28.02.2015, 22:29 | #11 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 3, czyli jeśli chcesz poczuć się jak staruszek, jedź do Cuzco …
Wstajemy o totalnie nieprzyzwoitej porze (jak na urlop) czyli przed 6. rano, widzimy w łóżku obok Niemca od f800gs, z którym nawet nie było okazji pogadać. A szkoda, bo to było 50% wszystkich motocyklistów-podróżników, jakich widzieliśmy w Peru Jeszcze zaspani lądujemy na lotnisku i szukamy stanowiska linii Star Peru. Ciekawe, czy dolecimy w całości W Peru jest całkiem dużo lokalnych linii lotniczych, ale nie wiem, czy dostałyby zgodę na lądowanie w UE Stardartowe spóźnienie odlotu i już siedzimy w małym, ale całkiem przyzwoitym Bombardierze. Widoki na Andy obłędne: Kurczę, żeby móc przejechać tę ścieżynkę na mojej jagnięcinie… Lot króciutki, godzinka i lądujemy w Cuzco. (Dla wyjaśnienia naszego burżujstwa: z Limy do Cuzco można albo samolotem w 1 h, albo autobusem w 22 h, a cena samolotu nie jest zabójcza). Cuzco to turystyczna i histroryczna stolica Peru. Na szczęście jesteśmy w najniższym sezonie i tłumów nie ma. Tuż za drzwami tłum taksówkarzy, na szczęście wiemy, ile powinna kosztować taksówka do miasta i nie płacimy 3x tyle To poprosimy na Plaza de Armas Rynek ładny i klimatyczny: Krzychu leci obejrzeć hostel proponowany przez naganiacza, wraca po chwili z opinią „może być”. Podobno ma być i ciepła woda i wi-fi Plecak na plecy i ruszam do hostelu. Droga liczy może 400 m, ale jest pod górkę. Niewielką górkę. A wręcz bardzo niewielką. Więc dlaczego czuję się, jakbym właśnie wspinała się co najmniej na Mont Blanc Serce wali jak oszalałe, nogi słabe… Cuzco leży na ponad 3300 m n.p.m., a jeszcze wczoraj byliśmy nad poziomem morza. Chłopaki też nie wyglądają najlepiej, ale ja, jak jakaś staruszka, muszę robić przerwy co 100m na złapanie oddechu! Oj, ciemno widzę najbliższe dni… Cuzco zostało założone przez Inków już w XII i mnóstwo tu zabytków, zarówno inkaskich, jak i hiszpańskich (Pizzarro zdobył miasto – wtedy stolicę - w 1533). Nasz pokój w hostelu też wygląda zabytkowo ale sam hostel ma w sobie „coś” Łykamy po aspirynie, która rozszerza krew i ruszamy w miasto – jeszcze raz Plaza de Armas: to tutaj rozerwano końmi Tupaca Amaru – przywódcę indianskiego powstania. Dookoła placu góry: jest jak zwykle policja: Iglesia (kościół) de la Compañía de Jesus, wybudowany w miejscu inkaskiej świątyni Czyszczenie butów: Pucybut przyzwyczajony do półbutów zażądał dopłaty ; Uff, znów pod górkę… Na szczęście bez plecaka, więc postój na złapanie oddechu tylko co 200 m… Docieramy do mercado i zaczynamy od świeżo wyciśniętego soku z mango z mlekiem Atmosfera nieco senna: aż docieramy do działu restauracyjnego: zamawiamy dane dnia, czyli zupa + milanesa. Milanesa to narodowe danie Peru (raczej tej biedniejszej części), składające się z ryżu, frytek, kawałka mięsa oraz surówki. Cena całości – 10pln Obsługują dwie panie, z których ta z prawej jest jakaś podejrzana trochę A tu druga potrawa narodowa, jeszcze surowa. Indianka się oodgrażała, żeby nie robić zdjęcia świnkom, bo to przynosi pecha, a dokładnie „la Muerte”… Po powrocie do hostelu Jagna chwilowo odmawia współpracy i Cuzco by night należy do chłopaków… cdn
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
03.03.2015, 22:41 | #12 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
W czasie wieczornego spaceru Raf & Krzychu podobno byli grzeczni, a na pewno nie sikali na trawniki, bo to strasznie niedozwolone w Peru:
Jak prawie każde miasto wieczorem: ładne, bo śmieci stają się mniej widoczne Na ulicy Hatunrumiyoc, gdzie (podobno) po którymś z częstych trzęsień ziemi odsłonił się inkaski mur, oczywiście niezniszczony: a po drugiej stronie nowszy, hiszpański, już nie taki sprytny: tak przynajmniej twierdził ten gość z prawej: Wieczorem omawiamy strategię zdobycia Machu Picchu. No bo być w Peru i nie widzieć Machu Picchu to jak... być w Peru i nie widzieć Machu Picchu Przed wyjazdem znalazłam w sieci kilka niezbyt przychylnych opisów Peru, na czele z tym właśnie zabytkiem. Ale pomyślałam sobie: "eee tam, kolejny biały, który chce, żeby wszystko wszędzie było po naszemu i ze wszystkiego niezadowolony". Ale powoli dochodzi do nas, że jest w tym całkiem sporo prawdy. Turysta jest bowiem w Peru łupany jak się da i gdzie się tylko da. Nam się trochę upiekło dzięki biegłemu hiszpańskiemu Krzycha, który był się w stanie dopytać o wszystko. Machu Picchu jest świetnym przykładem peruwiańskiej ekonomii. Najtańsze wejście: 150pln. No dobra, zabytek jakich mało, to akurat przeboleję. Droga na Machu Picchu: masz wybór. Albo 2 h ostrego marszu inkaską kamienną ścieżką do góry (dla mnie na tej wysokości - 2500 m n.p.m. kompletnie niewykonalne) albo 18 $ (płatność wyłącznie w $ !) i 15 minut górskich serpentyn pokonanych autobusem. Ale najlepsza jest podróż do Aquas Calientes - czyli wsi, skąd wychodzi ścieżka na Machu Picchu. Aquas Calientes położone jest w odciętej od świata dolinie, do której nie dochodzi żadna, nawet najbardziej offroadowa droga. Jest tylko wąski wąwóz rzeki, gdzie zmieszczono tory kolejowe. Możesz więc w Cuzco wsiąść w pociąg i pokonać jakieś 100 km w 3 h za jedyne 80 $. Czyli razem, wypad na Machu Picchu to jakieś 800 złotych + nocleg... A wkurza to tym bardziej, że pod spodem wypisane są ceny dla Peruwiańczyków, który płacą mniej więcej 1/10 tych cen. Na szczęście mieliśmy Krzycha cdn.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą Ostatnio edytowane przez jagna : 03.01.2016 o 17:05 |
04.03.2015, 12:19 | #14 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Na szczęście nie.
Świnka morska z grilla to szczyt peruwiańskiego kulinarnego wyuzdania
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
05.03.2015, 22:22 | #15 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 4, czyli nie po to mamy ze sobą poznaniaka i krakowiaka, żeby płacić jak za zboże
No dobra. To już wiemy, że można dostać się do Aqua Calientes za 80$ w jedną stronę. Ale nie będziemy przecież płacić tyle za 3 godzinną jazdę takim czymś: Krzychu robi research w kuzkańskich biurach turystycznych i okazuje się, że istnieją pewne alternatywy. Cena owych alternatyw zaczyna się od 90 soli, ale po jakimś kwadransie spada do 60 soli, czyli jakiś 80 pln. W obie strony Alternatywa składa się z busa oraz dwunożnego transportu własnego, czyli nóg. I zamiast 3 h w pociągu, spędza się jakieś 6-7 w busie i wędruje kolejne 2-3. Hm. Nie jestem pewna, szczególne tego spacerku z plecakiem w dżungli w porze deszczowej. Ale zdaje się, że nie bardzo mam coś do gadania. Krzychu – poznaniak z dziada pradziada, Raf – oszczędny krakowiak… Co ja biedna mogę? Skoro świt pojawiamy się zatem pod biurem, skąd zostajemy zgarnięci na uliczkę, z której na raz odjeżdża chyba 15 sprinterów i innych podobnych. Chaos ogólny, każdy kierowca ma listę niemiłosiernie poprzekręcanych nazwisk i każdy wykrzykuje je w tym samym czasie Po jakiejś pół godziny i pięciu przesiadkach ruszamy. W busie towarzystwo międzynarodowe, nie tylko my uważamy, że ceny są (bardzo delikatnie ujmując) zawyżone. Cuzco poza centrum już takie przeciętnie slumsowate: Ale zaraz za miastem piękne góry (jesteśmy ciągle powyżej 3000 m n.p.m.) Krzyś patrzy zachwycony, bo wszędzie rosną, ba! kwitną nawet! pyry: niby lato, ale pora deszczowa, więc wszystko obłędnie zielone: Droga dość zakręciarska, kierowca tutejszy, więc zakręty bierze prawie bokiem Wyżej już mniej roślinności: Po drodze miasto Urubamba: Przystanek na siku i takie coś przy okazji: Zatrzymujemy się „na 2 min, bo jeszcze ktoś się dosiądzie” w Ollantaytambo – pięknym miasteczku w górskiej kotlinie: Latynoskie 2 minuty przechodzą w godzinę, możemy pooglądać lokalną ludność: Te ubiory nie są dla turystów. Wszystkie wiejskie kobiety są tak ubrane. Za Ollantaytambo zaczynamy się wspinać ku przełęczy Abra Malaga : 4316 m n.p.m brrr… Serpentynami zjeżdżamy w dół. Wysokość + ułańska fantazja kierowcy powoduje, że każdy zaciska zęby i trzyma się za żołądek. A niektórzy wychodzą z autobusu zieloni i pełnym woreczkiem Dojeżdżamy do Santa Maria, gdzie zjeżdżamy z asfaltu i szutrem dojeżdżamy do Santa Teresy. Długi Sprinter średnio sobie radzi z pokonywaniem brodów i kamieni. Droga przyczepiona jest do zbocza góry, wąska i świeżo uszkodzona opadami. Ogólnie staramy się nie patrzeć w dół, gdzie kilometr niżej wije się rzeka. I nie myśleć, ile Sprinterów już tam spadło Z Santa Teresa zostało już tylko 10 km do końca. Ale to już w zasadzie offroad – sprinter pokonuje tę drogę dokładnie w 45 minut. Uff, dotarliśmy do stacji Hydroelectrica. To stacja końcowa Perurail, można zapłacić jakieś chore pieniądze i pojechać 13 km do Aqua Calientes. Ale my mamy inny plan: W linii prostej mamy do Machu Picchu dokładnie 1 km. No i chyba 500 m do góry Ruiny są nawet widoczne. Ale my musimy przejść się dookoła góry, wzdłuż torów i rzeki, do miasta. I mamy na to 2,5 h, bo w dżungli szybko robi się ciemno To ruszamy – jak widać większą kupą: Ci najbogatsi jadą: Stopa raczej nie złapiemy ale spróbować można Jakby ktoś miał pomysł, że rowerem albo motkiem – to absolutnie zakazane, rezerwat itp. widoki są: Chyba nic nie jedzie Już po ciemku docieramy do Aquas Calientes. Wymęczone Jagnię czeka, aż Krzychu wynegocjuje rozsądną cenę: I kolejny dzień za nami cdn
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
13.03.2015, 01:43 | #16 |
Zarejestrowany: Feb 2012
Posty: 4
Motocykl: RD03
Online: 42 min 24 s
|
oj tam , dawaj Jagna dalej w Aquas trafił nam się zaje fajny nocleg za normalne pieniądze... że o owocowej kolacjii nie wspomnę...
|
15.03.2015, 22:25 | #17 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 12 godz 35 min 50 s
|
Odcinek 4 i 1/2, czyli pojazdy do przewozu pyr oraz innego inwentarza, niekoniecznie żywego.
Podstawowym pojazdem do przewozu pyr i innego inwentarza jest to coś: Jak widać wykonany jest całkowicie w technologii rejli, ale jakże prostej i skutecznej Nr 2 Nr 3 i 4 Tymi pojazdami również przewozi się pyry ale w nieco mniejszych ilościach, np. dwa worki na pasażera: Inne pojazdy, czyli motocykle, tuk-tuki i taksówki Jak już wiecie policja (a raczej policjantki) jeżdżą tym i z gracją próbują zapanować nad oszalałą masą samochodów Reszta porusza się na skuterach albo małych enduro, nie większych niż 250 cc produkcji przeróżnej Jest też coś dla wielbicieli Orange Power Taksówki(najpopularniejszy model, mieści nawet dwumetrową lodówkę ) A na koniec jeszcze coś takiego, zaobserwowane w Limie |
25.03.2015, 21:29 | #18 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Zdaje się, że mieliśmy sporo szczęścia na "alternatywnej" drodze do Machu Picchu.
Od kilku dni most, przez który przewiozły nas busy, wygląda tak: DSCF1388-300x225.jpg Hmmm, mam małe deja vu z Chile. Choć widać pewną poprawę. Tam zrywało mosty w czasie naszego pobytu
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
03.01.2016, 14:06 | #19 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Zimno jest, wychodzić z domu się nie chce, znajomi dopominają się o wspomnienia z Peru, więc…
Nie wiem, czy pies z kulawą nogą tu zaglądał, ale co mi tam, dokończę Odcinek 5, czyli Machu Picchu ominąć nie wypada Tłumy turystów. Pięciu przewodników, każdy w innym języku i każdy głośno. W kadr wchodzi co najmniej pięciu Japończyków i trzech Rosjan. Uff. Ale co zrobić. Być w Peru i nie być na Machu Picchu? No nie da się… Sprawdziliśmy jeszcze w PL, że w lutym tłumów nie ma i bilet można kupić po prostu w kasie (w sezonie trzeba rezerwować dużo wcześniej, bo limit dzienny wynosi 2500 osób). Rano Aquas Calientes wita nas cudowna pogodą: Dookoła wysokie granie, więc mgła po prostu wisi i wisi… A w zasadzie to chyba chmury… Kupujemy bilety (jedyne 62 $ za sztukę) i pytamy miejscowych, gdzie tu „lokalnie zjeść”. No jak to gdzie. Na dworcu! Nad dworcem jest mała hala, gdzie ulokowało się chyba ze 20 barów. Biali zaglądają tam rzadko, więc za śmieszne pieniądze dostajemy kawał ciepłego kurczaka w bułce oraz świeżo sporządzony koktajl owocowy – niebo w gębie. Machu Picchu znajduje się tuż nad Aquas Calientes, ale jakieś 800 m wyżej. Można skorzystać z inkaskiej ścieżki i podejść. My nawet nie próbujemy na tej wysokości – 2500 m n.p.m. Korzystamy więc, zresztą jak 99% ludzi, z autobusów, które w 10 minut zawożą nas pod górę. Śmiesznie – miasto odcięte od świata, wszystko transportowane koleją, a tu nagle stadko autobusów podobno przywieźli je na specjalnych platformach… U góry kłębi się te 2500 sztuk turystów, do tego lokalni proponują usługę „przewodnictwa” (która nie jest ujęta w te 62$). Wbijamy sobie pamiątkową pieczątkę do paszportu i w końcu jesteśmy w środku. Machu Picchu wita nas oszałamiającymi widokami: oraz cudowna pogodą: Hmm. Stoimy, czekamy, nadal nic nie widać… Jedynie Raf się zakolegował z miejscowymi W przewodniku napisali, że często mgła podnosi się w południe i żeby być cierpliwym. No dobra, spróbujemy. Zostawiamy samo „miasto” i idziemy się przejść jedną z inkaskich ścieżek, które prowadziły do Machu Picchu. Ścieżka biegnie zboczem, w prawo lepiej nie patrzeć: Dziwi nas brak jakichkolwiek barierek itp. Ech, europejskie myślenie Po jakiejś pół godzinie dochodzimy do zakazu: kilka lat temu można było dalej iść, ale zbyt wielu turystów zleciało na dół i w końcu przejście zamknięto. Teraz tylko przez furtkę można sobie popatrzeć na inkaskie „zabezpieczenie” przed niepożądanymi gośćmi: Kawałek ścieżki specjalnie wykuto i położono deski. Po ich zdjęciu można przejść jedynie w dół i w górę po wystających kamieniach (słabo je widać na zdjęciu niestety). Na takim kamyczku mieściła się jedna stopa, ale podobno nie było to problemem dla Inków. Cala reszta świata spadała w dół Wracamy: Widoki nadal przepiękne: Nawet lamy zrezygnowane: No nic, będą mgliste zdjęcia… Ale, w końcu, powolutku, powolutku, minuta po minucie, mgła się podnosi! Widać nawet dolinę rzeki! Będą nawet foty bez mgły Lamom też poprawił się humor
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
03.01.2016, 15:54 | #20 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 518
Motocykl: CRF1000
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 5 min 18 s
|
"Nie wiem, czy pies z kulawą nogą tu zaglądał, ale co mi tam, dokończę "
Wreszcie |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Kawa z parmezanem czyli zimni w kraju pizzy i makaronu | zimny | Trochę dalej | 36 | 12.06.2015 14:01 |
Do kraju podziemnych pomaranczy czyli po pyry do Peru | fassi | Kwestie różne, ale podróżne. | 6 | 09.02.2015 09:36 |
Polscy podróżnicy zamordowani w Peru | Cynciu | Kwestie różne, ale podróżne. | 10 | 11.07.2011 13:52 |
rajd pyry | chinol | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 170 | 23.10.2008 15:48 |