasach naprawdę odległych . Budowę ukończono w 1405 r. czyli na 5 lat zanim Król Władek II Jagiełło pogonił chłopaków z krzyżami na płaszczach pod Grunwaldem .
Na ulicach i w knajpkach jest sporo ludzi . Jest ramadan więc nadrabiają brak posiłków w ciągu dnia . Również i my pakujemy trochę kalorii do brzucha . Do pełni szczęścia brakuje zimnego piwa , jednak kelner szybko wypluwa z siebie " jest ramadan i alkoholu nigdzie nie kupicie" wciskając nam zimną puszkę coli . Czterdzieści metrów od miejsca naszej kolacji jestem pełen sprzeczności jak nasz były prezydent ( jestem za , a nawet przeciw ) . Jestem zły i zarazem zadowolony . Zły , bo kelner nas najzwyczajniej oszukał mówiąc , że nie ma piwa ( i nie tylko o piwo chodziło ) wciskając drogą colę i syfiastego hamburgera . Zadowolony , bo jest tu piwo takie jakie sobie wymarzyliśmy , czyli chłodne z "kija" i o niebo lepsze menu . Do tego browar kosztuje mniej niż cola . Pijemy jeden duży kufelek na lepsze trawienie a drugi na zapas by smak dłużej pamiętać i wracamy do pokoju . Przed snem trzeba wykorzystać WiFi i porozmawiać z rodziną . Po śniadaniu i oczywiście porannej kawie idziemy dokończyć nasze tourne po mieście . Sąsiadujący z naszym hostelem budynek mauzoleum w świetle dziennym wygląda zupełnie inaczej, co nie oznacza , że robi mniejsze wrażenie .
Jedną z głównych ulic dochodzimy do zespołu architektonicznego Registon . Trzy medresy oraz potężny plac niestety są ogrodzone . Wieczorem na trybunach zasiądą goście , a na zmontowanej scenie ma odbyć się koncert . Pomysł przeskoczenia przez ogrodzenie wybija nam z głowy ochrona . Wielka szkoda , że nie możemy zabytkom przyjrzeć się z bliska .
Idziemy dalej rozglądając się , by dojść ostatecznie do wielkiego bazaru . Ciuchy , jedzenie , zabawki , usługi . Wielkie lokalne centrum handlowe . Na bazarze kupuję do kolekcji typową uzbecką czapkę (tiubietiejka) i kilka oryginalnych pierdółek dla rodziny , po czym kierujemy się w stronę naszego hostelu.
Jak widać jankesi swoich agentów mają wszędzie
Polecam to miejsce na nocleg. Dobra lokalizacja i bezpieczne motocykle
Z Samarkandy jedziemy na zachód do oddalonego o ok. 260 km. kolejnego historycznego miasta Buchary . Motocykle parkujemy przy hotelu niedaleko zespołu budynków zwanego Po-i Kalon i na zmianę ( wpierw ja z Adamem ) udajemy się na zwiedzanie .
Kluczymy uliczkami pomiędzy zabytkami . Główną aleją przy , której stoi mnóstwo straganów z souvenirami dochodzimy do murów cytadeli , a następnie meczetu Bolo Chauz . Kilkadziesiąt lat temu za czasów ZSRR był tu klub bilardowy w którym odpoczywał między innymi Ryszard Kapuściński robiąc notatki z podróży po ZSRR . Teraz swoje praktyki religijne ponownie odprawiają tu wierni muzułmanie . Zdejmujemy buty i wchodzimy do środka . Jest przyjemnie chłodno . Oprócz chłodu czuć jeszcze coś . Jest to "zapach" skarpetek śpiących na podłodze wiernych .
Wieża widokowa . Niestety zamknięta .
Wracamy z Adamem do czekającego Roberta i zamieniamy się rolami . Teraz my warujemy przy motocyklach , a Robert idzie połknąć trochę historii . Trochę żałuję , że nie zostaniemy w Bucharze na noc . Widziałem przed wyjazdem zdjęcia podświetlonych zabytków . Wglądają rewelacyjnie . Mija 40 min gdy Robert wraca . Wyjeżdżamy z miasta kierując się na Chiwę . Po kilkunastu kilometrach robimy przerwę na obiad . Przy drodze stoi garkuchnia z wiatką , pod którą jest spore łóżko i stolik . Daniem dnia jest wyśmienity sum smażony w głębokim oleju . Niebo w gębie .
Paliwo jest beznadziejnej jakości . We wszystkich motocyklach przy mocniejszym odkręceniu gazu grają zawory . Na drodze kolejny raz w czasie jazdy kończy się benzyna w Afryce . Tym razem podczas wyprzedzania ciężarówki . Moja mina w czasie tego manewru z pewnością jest bezcenna . Zdziwienie jest jeszcze większe po przeliczeniu przejechanych od ostatniego tankowania kilometrów . Z trip mastera wychodzi , że Afryka ma spory apetyt 8,5 l /100 km . Na szczęście mamy tankowca ( BMW ) i Varadero . Ktoś zawsze w zbiorniku ma tyle wachy , by wystarczyło na odlanie w butelkę i dojechanie do najbliższej stacji . Dzisiejszy obóz zakładamy w szczerym polu . Po zmierzchu odbijamy z głównej drogi i 400m od niej rozbijamy namioty . W oddali widać jakąś łunę na niebie . Być może jest tam kopalnia ropy naftowej. Dzień był dosyć wyczerpujący , więc szybko każdy maszeruje do swojego namiotu . Pora na dobranoc , bo już księżyc świeci ....... CDN.
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 29.11.2014 o 11:55 |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
05.07.2015, 22:38 | #94 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
Ponieważ nie lubię rozgrzebanych i niedokończonych rzeczy odgrzeję na chwilę starego kotleta i w tym odcinku dokończę tą dłuuuugo pisaną relację. Jest to też nauczka na przyszłość , by relacje wklejać w odcinkach już gotową , a nie bawić się w pisanie na forum w tzw. wolnych chwilach .
Przed nami w zasadzie już tylko dwie atrakcje tego wyjazdu . Pierwszą z nich jest miasto Chiwa . Poranna kawa przy stacji benzynowej , na której oczywiście paliwa brak .
Przed zwiedzaniem pożywne śniadanie w postaci rewelacyjnych wołowych szaszłyków , których wciągam sztuk sześć . W knajpie oprócz mnie siedzi również trójka kolesi , którzy pomimo wczesnej pory tłoczą w siebie chmielony napój . Są już nieźle "wygięci" więc w rozmowie z nimi jest więcej śmiechu niż treści .
Głównymi atrakcjami "starego miasta" są obwarowania miejskie z wieżami (XVI w.), cytadela Kunja-Ark (XVII-XIX w.), meczet Dżuma (XVIII w.), mauzoleum Pachlawan-Machmud (1810-1825), medresy z minaretami, m.in. medresa Allakuli-chan (1834-1835), medresa Amin-chan z minaretem Kelte-Minar (średnica 14,8 m, wysokość 28 m, 1852-1855), pałac chana Tasz Chauli (1830-1838), karawanseraje (XIX w.)
W wąskich uliczkach jest mnóstwo straganów z pamiątkami , knajpek oraz sklepów słynących z wielowiekowej tradycji wyrobu - handlu bardzo dobrej jakości tkaninami i dywanami.
Mobilny gliniany piec .
Po małym Tour de Chiwa wracam z Adamem do pilnującego motocykle Roberta. Robert się nie nudzi podczas naszego zwiedzania . Zagaduje go uzbecka piękność w żółtej sukni . Nasze szpetne gęby odstraszają jednak rozmówczynię i chyba szkoda , że już wracamy , bo Robert ewidentnie ma branie . W nagrodę za spieprzoną "randkę" Robert dostaje " ... z soczystego arbuza".
Przed wyjazdem z Chiwy podchodzi do nas mężczyzna , który po krótkiej rozmowie dowiedziawszy się skąd jesteśmy oświadcza " ... a wiecie , że byłem w Polsce" . Owszem był , jednak nie jako turysta czy handlowiec , lecz żołnierz służący w rozlokowanych na terenie naszego kraju jednostkach braterskiej służącej zawsze pomocą armii czerwonej . Jedziemy w stronę Mujnak . Dzisiaj wieczorem zamiast opijać się piwem , które nie daje przespać całej nocy bez wychodzenia z namiotu z Adamem tankujemy paliwo ciężkie . Przed snem pęka flaszka lokalnej wódki Qarata . Upały dają się we znaki i nawet to , że wódka jest ciepła nie przeszkadza nam w tej chwili relaksu .
Pamiętam jak w szkole nauczyciele wielokrotnie powtarzali , iż przyroda jest tak potężna , że nie można z nią wygrać . Nie do końca się z tym zgodzę. Komunistyczne władze ZSRR poradziły sobie z przyrodą w zaledwie kilkudziesiąt lat . Przykładem jest Jezioro Aralskie zwane przez miejscowych Morzem Aralskim . Kiedyś w pierwszej czwórce największych jezior na świecie z powierzchnią 68,5 tys km 2 . Dzisiaj z tej powierzchni pozostało ok. 10% . Wody z rzek Amu- darii i Syr-darii zostały w znaczącej części systemem irydacyjnym skierowane do nawadniania pól bawełny i tym sposobem doprowadzono do - jak to niektórzy określają - największej katastrofy ekologicznej na naszej planecie .
Z Robertem wymyśliłem sobie , że fajnie będzie zrobić kilka zdjęć naszych motocykli na tle stojących na pisaku wraków . I już po chwili siedziałem na Afryce zakopanej w sypkim piachu po tylną zębatkę . Wylaliśmy z siebie po litrze potu w ponad czterdziestostopniowym upale prawie 20 minut wypychając się nawzajem. I tak się opłacało
Przed nami odcinek 400 km. do granicy z Kazachstanem , na którym nie ma stacji benzynowej . Sporo czasu zajmuje nam poszukanie miejsca gdzie możemy zatankować motocykle do pełna . W końcu udaje się , jednak kroją nas za benzynę niesamowicie . Dodatkowo biorę w plastikowe butelki 4 litry , które mogą okazać się ostatnią deską ratunku . Do granicy dojeżdżamy bez problemu . Na tym odcinku drogi napotykamy klika motocykli z Włoch, Austrii i Niemiec . Jestem zaskoczony , że na całej wyprawie dotychczas spotkaliśmy tylko w Kirgistanie wspomnianego Czecha na objuczonym BMW . Odprawa na przejściach przebiega sprawnie . Nockę spędzamy nieopodal drogi rozbijając namioty na stepie pogrążonym już w kompletnych ciemnościach . Jadąc w stronę Astrachania bluźnierstwem byłoby nie odbić kilku kilometrów od głównej drogi by dojechać do brzegu Morza Kaspijskiego . Jest nawet plan zakładający rozbicie obozowiska nad tym największym na świecie słonowodnym jeziorem . Do samego brzegu motocyklami niestety dojechać się nie da . Idziemy z Adamem kilkadziesiąt metrów by przemyć twarze chłodną wodą . Na brzegu wita nas wąż z którym Adam przez moment się droczy . Nie znoszę węży i sam powód obecności tego gada zniechęca mnie do biwakowania w tym miejscu . Drugim powodem jest trwający przypływ . Widać jak woda tego potężnego płaskiego jak patelnia jeziora kanalikami powoli wdziera się w stronę lądu .
Po powrocie do motocykli zastajemy Roberta gaworzącego z kazachską rodziną . Ojciec i dwóch synów zadają dziesiątki pytań. Pan był policjantem więc w zadawaniu pytań ma spore doświadczenie . Ostatecznie rezygnujemy z rozbicia namiotów w tym miejscu , a nasi rozmówcy jeszcze przez spory kawałek drogi "pełni troski" jadą za nami pilnując nas byśmy nie wrócili .
Nocleg gdzieś w Rosji .
Ostatni nocleg tej wyprawy spędzamy na Ukrainie . Po przekroczeniu granicy Rosja - Ukraina odjeżdżamy ok. 20-30 km od pasa przygranicznego z Rosją . Namioty rozbijmy w lesie pomiędzy wysokimi krzakami , w sąsiedztwie porzuconych ruin budynków , które być może kiedyś służyły armii . Miejsce parszywe , jednak robi się ciemno i nie ma gwarancji , że dalej znajdziemy coś ciekawszego . Bardzo wcześnie rano pobudka i uskrzydleni faktem , że dzisiejszą noc możemy spędzić w Polsce ruszamy na zachód . Chwila ochłody i kąpiel rzece Dniepr .
Ukrainę dosłownie połykamy . Późnym popołudniem przekraczamy granicę i robimy ostatnie zdjęcie już po Polskiej stronie . Jest zbyt wcześnie by szukać noclegu , a parcie na spanie we własnym łóżku jest tak silne , że decydujemy się na powrót do domów . Z Robertem żegnamy się w Lublinie . Uściski dłoni , morze łez i kilka Redbulli na dalszą drogę . Robert jedzie na Mazury , ja z Adamem do autostrady A2 i dalej w stronę Poznania . Rozdzielamy się przed Poznaniem . Ja jadę dalej na Nowy Tomyśl . Jestem zmęczony i chyba już mam zwidy bo wydaje mi się , że wyprzedzane TIR-y zjeżdżają na mój pas . Ostatnie 50 km. po zjeździe z autostrady jadę z podniesioną szybą wypatrując przebiegające przez drogę lisy . Do domu strasznie wymęczony jednak cały i zdrowy dojeżdżam po pierwszej w nocy .
KONIEC podsumowanie Dystans ok 15.000 km ( jakieś 3 tys przed domem wysiadł mi licznik ) 5 złamanych żeber Roberta ( jest poprawa , bo obojczyk dojechał cały ) Problemy z ładowaniem w Afryce Poluzowana tarcza w BMW Chwilowe problemy z prądem w Varadero i kilka "drobnych rysek" po glebie. Ilość pozytywnych wrażeń - nie do obliczenia . Apetyt na podobne wojaże - jeszcze większy . PODZIĘKOWANIA DLA CHŁOPAKÓW z Gmoto za szybkie dostarczenie części do naszych sprzętów . Teraz to już naprawdę ......ufff KONIEC
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 06.07.2015 o 20:48 |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
06.07.2015, 21:13 | #95 |
Zarejestrowany: Mar 2011
Miasto: ? nie Wieś kole Bełchatowa
Posty: 511
Motocykl: RD07a
Przebieg: 50500
Online: 2 miesiące 2 dni 8 godz 18 min 11 s
|
Jak zwykle super , miło się czyta i ogląda
Jakie plany na 2015 ? |
12.07.2015, 20:24 | #96 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Reszel
Posty: 79
Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli
Online: 3 dni 2 godz 31 min 26 s
|
Dodając kilka drobiazgów do szczegółowego opisu Sebastiana chciałbym wspomniec o jedzeniu suma na przydrożnym postoju. Podczas kiedy my oglądaliśmy smażącą sie rybke i dopytywaliśmy sie - schto eto ? kończyli jeśc akurat inni ludzie- jacyś lokersi. Potrawy podawane były na tzw. diwan , czyli podwyższone żelazne rozległe łóżko służące także za stół. Sprzedawca zaprosił wiec nas "do stolika" zbierając jednocześnie naczynia po poprzednikach. W tym czasie zapytał -czy chcemy cherbatki? Jako że wyraziliśmy chec, podniósł niedopitą czarke z resztą cherbaty pozostawioną przez poprzednich gości i strząsnął ją poza siebie. Oczywiście cześc fusów przylgła. Jakgdyby nigdy nic nalał cherbatke z czajnika i postawił przed nami. Ja odpuściłem.....
Sam sum był przepyszny i podany z lokalnym pieczywem przypominającym spód do pizzy przyjemnie łechtał podniebienie.NIedługo potem dowiedzieliśmy sie o typach paliw stosowanych w Uzbekistanie. 80 oktan- znane, gówniane ale da sie jechac i 60 oktan(taki standart ) poza tym 95 % pojazdów i tak jeżdzi na LPG. Jako ,że paliwo kupowaliśmy przy ulicy na butelki1,5 oraz 2l.(czasem nawet picioitrowe) pozostało ufac sprzedawcom. Po jednym z tankowań stwierdziłem iż odkrcenie gazu ponad 5-7% powoduje rumor w silniku podobny do urwanego korbowodu. Silnik w tym momencie przestawał cignąc.MEKSYK. Jazda tylko delikatnym neutralnym gazem, a i tak co chwila to sie zdarzało. Pytam chłopaków, a oni twierdzą,że mają podobnie. musieliśmy odjecha 150 km aby dolac "dobrej" 80 oktanowej benzynki.Najlżej zniosła to AFRICA. u mnie wessało gdzieś olej z silnika. Duuuużo poniżej minimum. Dolewki tylko lokalnego oleju samochodowego .Ale wyjścia nie było innego co zrobic? Okazał sie, że po takim zabiegu idealne mechanicznie varadero(kupione od Grzesia z Gorzowa z minimalnym przebiegiem) branie oleju wzieło za norme. Lałem i lałem oliwe, ale do domu coraz bliżej. Po jakimś czasie zużycie zatrzymało sie na 1,5 l. na tys.km. Wymiana uszczelniaczy spowodowała zejście do 0,8. Trzeba bedzie zdjąc obie głowice oraz miske i zmienic pierścionki. A skoro już jestem przy mechanicznych problemach z wyjazdu to w Kirgistanie na stacji benzynowej nie odpaliłem po tankowaniu. Kontrolki martwe. Trzeba było rozpakowa motocykl,żeby dostac sie do akumulatora. Diagnoza rozkrecone od drgań klemy. Szybkie dokrecenie i po usterce. Ponadto po mojej glebie na dnie morza (czy jeziora) Aralskiego w Kazachstanie oprócz rys na lakierze nie sposób nie wspomniec o DROBNYM fakcie że upadający motocykl zarył gmolem w mega drobnym pyle-piachu i lewa chłodnica poszła w pi......u. Ale nie pociekła. W pieknym kształcie banana jeżdzii do dziś. Ponadto od temperatury roboczej zespawała sie śruba regulacji twardości dobicia (wersje z ABS mają ją fabrycznie) w tylnym amortyzatorze. Były to moje jedyne straty w sprzecie. Straty osobowe 4 żebra z lewego tyłu(nadmierna ugiecie klatki piersiowej) i jedno z przodu też z lewej wbite na kamieniu na który upadłem we wspomnianej wcześniej glebie. Przy okazji "zarysowało sie płuco" o koniec żebra wiec bulgotało mi w klacie jakbym miał biegunke. NIGDY WIĘCEJ BEZ ZBROI NA WYJAZD!!!! Koledzy w zasadzie też nie mieli wikszych problemów z motocyklami. Seba w Alma Ata wymieniał regulator a Adamowi brzeczało w przodzie. Winne okazały sie tarcze hamulcowe, które rozeszły sie na kółkach zaprasowanych ana dwóch cześciach tarczy. Garśc trytek rozwiązała problem. Po 60 oktanach też trzeba było dolewac oliwy. Myśle,że jak na taki wyjazd całośc problemów technicznych wypadła naprawde pozytywnie. Nieco zabawna była też historia naszego przedostatniego noclegu-zdjecia powyżej. Zjechaliśmy z głównej drogi ok 1km. w bok wzdłuż lasku przy krawedzi pola uprawnego. Dla pewności wjechaliśmy polną drogą w las a tam skrecilismy w cos w rodzaju wjazdu-przesieki była ram polanka- taka dziwna wąska na kika metrów ale dłuuuga. Pojechaliśmy nią jeszcze z 50 m. i pewni że jesteśmy super skitrani rozbiliśmy mamioty i napoczliśmy piwo. W nocy okazało sie że rozbiliśmy sie w przesiece wzdłuż torów kolejowych a naszae namioty stały nie dalej niż 10m od szyn. Mineło nas kilka b. dłuuugich składów,które wcale wolno nie jechały. Hehehhe Ostatnio edytowane przez Robert B : 12.07.2015 o 20:35 |
28.07.2015, 17:13 | #97 |
Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,164
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 3 godz 2 min 34 s
|
Mało ambitne. Odjechać na tyle daleko , by nie widzieć komina na swojej chacie . RobertB "NIGDY WIĘCEJ BEZ ZBROI NA WYJAZD!!!! " Zbroja może i się przyda , ale przede wszystkim musisz wyp.......ć tą pechową kuchenkę
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
O Damie w Kirgistanie, czyli Azja Centralna lipiec 2013 | kowal73 | Trochę dalej | 37 | 19.09.2013 16:44 |
Azja Centralna sierpień/wrzesień 2012 | gancek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 20 | 21.07.2013 22:23 |
Korytarz Wakhański - Azja Centralna czerwiec-lipiec | Piast | Umawianie i propozycje wyjazdów | 51 | 12.01.2013 13:43 |
Sprawy formalno - wizowe Azja Centralna i Mongolia | ydoc | Przygotowania do wyjazdów | 47 | 20.06.2012 00:17 |
Azja Centralna | Magnus | Trochę dalej | 137 | 29.11.2009 09:31 |