27.03.2014, 11:28 | #201 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 538
Motocykl: Brak
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 2 dni 11 godz 43 min 11 s
|
Łoooo matko co za rzreźnia. Zawsze mówiłem, że skuterzaści to najtwardsi z twardych powleczonych Nikasilem.
Ale i tak im pierwszy machał nie bedę |
29.03.2014, 13:02 | #202 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Zakurzone kurierki - Kosmonautki [wejście do domu zawsze w kasku, w rękach potrzebne miejsce na zakupy, torbę i parę różności wyciągniętych w jakimś celu z kufra]. Latem twarz kurierki była z reguły przybrudzona w specyficzny sposób - odkaskowy. Latem używało się dużo "mokrych chusteczek" i rzeczywiście po przetarciu gęby zmieniały kolor. W porze deszczowo-zimnej o dziwo wyglądało się znośniej, nie trzeba było zużywać chusteczek. A może nie zużywało się ich ze względu na orzeźwiający charakter? Ziiiimneeee! Nie, nie, w chłodniejszą porę było się mniej brudnym na twarzy, ewidentnie.
Ten wstępik ma na celu wskazanie kontrastu, jakiego dopuszczałyśmy się z 5-8-8 w dni wolne od pracy. O taaak. Uwolnione włosy [Magda wyprostowane], lakier na paznokciach odświeżony, nierzadko jakaś kiecka, coś na wzór makijażu... Torebka. Wypas. Pamiętam nas dwie w czasach licealnych Magdy chyba nigdy nie widziałam w spódnicy, a co dopiero w sukience! Mi zdarzało się raz na rok. A tu? Dwie pańcie. W końcu - Londyn zobowiązuje Trzeba się dla odmiany czasem odchamić. - Kupiłam dwa bilety na koncert, za dwa miesiące. - oświadczyła mi pewnego dnia Magda. - Chodź ze mną. - E... a na jaki koncert? - The Lumineers. - nic mi ta nazwa nie mówi. - Nie znam. - Znaaasz, puszczają w Trójce. - i znajduje mi na you tube sztandarowy kawałek "Ho Hey". - Aaaa, no fajnie grają. - podrygujemy. - Dobra, namówiłaś mnie. Tylko muszę posłuchać reszty piosenek, żeby być przygotowaną. [Przez te dwa miesiące nie przesłuchałam ani jednego dodatkowego utworu Lumineersów. ] WP_20131026_006.jpg - Kiedy jest ten koncert? - dopytuję się co jakiś czas Magdy. - W któryś czwartek listopada. Nadchodzi któryśtam czwartek listopada. Dzień wcześniej meldujemy naszemu kontrolerowi, że chcemy w ten dzień skończyć pracę wcześniej, aby o 16 być już w domu. Trzeba przecież się przyszykować, bycie kobietą nie jest łatwe. Trzeba się doprowadzić do porządku po dniu pracy w pyle, deszczu, czy co też się trafi tego dnia. Koncert zaczyna się o 18.30 - musimy się na niego dostać środkami komunikacji miejskiej. Spoglądam późno w nocy jeszcze raz na bilety, które zostały u mnie w pokoju. Koncert jest w czwartek, taaak. 28-go, t.. ale przecież jutro jest 21! Rano uświadamiam Magdę. - Co robimy? Odwołujemy nasz mikro-urlop popołudniowy? - pytam Magdę kontrolnie. - E, nieeee... - zaskakuje mnie - zróbmy sobie wolne. Ten tydzień był męczący, należy nam się wolne popołudnie. I podała mi kilka opcji jak można spędzić popołudnie w dzień powszedni. Szok Ile możliwości! Raj! Można ugotować obiad po jasnemu, można pojechać na zakupy gdzieś dalej, albo przejść się po targowej uliczce za rogiem. Można pójść na spacer, na piwo... Tyle możliwości. Niesamowite. Korzystamy!!! Tego dnia rzeczywiście byłam w domu koło 17. Jak prosiłam. Magda dotarła godzinę później - bo się coś przedłużyło, jakaś paczka dodatkowa po drodze, to i tamto i gdybyśmy rzeczywiście miały w ten dzień iść na imprezę, pewnie byłaby ostra spina, żeby się wyrobić. Takie życie w naszej kurierskiej firmie. Na drugi dzień Fajfejtejt poinformowała naszego szefa, że jednak się pomyliła z terminami i przypomniała sobie dopiero jak miałyśmy wyjść z domu Cóż miał zrobić? Pośmiał się chwilę i przystał na powtórkę przyszłotygodniową. A śmiać się miał prawo, bo parę tygodni wcześniej 5-8-8 wywinęła ciekawszy numer. Leciała na zasłużony urlop do Włoch, na lotnisko miała odwieźć ją kuzynka mieszkająca nieopodal, a ponieważ samolot odlatywał dosyć wcześnie â koło 7, może 8 - nocowała u Eli. Ustawiły sobie obie budziki, zsynchronizowały zegarki. Nagadały się wieczorem, rano wstały bez ociągania się. Dopakowanie paru brakujących elementów bagażu, torba do auta. Wszystko jest? Tak, jest wszystko. No to jedziemy. Dziewczyny wyjechały z osiedlowej uliczki i spojrzały na zegarek samochodowy. Była godzina później, niż planowy wyjechać... Jak to się stało? Nie pytajcie. Czasem po prostu coś się zakrzywi myślowo i może to dotknąć dwie osoby na raz w podobnym czasie. Tak musiało być w tym przypadku Magda na samolot nie zdążyła. Ale wróćmy do koncertu - nastąpił czwartek przyszłego tygodnia i tym razem obie wróciłyśmy o znośnej porze do domu. Czesu-czesu, malu-malu, buty na obcasie, prostowanie włosów i inne bajery. I na metro. Później autobus. Trochę ciasno było, ale zmieściłyśmy się. Zajęłyśmy nawet strategiczne miejsce w pierwszym rzędzie na górnym pokładzie czerwonego autobusu: widok telewizyjny - uchylałam się przy mijaniu większości drzew Bardzo miłe uczucie oglądania drogi z górnej perspektywy. Tylko czemu kierowca się tak pie.oli?! WP_20131128_002.jpg Nie no, ma prawo, luuuzik, jesteśmy pasażerkami, mamy czas. No, miałyśmy mały poślizg czasowy, ale wiedziałyśmy, że jakiś zespół poprzedza występ gwiazd. Sam Alexandra Palace położony jest na wzniesieniu, dojeżdża się tam zakrętowo w pięknym, zielonym otoczeniu. Kiedyś poprowadził mnie tamtędy GPS w pracy i w ten sposób dowiedziałam się o tym ciekawym miejscu Tak się właśnie zwiedza Londyn Po okazaniu biletów zostałyśmy wpuszczone do środka, odnalazłyśmy szatnię [trzeba było w słowniku sprawdzić jak to ma na imię po angielsku - cloakroom]. Przystąpiłyśmy do poszukiwań właściwej sali, najpierw jednak coś mniejszego z atrakcjami... WP_20131128_007.jpg W końcu jest duuuża koncertowa sala. Ale jakoś tu pusto i ciemno. A przecież już 19. Gdzie muzyka? Eh, spokojnie, jest bar, napijmy się piwa. Plastikowe kubeczki już puste, a wciąż jedynym dźwiękiem trafiającym do naszych uszu jest gwar gęstniejącego tłumu. To co? Kupujemy jeszcze jedno, czy czekamy? Bierzeeeemy! WP_20131128_008.jpg W końcu na scenę wyszło ciekawe towarzystwo i zagrało równie ciekawie jak wyglądało Thao & Get Down Stay Down: I... tadaaaaaaa, są i oni! Przypominam, że znam tylko jedną ich piosenkę Zaczynają grać, wyglądają fajnie, ruszają się fajnie, grają fajnie... Na dodatek po tej rozpoznawalnej przeze mnie piosence następują kolejne, w podobnym klimacie i z podobną energią. Jest dobrze, jest bardzo dobrze! Mam właśnie dzień z szaleństwem pod skórą, więc pozwalam mu się uwolnić i brykam w tłumie. W tłumie... który wcale tak bardzo nie bryka. Raczej słucha i ewentualnie się buja. Co tam, moje szaleństwo już w swoim żywiole, Magda też podejmuje pląsy, tłum blisko nas zauważalnie ulega zakażeniu. Bawimy się WP_20131128_013.jpg WP_20131128_014.jpg WP_20131128_018.jpg WP_20131128_032.jpg Oj, było miło, nic to, że jutro trzeba wstać do pracy, bo piątek przed nami. Koncert dobiegł końca, tłum ruszył ku wyjściu. Krajobraz pokoncertowy: WP_20131128_036.jpg O-o. Ten tłum ruszył do kloakowego pomieszczenia... Kolejka na pół godziny. Trzeba było swoje odstać. Uf, kurtki odebrane, wychodzimy na świeże powietrze, trzeba złapać busa "na dół". A ta kolejka to... ?! To do autobusu WP_20131128_22_48_51_Panorama.jpg Najważniejsze, że odchamienie przebiegło pomyślnie, kurierki wróciły zadowolone, przetrwały piątek i jeszcze wiele tygodni maglowały utwory The Lumineers altAk7Vo60Y_gT0bTqtVlXaP_mjgu8o1ar4LRWW4L1Biwxh_jpg.jpg ps. Ciekawie rozwiązane były sikalnie - trzy olbrzymie przyczepy toitoikowe - kibelki z dwóch stron po 6-8 sztuk z każdej, z zewnątrz raczej nie przypominające plastikowych, klaustrofobicznych wychodków. W środku już bardziej. Do każdych drzwi prowadziło kilka stromych schodków, całość ogrodzona i pilnowana przez pana, który wskazywał ilość osób i kierunek do odpowiednich drzwiczek Pan toitoikowy nawigator - sprawdzał się.
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. Ostatnio edytowane przez wilczyca : 29.03.2014 o 13:09 |
29.03.2014, 20:38 | #203 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 538
Motocykl: Brak
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 2 dni 11 godz 43 min 11 s
|
W każdym Twoim kolejnym, kszykszykszy..., znajduje się perełka. Tą razą jest to: "...dzień z szaleństwem pod skórą..."
Pisz tak dalej |
29.03.2014, 21:03 | #204 |
mało widać "przez okno"
__________________
Stary nick: Raviking GSM 505044743 Żądam przywrócenia formuły "starego" Forum AfricaTwin...... |
|
29.03.2014, 22:18 | #205 |
22.10.2006, DTN :)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kąty Wrocławskie
Posty: 3,778
Motocykl: RD07
Przebieg: IIszlif
Galeria: Zdjęcia
Online: 7 miesiące 3 tygodni 2 dni 15 godz 53 min 10 s
|
yoł yoł, nie wiem jak można nie znać luminirsów w dobie wszechobecnego hipserstwa
__________________
Real adventure starts where road ends... -AT RD07 Big Bore 'Troll Bagnisty, ziejący ogniem z regulatora Diabeł Pustynny' http://www.youtube.com/user/Miszapoland |
01.04.2014, 01:05 | #206 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
Hm… mieszkałam w „domu” z ośmioma osobnikami podobnej narodowości. Polacy i para Słowaków. A ponieważ mój pokój sąsiadował z kuchnią, mogłam obserwować, jak radzą sobie „nasi” na obczyźnie Ale jak radzą sobie moturzyści? Hm… Aby się dowiedzieć tego właśnie, wybrałam się pewnego razu w gości do Luz Mariji W towarzystwie Banditosa i Jaśka. Spotkanie było umówione na wcześniejszym wyjeździe z szumną wiązanką liter ADV w tytule Ale o tym innym razem.
Jakieś 90 km z Londynu kawałek poza Londyn Próbujemy się spotkać na trasie z Jaśkiem, ale coś nasze 650-ki na kostkach nie mogą się zgrać z cbr 1100xx dojeżdżamy więc osobno, żeby mimo wszystko pobyć razem. Plan? Gotujemy coś dobrego. Ja nie jem mięsa, więc chłopaki wspaniałomyślnie proponują rybę. Do tego marchewka z piekarnika, a – kto chce – na deser dostanie kiełbasę Więc jak sobie radzą nasi motorniczy na obczyźnie? Jakoś tak: Marchwiowy potwór z kotem w tytule gości nas w swojej kuchence. DSC00005.JPG Jasiek nie boi się żadnych prac - dopada zlewu i nie waha się go używać w sposób cywilizowany. DSC00006.JPG Tylko blondynki chowają się wstydliwie w drzwiach i boją zmoczyć i ubrudzić rączki DSC00011.JPG Trzeba wpieprzyć tym marchewkom, niech mają za swoje, zaraz je upieczemy! DSC00012.JPG Tymczasem w małej kuchennej przestrzeni dzieją się różne różności. [Wszyscy jesteśmy trzeźwi, wracamy dziś na kołach do swoich łóżek.] DSC00016.JPG Pichcimy. DSC00017.JPG Kuchnia jest najlepszym miejscem spotkań Gotujemy, gadamy, niektórzy umawiają się na spontaniczny lot do Maroka... DSC00020.JPG Czas zapieczyć. DSC00022.JPG Rybki kupione z tego stoiska: WP_20131013_005.JPG No to nawcinani. DSC00030.JPG Fajny dzień. Odskocznia od kurierskiej normalności, gadki-szmatki, smaczności, zapachy piekarnikowe, dużo pozytywnej energii i mega towarzystwo Chillout... Dzięki chłopaki za takie akcje-atrakcje.
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
01.04.2014, 09:10 | #207 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chwałowice/Wrocław
Posty: 457
Motocykl: RD07
Przebieg: 99 000
Online: 1 miesiąc 6 dni 21 godz 42 min 43 s
|
fajnie
|
01.04.2014, 14:01 | #208 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wawa
Posty: 397
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 dzień 18 godz 5 min 59 s
|
Jest super! Pisz!
__________________
Pzdr Gawron 'Podróżować znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie.' A. Stasiuk |
01.04.2014, 14:36 | #209 |
....OLEJ....
Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Pniewy-Londyn
Posty: 1,337
Motocykl: RD07a
Przebieg: 6006 km
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 1 dzień 17 godz 24 min 54 s
|
Z calego tego śledzia to najmilej wspominam polska kiełbaske...mmm...
|
01.04.2014, 23:00 | #210 |
Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Frankfurt/M
Posty: 987
Motocykl: Elefant 944ie
Przebieg: 54420
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 tygodni 2 dni 12 godz 4 min 21 s
|
Patrząc po tych zdjęciach ciężko mi uwierzyć, że nic tam pite nie było..
__________________
Cagiva Elefant 944ie - jedyne co się może popsuć podczas jazdy to pogoda! |