06.03.2014, 12:01 | #11 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 2, czyli szutry witajcie!
- Jagna, czy ty też to słyszysz? - Odkąd mnie obudziłeś, to tak… - Jak ty możesz spać z takim hukiem nad głową, co to w ogóle tak warczy? - Nie wiem, ale pospałabym jeszcze, przecież dopiero świta… - Ale to warczy! Nad moją głową! W środku mojego urlopu!!! Po pół godziny marudzenia Rafa i wspólnego zastanawiania się, skąd pochodzi warkot dziwnie pracującego silnika (pompa? generator?) decydujemy się na wyjście z namiotu. No cóż. Nie takich widoków spodziewa się turysta w środku Afryki… Malutki, lecz dość głośny helikopter opryskiwał pobliskie pole kukurydzy… Śniadanie, pakowanie, wracamy na B1. Jeszcze tego nie wiemy, ale to nasz ostatni kawałek asfaltu na dość długo… Na horyzoncie widzimy pojedynczy szczyt pośród równiny, Jagna zaczyna czuć geologię nosem i znajduje w przewodniku opis wygasłego wulkanu Brukkaros. Nie ma innej opcji, skręcamy! Zjeżdżamy więc z B1 i pięknym, gładkim szutrem suniemy dalej (jadąc Hiluxem na terenowych oponach, nawet nie czuć zmiany nawierzchni…) Nasze pierwsze strusie: (za kilka dni będziemy mówić: “znooowuuu strusie, łeeee …”) Czy do wulkanu to tam? Komora magmowa wulkanu Brukkaros zapadła się i teraz na szczycie góry jest kaldera. Na którą można podobno wjechać, o ile posiada się odpowiedni pojazd oraz umiejętności. Ponieważ z lekka powątpiewamy w jedno i drugie, postanawiamy zostawić hiluxa na końcu szutru, rozprostować nogi i zrobić sobie na kalderę spacerek. Co tam, że południe i słońce w zenicie bierzemy wodę, polskie kabanosy, czapki i idziemy… Po jakiejś godzinie wspinaczki zgodnie stwierdzamy, że widok z tego miejsca kompletnie nas satysfakcjonuje i nie mamy już wewnętrznej potrzeby bycia w środku kaldery (Kalderę widać na zdjęciu powyżej - zagłębienie w samym środku szczytu wulkanu) Jagna usiadła sobie na skałce z piękną żyłą kwarcu i też jej to do szczęścia chwilowo wystarczy ... Po powrocie do auta stwierdzamy, że nie bardzo nam się chce wracać na asfalt i choć droga jest najniższej kategorii (czyli D), to jedziemy na skróty. Przekraczamy Fish River: Woda jest tak mętna, że ciężko ocenić jej głębokość. Jagna z Rafem idą więc przed autem Woda jest tak ciepła, że aż wychodzić się nie chce Przelatujemy przez Keetmanshoop, ufff, tylko dwa ronda, wybieramy D608 zamiast asfaltowej B1 i krajobraz zaczyna się zmieniać: Góry, słońce, zielono, szuter, strusie wbiegające pod koła … Naprawdę przedwczoraj byliśmy jeszcze w szarej Polsce Przerwa obiadowa w cieniu akacji: Kolejny większy bród - Löwen River (typowa namibijska zbitka niemiecko-angielska) Płaskie się skończyło, a zaczęły się tzw. ślepe górki - czyli nie wiadomo, co jest za górką. Może struś, a może krowa na środku drogi? Powoli zachodzi słońce, malując wszystko na żółto: A to aloes: Jesteśmy prawie u stóp jednej z największych atrakcji Namibii, czyli kanionu Fish River. Robi się jednak szybko ciemno, więc odkładamy widoki kanionowe na jutro i rozbijamy się na kempingu przy D601. Kempingu, który stanowi jedyne zabudowania w promieniu 100 km... Czas na pierwszy namibijski braai, czyli grill. Każde pole na kempingu ma własny. W roli głównej - jagnięcina z kością oraz kiełbaski A do jagnięciny (każdej!) pasuje czerwone wytrawne Zasypiam z myślą “tutaj raczej helikopter nas nie obudzi…” cdn.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
08.03.2014, 22:23 | #12 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 45 min 49 s
|
miód malina!
__________________
Agent 0,7 |
10.03.2014, 17:39 | #13 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 3, czyli poza sezonem też ma swoje plusy
- Raf, litości, wakacje mamy, śpij! - Jak ja mam spać, jak mi się to drze nad głową! - Śpiewa jak już… Chryste, jeden ptaszek chyba… - Jak jeden! Stado całe! Nie mogą gdzie indziej się drzeć, tylko akurat tu Faktycznie, afrykańskie ptaszki to nie jakiś tam wróbelek. Nadają zdecydowanie głośniej. Ale też repertuar mają jakby ciekawszy Powoli ustala nam się codzienny rytuał: - Andrzej wstaje pierwszy, robi obchód, w końcu nie wytrzymuje i zaczyna robić śniadanie; - Raf marudzi, że go coś obudziło; - Jagny nie można wyciągnąć z namiotu Namiot dachowy to super sprawa. Wygodny, gruby materac w środku, pełna moskitiera, wszystkie śpiwory można zostawić w środku, składanie to jakieś 5 min, no i najważniejsze - jest się poza zasięgiem węży i skorpionów. Rano widzimy, że na kempingu jest sporo starych samochodów, a raczej ich szczątków. Niektóre całkiem ciekawie zagospodarowane: Ciekawie jest też w środku: Jagna usiłuje złapać wifi (jesteśmy średnio skomunikowani ze światem, bo działa nam jedna komórka na trzy osoby…) Wracamy na szlak, droga prowadzi nas do bramy ǀAi-ǀAis Richtersveld Transfrontier Park (namibijskie rdzenne języki zawierają takie znaczki jak ! albo I). Płacimy 80N$ (czyli jakieś 28 PLN) za osobodzień za wjazd do parku. Do wyboru mamy jakieś 10 punktów widokowych, gdzie podziwiać można to: czyli Fish River Canyon albo Fischfluss-Canyon albo Visrivier Canyon , jak kto woli… Kanion Rzeki Rybnej jest drugim największym na świecie, 160 km długości, 27 km szerokości, 550 głębokości. Można zejść na dół, ale jedynie zimą. Latem temperatura zabiła zbyt wielu turystów i wprowadzono zakaz. Nie chce nam się czekać do maja na pozwolenie, popatrzymy sobie z góry, też jest na co: W najważniejszych punktach widokowych są barierki i daszki z cieniem: Ale pozostałe 159 km kanionu - można podejść na sam brzeżek Wspólne zdjęcie wymaga poświęceń (bo ADHD pognało Andrzeja na sąsiedni szczyt): w dół lepiej za dużo nie patrzeć: Na jednym z parkingów stajemy obok “altanki” i wpadamy w uzasadnione kompleksy: Ekipa trzech młodych Niemców przyjechała z Pforzheim na kołach… Którędy, można zobaczyć po naklejkach krajów… Ehh… Z Fish River kierujemy się na południe, do polecanych wszędzie gorących źródeł Ai-Ais. Andrzejowi przypomniało się, że dawno nie widział swojego paszportu i nie ma pojęcia, gdzie go ma. No to szuka: Znalazł i możemy już spokojnie pozować do zdjęcia: Zrobiło się górzyście: Droga D324 łącząca kanion Fish River z Ai-Ais: W końcu dojeżdżamy do gorących źródeł, gdzie oprócz nas błąkają się tylko pojedynczy turyści. Tu niestety (ale tylko jeden , jedyny raz) żałujemy, że jest poza sezonem, bo gorące źródła nieczynne. To znaczy te pod chmurką, bo te w hotelu i owszem. W związku z tym, że częściowo nieczynne, są za darmo. No jak tu nie skorzystać Jak widać, warunki zakwaterowania w Namibii bardzo skromne Wokół ośrodka buszują małpy: Wymoczeni wracamy na szlak. Mamy skrót zaznaczony na mapie cienką przerywaną linią i się zastanawiamy. Ale droga najniższej możliwej kategorii wygląda tak: Szuter jest tak gładki, że można malować bez problemu paznokcie Dobijamy do szutru kategorii wyższej, czyli C : I jedziemy kawałek C13 wzdłuż Oranjerivier (albo Orange River), która jest granicą z RPA. Nagle ożywa komórka Andrzeja (która za cholerę nie chciała działać w namibijskim roamingu). Korzystając z południowoafrykańskiego zasięgu Andrzej daje znać, że żyje: A Jagna szpieguje przeciwległy brzeg Jesteśmy w najdalszym kawałku naszej podróży. Znaczy - w najbardziej południowym. 28 stopni na południe od równika. Czas zatem skręcić na północ! Mamy przed sobą 200 km nudnego jak flaki z olejem szutru po płaskim. Hilux wyciąga ostatnimi siłami 120 km/h, a my prawie zasypiamy… W Aus nie ma spodziewanego kempingu, ale widzimy za miastem drogowskaz na logde, a przy nich zwykle jest kemping. Lodge połączone ze stadniną, dość luksusową, adekwatnie do niemieckiej nazwy “Klein Aus” Kolejny raz zastanawiam się, dlaczego w afrykańskiej Namibii każdy obiekt turystyczny jest tak pięknie zaprojektowany? Budynki wtopione w krajobraz, zbudowane z naturalnych surowców, kamień, drewno, zero krzykliwych kolorów, reklam… Dlaczego u nas tak się nie da? Choć troszkę Mimo, że ośrodek luksusowy, kemping jest tani i położony na odludziu. I bezprądowy Raf dołącza swój aparat do kolekcji innych ładujących się na recepcji i jedziemy górską ścieżką na kemping, oddalony chyba ze 2 km. Mamy oczywiście swój kawałek gruntu z grillem: Prysznic zostawiam na rano, bo kąpiel wymagałaby czołówki Kolacja: Kubek do wina, wersja FAT: Brak prądu ma swoje bardzo miłe strony: Już nie pamiętam, kiedy widziałam w Europie Drogę Mleczną… cdn
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
12.03.2014, 15:13 | #15 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Zdaję sobie sprawę , że to zachodnie rubieże naszego pięknego kraju,
ale mimo to serdecznie wszystkich zapraszamy na relację na żywo:
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
12.03.2014, 18:22 | #16 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Nie do końca.
Stare białe wygi na farmach mówią głównie po niemiecku/afrikaas, po angielsku różnie, choć się raczej dogadasz. Wśród ludzi <40 raczej angielski, choć Ci związani z turystyką też szprechają. Więc jednak praktyczniej z angielskim niż niemieckim.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
13.03.2014, 15:16 | #17 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 4, czyli na czyiś zdjęciach zawsze jest ładniej
- Biiip… biiiip, biiip… - No dobra Raf, tym razem mnie też to obudziło, ale możemy jednak spać dalej? - Kto do licha nastawia budzik na taką porę? Ciemno jest! Niedziela jest! - No jak to kto… Widziałeś tu kogoś poza Niemcami? Śpij! - Ale po co ten budzik - Nie słyszałeś wczoraj na recepcji? Że ostatnie wejście do Kolmanskop jest o 10? No to wstają, żeby zdążyć... - A my ? - A my się zaczniemy śpieszyć za godzinę, śpij… Niestety. Budzik niemieckich sąsiadów był jedynie wstępem do pobudki. Za jakieś 10 min otoczyło nas stado koni, z których jeden głośniej od drugiego robił “yyyy-haaaa” czy jakoś tak. No nic. Przynajmniej na pewno zdążymy do Kolmanskop… Przed nami 127 km asfaltu. Zdążyliśmy prawie się od niego odzwyczaić Jedziemy idealnie na zachód, ku Atlantykowi. Po obu stronach monotonna pustynia. Czasem jakieś zwierzę (oryks, czyli gatunek antylopy zwany tu częściej Gemsbok): albo nawet dwa: Strusi wędrujących nieczynnymi torami jest wyjątkowo dużo. Ciekawe, skąd ten zwyczaj… W okolicy Aus można też spotkać dzikie konie: Do końca nie wiadomo, skąd się w Namibii wzięły, prawdopodobnie to zdziczałe stado, jest ich około 150 sztuk. Jedna z teorii mówi, że to pozostałość niemieckiej kawalerii, inna, że uratowały się z rozbitego na Wybrzeżu Szkieletowym statku... W czasie większych susz są dokarmiane i mają specjalne wodopoje , ale i tak nie wyglądają najlepiej… W połowie drogi zaczynają się ładne wydmy. Ale sprawiają miejscowym co nieco kłopotu. U nas odśnieżanie, a tu? Odpiaszczanie? Dojeżdżamy do pierwszej na dziś atrakcji, czyli zasypanego górniczego miasteczka Kolmannskuppe: Jesteśmy już w obszarze diamentonośnym i absolutnie nie wolno zjeżdżać z drogi. ani podnosić niczego z ziemi Kolmannskuppe (albo w afrikaans: Kolmanskop) funkcjonowało w latach 1905-1930 jako oaza białych w środku pustyni. Miasteczko miało szkołę, teatr, szpital i inne luksusy. Wodę dowożono z Kapsztadu (! 1000 km!) statkami do portu w Lüderitz… Kiedy złoże się wyczerpało, kopalnia przeniosła pracowników w inne miejsce. A teraz można sobie Kolmanskop zwiedzać. Tony Halik też tu był! Całkiem niedawno Na sam początek zwiedzania trafia nas szlag. Bo widzimy to: Co prawda wycieczka zorganizowana, ale zawsze to coś… Niemiecki Ordnung na całego: 14 identycznych maszynek, do tego wóz serwisowy z kolejnym na pace, widzimy jeszcze osiem kół (kół, nie opon...) na zmianę… Mijamy ich później cały dzień. Ze względu na kurz, nie bardzo da się jeździć zespołowo Zgarnia nas pani przewodniczka (ze względu na chłopaków jesteśmy w mniej licznej grupce anglo a nie niemieckojęzycznej) i oprowadza po resztkach miasteczka: Opisy Kolmanskop w sieci czy relacjach były pełne achów i ochów, rzeczywistość jest nieco skromniejsza. Ciekawych jest kilka budynków: No i wanna, w której wszyscy oprócz Niemców robią sobie zdjęcia: Andrzej filozoficznie stwierdza: “i znów ładniej było na zdjęciach” Lekko zdegustowani jedziemy na koniec asfaltu, do Lüderitz, gdzie robimy zakupy (namierzenie sklepu spożywczego w Namibii to nie lada wyczyn!) i po raz drugi dopiero tankujemy. Tankowanie to cała procedura. Jak tylko jedno koło pojawi się w zasięgu stacji, zaczyna machać co najmniej 6 osób, każdy zachęca do wjazdu pod JEGO dystrybutor. Po wybraniu dystrybutora wszyscy otaczają auto, zaczyna się drużynowe mycie szyb (ale takie porządne, po niemiecku ) oraz oglądanie naklejek. “Polska? Ale to chyba nie w Afryce, prawda?” Nalanie 120 litrów trochę trwa, więc mamy sporo czasu na objaśnienia Jesteśmy mile zakoczeni spalaniem Hiluxa, wyszło niecałe 10 l/100 km, a byliśmy przygotowani na duuużo więcej. Zaglądamy też nad Ocean Atlantycki, a konkretnie jego zatokę: Chłopaki koniecznie chcieli się wykąpać, ale po zanurzeniu stóp słyszę: “Nooo, może innym razem jednak…” Szybki obiad w przydrożnym barze, gdzie wcinamy kurczaka. Zgodnie stwierdzamy, że kurczak musiał całe życie biegać wolno, zupełnie inne mięso Trochę się waham w kwestii sałatki, bo rok temu w Maroko kosztowało mnie to 2 dni latania do łazienki… Ale tu chyba nawet bakterie mówią po niemiecku, bo przez cały wyjazd nic nikomu żołądkowego nie było. Za wyjątkiem czystej żołądkowej może Musimy wrócić te 127 km asfaltem do Aus (wybrzeżem się nie da, Sperrgebiet, teren zamknięty, czyli wydobycie diamentów…) i odbijamy na północ. Na szczęście znów szuter Dzień nam wyszedł samochodowy trochę… Niestety taki urok krajów, gdzie atrakcje występują co mniej więcej 500 km Ale widoki za oknem, krajobrazy i słońce rekompensują wszystko. Trafia nam się po raz pierwszy (i ostatni!) tarka. I o dziwo na szutrze kategorii C… Jedziemy jakieś 100 km, na przemian: tarka, albo kamienista droga. Na jednej i drugiej wybija zęby… Próbujemy różnych metod, żadna nie jest na 100% skuteczna, trzeba się przemęczyć , i tyle. Się kurzy: Na focie widać najważniejszy element Toyoty, czyli lufcik odpowietrzający. Raz zapomnieliśmy go otworzyć. Efekt był straszliwy: na pace wszystko było pokryte grubą warstwą brązowego pyłu... Czasem się trafia ładny odcinek bez tarki: Okolica zupełnie bezludna, więc lądujemy na jedynym kempingu w okolicy, w miejscowości Betta. Miejscowość składa się z jednej farmy oraz kempingu na tej farmie właśnie. Obok rozbija się rodzinka wielopokoleniowa z RPA: dziadkowie, rodzice i dwójka małych dzieci. Bardzo małych Raf od razu: “Jagna, tam są małe dzieci. Zobaczysz, będą płakać pół nocy” “Przestań, wybiegają się i padną jak nieżywe” “Ale później się obudzą i będą ryczeć. Zobaczysz” Wieczorem robimy pierwszy przegląd Hiluxa (oczywiście wieści o padniętej turbinie były mocno przesadzone, po prostu auto jest tak słabe, że stwierdziliśmy, że turbina nie może działać). Trochę jest kurzu: Szczególnie w filtrze powietrza: Po tej ciężkiej robocie należy się odpoczynek przy zachodzącym słońcu: A wieczór upływa wyjątkowo nie przy czerwonym wytrawnym A mniej więcej o pierwszej w nocy: “A nie mówiłem, że się będą darły!!!” cdn...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
13.03.2014, 15:24 | #18 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Bydgoszcz/Szczecin/Berlin
Posty: 468
Motocykl: ST XTZ 750'89
Online: 2 tygodni 2 dni 18 godz 10 min 30 s
|
Super Jagna! Moj kumpel byl juz kilka razy tam i mowil mi, ze to raj dla turystow!
Ja mam jedno pytanko: da sie na miejscu wypozyczyc motocykl? Czy trzeba z RPA gnac? Pozdrawiam, Kamyk |
13.03.2014, 19:46 | #19 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 14 godz 21 min 11 s
|
Widzieliśmy tylko tę wycieczkę zorganizowaną. Za jedyne 4000 euro organizują 15-sto dniowe objazdy kraju. Więcej tutaj http://www.gravel-travel.com/namibia-classic-tour.html
|
13.03.2014, 20:05 | #20 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Raczyce/Wrocław
Posty: 2,015
Motocykl: RD04
Przebieg: 3 ....
Online: 1 miesiąc 21 godz 53 min 22 s
|
P i ę k n i e !!!
__________________
AKTUALNIE SZUKAM PRACY!!! ale nadaję się tylko na szefa |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Południe | ramoneza | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 110 | 04.10.2013 20:58 |
richtung FSHUT! - południe -> północ | matjas | Umawianie i propozycje wyjazdów | 35 | 21.06.2012 22:53 |
Serbia - od BG Dunajem na południe na pohybel! | PARYS | Trochę dalej | 6 | 12.06.2009 11:00 |