27.06.2013, 09:54 | #11 |
Drogi Orzepie
Moja wątroba do dziś jest mi wdzięczna, że nie spotkaliśmy się dzień wcześniej Ja startuje w wadze "Woody Allena" a wy z Barwinem i kolegami jesteście - za przeproszeniem - jak "Shrek". Zmartwychwstałbym dopiero trzeciego dnia ale nadal pełzałbym z głową przy ziemi Barwin dał mi się kajtnąć na GS po dolinie Valbone, bardzo mi się spodobało - silnik, skrzynia, hamulce - miodzio. Masy nie czuć, dopóki nie trzeba jej dźwigać po glebie. Barwin to kawał chłopa i daje radę, ja mogę co najwyżej puścić bąka i ani drgnie. Na szutrze GS też idzie fajnie, chociaż mniejsze koło i telelever (tak to się nazywa ?) inaczej wybierają krótkie nierówności - no, jest bardziej nerwowo, kierownica mocniej trzepie po łapach. Nie jestem motocyklowym rasistą, nie ważne na czym się jeździ, ważne by jeździć i docierać bezpiecznie do celu.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles |
|
27.06.2013, 10:19 | #12 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 3, poniedziałek
Chorwacja > Bośnia i Hercegowina (Banja Luka, Travnik, Jajce, Sarajewo) Nocna burza jakoś nas nie dopadła, powoli zaczynam wierzyć, że Krzysiek ma moc odpychania złej pogody (o tym będzie jeszcze później). Walczymy rano trochę z ruską kuchenką czyli kopią primusa. Za każdym razem albo lejemy za dużo paliwa, albo dysza przepuszcza - tak czy siak - odpaleniu kuchenki towarzyszy zawsze spore "kabum" i słup ognia. Trochę się martwię, bo mam deficyt włosów na głowie. Jak stracę brwi, to już zupełnie nie będę wiedział gdzie przód a gdzie tył tej łysej pały Przekraczamy małe przejście graniczne z Bośnią i Hercegowiną (Stara Gradiska) - sprawnie i szybko. Tuż za przejściem jest bankomat, ale łyka tylko karty VISA - bydle. Po znakach trafiamy na nową drogę i czymś w rodzaju autostrady docieramy do Banja Luki. Parkujemy tuż przy twierdzy, przebieramy się w lekkie ciuchy zostawiając graty pod czujnym okiem parkingowego. Twierdza a Banja Luce położona jest tuż nad rzeką, wejście jest bezpłatne. Niewiele jest do zwiedzania, 2-3 baszty, kawałek murów i tyle.
Idziemy "na miasto" poszukać bankomatu, co nie jest trudne bo centrum i główny deptak jest tuż obok. Stara zabudowa miesza się z nowymi budynkami. Jest też wszechobecny macdonald - słowem cywilizacja i nuda. Kupujemy słodkie bułki i coś do picia, siadamy na skwerku przy fontannie i jemy nieśpiesznie drugie śniadanie.
Na południe od Banja Luki, w małej wsi Krupa jest stary monastyr. Uparłem się by go zobaczyć, nie było warto. Całość świeżo po remoncie, wygląda jak reklamówka cepelii. Na parkingu kilka autokarów i tabuny dzieciaków - uciekamy po paru minutach.
Bo drodze (E661) zaczynają się ładne widoczki, po lewej stronie płynie Vrbas przebijając się malowniczo przez kolejne skalne zakręty. Trochę tuneli i miły chłód w cieniu - co za ulga. Stosuję partyzancką metodę robienia zdjęć, zjeżdżam na lewy pas, staję na poboczu (jeśli jest) i cykam fotki bez ruszania dupska z motocykla - tak jest szybciej chociaż kadrowanie szlag trafia.
Docieramy do miasteczka Jajce, w którym jest sporo zabytków do obejrzenia. Ponownie zrzucamy ciężkie ciuchy i tym razem zostawiamy je pod opieką sprzedawcy pamiątek na straganie. Nikt nie chce za parkowanie ani grosza, wszyscy mili i pomocni. Jajce to jedno z niewielu miast w którym widać stary plan miasta, zachowały się mury zewnętrzne i twierdza na szczycie. Do tego jest też widowiskowy wodospad na połączeniu dwóch rzek - Plivy i Vrbasu.
Trochę łazimy po zabytkach, na szczęście wszystko jest blisko, w obrębie starych miejskich murów. Nie widać zbyt wielu turystów, praktycznie wszędzie jesteśmy sami. Zaciągam Barwina do katakumb, ale niestety czeka nas rozczarowanie - liczyłem na jakichś mieszkańców o zbielałych kościach ale wszystkie krypty puste
Wspinamy się na szczyt wzgórza, do starej twierdzy. Wejście płatne, ale jakieś symboliczne kwoty.
Jeden z najmniejszych meczetów jakie widziałe (meczet Dizdarów z 1813 r), o tyle nietypowy że nie ma nawet minaretu. Niestety jest zamknięty i nie ma szans na zajrzenie do środka. W dół schodzimy po starych murach miejskich - znając nawigację Garmina wyznaczyła by nam trasę po tym milionie schodów.
Wychodzimy ze starego miasta, ostatni rzut oka na wodospad z drugiej strony i ruszamy w drogę do Trawnika.
Do trawnika jedziemy drogą E761, bardzo malowniczo wykutą w skale wzdłuż rzeki Vrbas, dalej przez miasteczko Donji Vakuf aż do samego Trawnika. Testuję odporność Barwina na cykanie fotek: 3 km do przodu i stója na fotę, i tak przez cały dzień powtarzane dziesiątki razy. Gdybyśmy jechali na jednym moto, zaszlachtował by mnie jak nic W Trawniku kierujemy się na samą twierdzę, która stoi nieco na uboczu ponad miastem, dojazd dosyć stromą uliczką. Zostawiamy motki i bez przebierania idziemy na szybkie zwiedzanie (coś płatne, ale jakieś małe kwoty).
W jednej z wież jest mikro ekspozycja - można zajrzeć ale napisy tylko w lokalnym narzeczu.
Ponieważ zaczynamy być serio głodni, złazimy na dół i na motkach podjeżdżamy (nieco klucząc) do knajpki która jest u podnóża twierdzy. Zamawiamy coś w wielkiej bule na ciepło, wygląda jak wędzone psie fiutki ale smakuje całkiem nieźle. Lokal jest położony nad małym strumieniem, który dosyć wartko płynie w kanale obok nas - mamy naturalne chłodzenie. Tylko parasole Coca Coli psują klimat, oni cholera są wszędzie
Robi się popołudnie, a my bardzo chcemy dotrzeć dziś do Sarajewa. Rezygnujemy z odbicia na północ w stronę zamku Vranduk i Maglaja, lecimy prosto autostradą do Sarajewa. Mega nudno, robimy głupie miny i trzaskamy fotki w trakcie jazdy by umilić sobie jakoś czas.
W Sarajewie jest pewien problem ze spaniem w namiocie, jeden camp jest daleko za miastem, drugi jest w mieści (Camping Olywood - N43.84484 E18.41714) ale trudno tam trafić o czym zresztą właściciel lojalnie uprzedza na swojej stronie. Nawigacja (niech będzie przeklęta na wieki) wyprowadza nas raz po raz w coraz węższe uliczki kończące się schodami. Zawracamy na 5-6 razy i powtarzamy zabawę trzy razy. Barwin smaży swoje sprzęgło, ja staram się tak jechać by nie zgubić się w uliczkach. Po pół godzinie kluczenia docieramy na miejsce, lekko wkurzeni i ze śmierdzącym w GS sprzęgłem. Kemping jest mały, właściwie to zwykły dom i kawałek "trawnika". Chmury krążą nad głowami, to ułatwia decyzję - bierzemy pokój (15 E). Wciągamy graty do domu, idzie nam to słabo bo jednak jesteśmy spakowani optymalnie do spania pod chmurką a nie pod dachem. Pokój jest mały, łazienka wspólna ale dosyć czysta. Szybki prysznic i właściwie o zmroku ruszamy na piechotę 2,5 km w dół, do centrum starego miasta.
Stara dzielnica handlowa jest po drugiej stronie rzeki, najłatwiej dostać się do niej idą przez most łaciński. Kluczymy wąskimi uliczkami, sporo ludzi, straganów, kolorów i zapachów. Pstrykam nocne zdjęcia z ręki klnąc pod nosem, że nie zabrałem małego statywu. Znajdujemy małą knajpkę w głębi, europejska muzyka i normalnie ubrani ludzie - siadamy. Po dwóch piwach narasta w nas głód - zamawiamy wielką dechę z mięsem - armagedon dla wegetarian. Nie wiem po który piwie, coś koło północy decydujemy się na powrót. Wleczemy się po brukowanych stromych ulicach noga za nogą, mijamy muzułmańskie cmentarze na tle oświetlonego Sarajewa. Cisza, spokój, słychać tylko nasze dyszenie. Padamy do łóżek przed 1.00. Przelot dnia: 350 km + 2000 kalorii na podejściu.
cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 28.06.2013 o 11:10 |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
27.06.2013, 23:02 | #13 |
Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: Białystok
Posty: 174
Motocykl: RD07a
Przebieg: 91000
Online: 1 tydzień 4 dni 17 godz 9 min 11 s
|
Tak dal rozluźnienia
|
27.06.2013, 23:28 | #14 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Gdańsk
Posty: 49
Motocykl: KTM 950 ADV
Online: 2 dni 5 godz 53 min 21 s
|
Dla informacji innych uważajcie w BiH bo 200 KiM to coś koło 400 pln (myśmy myśleli ze z 50 pln max niewiedza kosztuje). My będąc tam dwa dni nie bardzo wiedzieliśmy co zrobić z tymi pieniędzmi zwłaszcza iż chcieliśmy wypłacić tylko małą kwotę na jakąś lokalną bułkę. Pomysł zrodził się sam czyli zatankujemy ile się da w motongi a resztę przepijemy w nocnym zwiedzaniu Sarajewa
Co do kempingu i tego że jest na szczycie to powiem iż pierwszy raz w życiu schodziło mi się ciężej te 2,5 km niż wchodziło z powrotem to pewnie efekt tej obfitej kolacji i tego lokalesa którego zaczepiałem różnymi pytaniami aż ostatecznie stwierdziłem, że ma mega przesrane tak codziennie dymać w tą i nazad Ps. przypomniało mi się Mikelos moje paniczne "jedź kurwa jedź" haha Ostatnio edytowane przez barwin.GD : 27.06.2013 o 23:32 |
27.06.2013, 23:35 | #15 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Gdańsk
Posty: 49
Motocykl: KTM 950 ADV
Online: 2 dni 5 godz 53 min 21 s
|
Widać, że fan Afryki bo biedne BMW nie dość że zastawione z boku to jeszcze kartonami z przodu i kosiarką z tyłu nie ładnie
|
29.06.2013, 07:02 | #16 |
Ajde Jano
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Rataje Słupskie
Posty: 6,229
Motocykl: Raczej nie będę miał AT
Galeria: Zdjęcia
Online: 9 miesiące 6 dni 2 godz 31 min 38 s
|
Moja droga ewolucji
__________________
BMW Club Praha 001 1.Nigdy nie polemizuj z idiotą. Sprowadzi cię do swojego poziomu a później pokona doświadczeniem. 2.Czasami lepiej milczeć i sprawić wrażenie idioty, niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Ostatnio edytowane przez consigliero : 29.06.2013 o 07:04 |
29.06.2013, 09:03 | #17 |
Zarejestrowany: Nov 2012
Posty: 19
Motocykl: RD03
Online: 4 dni 8 godz 4 min 26 s
|
A kiedy ciag dalszy? Tak fajnie zaczął dzien. :-)
|
30.06.2013, 15:15 | #18 |
Mikelos, napieraj, czekam na Albanię :-)
czy my się wreszcie zderzymy w tej naszej wiosce (skach) ? :-) |
|
30.06.2013, 20:39 | #19 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Dzień 4, Wtorek
Sarajewo > Mostar > Blagaj > Foca Rano siedząc przy barze szamiemy śniadanie, delikatnie podpytujemy gospodarza o wojnę. Praktycznie każdy z sąsiadów stracił kogoś bliskiego w rodzinie, kilkoro straciło nogi po wojnie, gdy teren nie był rozminowany. Teraz podobno jest bezpiecznie, nieliczne tereny nadal zaminowane są dobrze oznaczone - podobno - jakoś nie mieliśmy ochoty szukać i sprawdzać. Siedzimy kilkaset metrów od skałek, w których był główne stanowisko Serbskich snajperów. Ślady po wojnie są wszędzie, trudno w to uwierzyć siedząc w środku - widok piękny.
Ubieramy się na lekko (frywolne enduro ?), jedziemy na dół do centrum Sarajewa zrobić jeszcze parę fotek. Po drodze oczywiście się gubimy, uliczki pokręcone jak świńskie ogonki (Rambo - wybacz). Po kwadransie znajdujemy się ciesząc się, że żaden z nas nie wpakował się w uliczkę najeżoną schodami.
Na dół jedziemy starą drogą, obok resztek hotelu na wzgórzu - tak wyglądają "pamiątki" po wojnie - nic wesołego.
Mijamy kwartał ulic z muzułmańskimi cmentarzami. Zawsze w podróży staram się zrobić zdjęcia cmentarzom - to daje pewne wyobrażenie o tym jaki jest stosunek do zmarłych jak i śmierci. Najbardziej zaniedbane nagrobki widziałem w Turcji, bardzo zadbane były te w Rumunii i... Polsce.
Sarajewo za dnia żyje własnym życiem, jest dosyć kolorowe i tłoczne i jak na Bałkany - miasto liczące ponad 300 tys mieszkańców - jest duże. Ze względu na ukształtowanie terenu, miasto jest mocno rozciągnięte wzdłuż doliny, stoki okolicznych wzgórz są obsiane domkami.
Czasem granica między życiem a śmiercią jest bardzo mała - przy jednym z meczetów zabytkowy cmentarz graniczy z kawiarnią. Ponieważ miasto zostało założone przez Turków Osmańskich, to wiele budynków jest bardzo podobnych do tych, które rok wcześniej oglądaliśmy w Safranobolu (Turcja).
W jednym z zaułków znajdujemy rzemieślnika, który robi bardzo fajne patelenki, niestety ma tylko wersje maxi - za cholerę nie ma jak tego przypiąć do moto - szkoda.
Wracamy koło południa do naszego gospodarza na Camp Olywood, pakujemy graty i ruszamy w stronę Mostaru. Ładne widoki, mijamy jezioro Jablanickie ale dopada nas pan głód. Przy jakimś tunelu znajdujemy zajazd z widokiem na jezioro i padliną gotową do zjedzenia.
Widelec w garść i pakujemy zdobycz do brzuchów. Zdecydowanie w trakcie tego wyjazdu dogadzamy sobie kulinarnie - czasem trafiamy na pyszności, czasem wręcz przeciwnie - ważne, że eksperymentujemy, jak na razie bez efektów ubocznych (albo raczej tylnych).
W nagrodę za ładnie zjedzony obiadek, dostajemy garść widoczków wzdłuż drogi M17 (E73). Barwin jedzie za mną najedzony, więc moje focenie uchodzi mi na razie na sucho.
Dojeżdżamy do Mostaru, znajdujemy strzeżony parking, przebieramy się w luźne ciuchy i idziemy połazić po uliczkach. Niestety wbijamy się w tłum turystów, czasem trudno przejść nie mówiąc o zrobieniu dobrego ujęcia.
Najciekawiej wygląda oczywiście sam most, który jest chyba najbardziej rozpoznawanym obiektem w całym kraju. Biel kamienia z którego jest zbudowany i szafirowa woda - pocztówkowe zestawienie, można cykać frajerskie zdjęcia zupełnie bezmyślnie co też czynię bezmyślnie.
Jedną z atrakcji dla turystów są kolesie, którzy skaczą z mostu - mam jednak wrażenie, że więcej czasu zajmuje im bajerowanie panienek niż skakanie - każdy orze jak może
Zmęczeni turystami zmykamy do pobliskiego Blagaju, w którym jest zabytkowy klasztor (?) Derwiszów oraz wywierzysko rzeki Buny. Ładne miejsce, ale niestety mega skomercjalizowane - każdy najmniejszy fragment brzegu to knajpa i parasol.
Tuż nad budynkiem wisi kilkadziesiąt/kilkaset(?) metrów pionowej skalenh ściany - choćby dla tego widoku warto tu zajrzeć. W Blagaju - w miasteczku tuż nad rzeką jest kilka kempingów. To może być alternatywa dla szukania noclegu w samym Mostarze.
Ponad miasteczkiem góruje twierdza, nie zwiedzamy jej ze względu na nieubłaganie uciekający czas i chmury, które krążą wokół nas. Mamy sporo szczęścia, za każdym razem jesteśmy w miejscu tu po albo tuż przed burzą. Jestem przekonany że Barwin to szaman pogodowy - kilka razy złapałem go na tym, że śpiewa w czasie jazdy. To nie piosenki - to szamańskie zaklęcia, ale niech tam mu będzie. Dopóki nie bawi się laleczkami voodoo z moją podobizną - niech śpiewa...
Jedziemy w stronę miasteczka Gacko, po drodze mijamy sporo dobrych miejscówek do spania na dziko nad rzeką. Im bliżej miasteczka, tym mniej miejscówek. W samym Gacko nie znajdujemy nic ciekawego, no chyba poza mega elektrownią obwieszoną zakazami fotografowania. Robi się chłodno, w Gacko kupujemy coś szklanego na kolację, szybki przepak w ciepłe ciuchy i lecimy dalej w stronę Foca. Rozważamy przez moment spanie nad jeziorem przy rozwalonych resztkach hotelu, ale odpuszczamy. Przed miejscowością Tjeniste dopada nas deszcz, do tego trafiamy na jakiś objazd, gęste zakręty, szuter walający się po asfalcie i do tego zapadający zmrok. Na jednym z zakrętów przelatuję zakręt na zblokowanym tylnym kole - jedziemy na tyle wolno, że nie walczę, pozwalam afryczce wyjechać na szutrowe pobocze. Z tyłu musiało wyglądać to dziwnie, Barwin podjeżdża do mnie ze znakami zapytania w oczach. Jedziemy dalej, ale tempo mamy słabiutkie. Popaduje, wilgotno i coraz ciemniej.
Do miejscowości Foca dojeżdżamy właściwie po ciemku tuż przed 21.00. Kilka km na północ od miasta jest dobry camping (N43.52939 E18.78244). Jawi się jako oaza - oświetlony, pełen ludzi i namiotów. Stawiamy namiot, odpuszcza nam zmęczenie - idziemy do baru uczcić dobrze zjeżdżony dzień. Za naszymi plecami Czesi mają gitarę i jakąś mandolinę - śpiewają, jest błogo. Moja czujność zostaje uśpiona. Jak stary dureń zamawiam butelkę domowego wina. Po pierwszej butelce wyciągam następną, potem podobno rozmawiam z Czechami po czesku jak rodowity Czech. Podobno robię wiele rzeczy, których mam nadzieję nikt nie pamięta bo ja pamiętam dokładnie zero. Przelot dnia 310 km + kilkaset fotek.
cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles Ostatnio edytowane przez mikelos : 30.06.2013 o 20:46 |
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
30.06.2013, 20:49 | #20 |
Zwykły przechodzień...
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: DW
Posty: 1,794
Motocykl: GS12y
Online: 2 miesiące 3 dni 11 godz 45 min 7 s
|
__________________
-- Nie wzywaj imienia Pana bOrzepa nadaremno-- -- Trudno jest powiedzieć NIE, gdy wszyscy mówią TAK --
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Daj mi ten kamień i daj mi ten kamień, czyli jak w maju 2013 byłem w Albanii. | Pils | Trochę dalej | 29 | 25.04.2017 13:52 |
12-15.09.2013 Rumun przez UA/HU/SK asfaltem | giennios | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 02.09.2013 16:18 |
Dominator mały i duży | Pavlo | Inne - dyskusja ogólna | 4 | 29.02.2012 19:30 |
36h w Albanii [2011] | Neno | Trochę dalej | 18 | 30.11.2011 15:21 |