16.03.2014, 22:14 | #21 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 5, czyli znów przemycę nieco geologii
Mniej więcej godzinę później ryczące dzieciaki zasypiają, a my wraz z nimi. Nie na długo jednak. Tym razem Jagnę, a nie Rafa budzi dziadek kaszlący dobre pół godziny jak w ostatnim stadium gruźlicy. Korzystając z okazji Jagna schodzi z namiotu i spotyka całkiem obudzonego Andrzeja No nic, śpimy dalej. A nad ranem... - Przecież nic nie marudzę! - Ale patrzysz z wyrzutem! - Przecież ty i tak nic nie widzisz bez szkieł! - Ale wiem, że patrzysz! No cóż, Raf ma potrójny powód do marudzenia: pół nocy darły się dzieci, drugie pół kaszlał ich dziadek, a nad ranem ktoś odpalił generator Dlaczego więc śpimy na kempingach zamiast w dziczy? Bo: - dzicz jest najczęściej ogrodzona płotem i jest czyjąś farmą; - po dziczy latają jakieś dziwne duże kotowate; - fajnie jednak móc wziąć prysznic kiedy jest ponad 35 stopni Pytamy właścicielki farmy, czy następny odcinek drogi też jest tak nierówny jak ten wczorajszy, dowiadujemy się, że drogi są naprawiane po opadach, a że dawno nie padało… Wbrew ostrzeżeniom, druga część D831 jest dużo znośniejsza. Mijamy wczorajszą wycieczkę motocyklistów, rozciągniętą chyba na kilkanaście km: Koło południa dojeżdżamy do Sossusvlei, kolejnego “must see” w Namibii. To największe dostępne zbiorowisko wydm w tym kraju. I jednocześnie najwyższe. Piasek w Sussusvlei ma ok. 5 mln lat, pierwotnie znajdował się na pustyni Kalahari, skąd przeniosła go rzeka Orange River. A z brzegów rzeki przywiał go już standardowo wiatr Podobno wydmy trzeba koniecznie zobaczyć o wschodzie lub zachodzie słońca, ale to jest możliwe jedynie przy noclegu na tutejszym kempingu. Nie chce nam się marnować pół dnia, więc trudno, zobaczymy je przy słońcu będącym w zenicie. No może jakieś 5 stopni niżej Wydmy Sossusvlei to Park Narodowy Namib - Naukluft, płaci się za całodzienny wstęp. Tuż za recepcją zaczyna się asfalt prowadzący do wydm. Śmiesznie - 60km asfaltu w środku pustyni I nie wiedzieć czemu, dla motocykli zakaz: Asfalt kończy się parkingiem oraz wielkim napisem, że dalej to już “4x4 only”. No może i… Zawsze można zostawić auto i skorzystać z płatnej podwózki. Ogarnia nas lekkie zwątpienie (ale raczej w możliwości Hiluxa, który ledwo pod większe górki podjeżdża…). Na szczęście na parkingu jest też traktor. Czyli - jakby co - ma nas kto wyciągnąć Zapinamy po raz pierwszy i ostatni nasze 4x4, Raf za kierownicą wkręca Hiluxa na wysokie obroty - jedyne, przy których to auto jakoś jedzie i suniemy po piachu… na szczęście nie cała droga jest kopnym piachem: Lądujemy na parkingu zwanym Deadvlei i urządzamy małą sesję: Niektórzy nie mieszczą się na masce: Do samych wydm jeszcze kawałek na pieszo (wszędzie napisy: offroad verboten!) Oczywiście, tradycyjnie, zawsze kiedy wybieramy się na spacer, słońce musi być najwyżej jak się tylko da Cień jest “imponujących” rozmiarów: To białe coś to glinka, po której idzie się znaczniej łatwiej, niż po piachu. Piach po prostu parzy w stopy i bardzo żałuję, że mam sandały, do których piasek wchodzi bez problemu… Andrzej pyta: to jak wysokie są te wydmy? Dam radę? Jakieś 300 m Usiłujemy go odwieść od pomysłu, ale się nie dało… Ze szczytu Andrzej postanawia zejść w sposób szybki, czyli po prostu zbiec. Niestety spadają mu przy tym klapki i obserwujemy z dołu, jak usiłuje jednocześnie zawisnąć w powietrzu, ubrać klapki i nie dotykać gorącego piasku… Z dołu wygląda to zabawnie, ale wieczorem Andrzej pokazuje nam poparzenia na podeszwach swoich stóp… Na koniec swojego spacerku wypił duszkiem całą butelkę wody Ale jakoś to przeżył Mniej lub bardziej poparzeni dochodzimy do wyschniętego jeziorka za wydmami, teraz to płaskie, białe coś, składające się z wyschniętej glinki: Jeziorko ostatni raz napełniło się chyba w 1997, przez rzekę Tsauchab. Później, kolejny raz parząc stopy, wracamy przez wydmy do Hiluxa. Za kierownicą Andrzej, który po piachu w życiu nie jeździł, i prawie nas zakopał Kolejny przystanek - najsłynniejsza wydma w Namibii,czyli Dune 45 (od 45. kilometra na drodze). Ta wydma jest dość rzadkiego rodzaju - to wydma gwiaździsta, przypominająca nieco stożek. Tutaj następuje premiera naszych wyprawowych koszulek. Rzeczywisty kolor piasku, to coś pośredniego między aparatem Jagny i Rafa (Wydmy są zabarwione tlenkiem żelaza na czerwonawy kolor) Chyba widać, kto jest górą A tu widać, jak wydmy “poruszają” się w skutek przesypywana piasku z jednego stoku na drugi: Ponieważ jesteśmy na środku pustyni Namib, postanawiamy nie marudzić i zjeść obiad tam gdzie się da, czyli w restauracji koło recepcji parku. Szczególnie, że ostatni sklep spożywczy był w Lüderitz (czyli 500 km temu) , a następny powinien być w Walwis Bay (czyli za 300 km!) Jak zwykle cała obsługa jest uśmiechnięta, wesoła i podśpiewująca pod nosem. I oczywiście czarna Chyba nigdzie nie spotkałam tak radosnych ludzi w pracy I do tego zimny Windhoek Bier Kilka kilometrów dalej znów czeka nas spacer, do kanionu Sesriem (“Ses riem” to w afrikaans “sześć lin” - tyle było potrzeba, aby wyciągnąć wiadro wody z dna kanionu): W porze deszczowej płynie tędy rzeka Tsauchab. Patrząc na głębokość kanionu, bywa całkiem spora Schodzimy wgłąb kanionu Sesriem: Jagna geolog dostaje zawodowego oczopląsu: Kanion został wyżłobiony przez ostatnich kilkaset tysięcy lat przez rzekę w bardzo ciekawych osadach naniesionych przez inną, wcześniejszą rzekę. Rzeka niosła ze sobą (w zależności od ilości wody, czyli energii przepływu) piasek, żwir oraz kawałki skał. Wszystko to pięknie się w czasie transportu obtoczyło, a na koniec scementowało węglanem wapnia. Później cały teren wyniósł się ku górze, a kolejna rzeka zaczęła te osady rozcinać. Starczy wykładu - po prostu było pięknie! Andrzej zauważa, że w jego aparacie przestał działać zoom, pewnie po bliskim spotkaniu aparatu z wydmowym piaskiem. Stuka, puka, dmucha, wszystko na nic. W końcu Jagna mówi: daj, podotykam, może coś pomoże. Aparat cudownie ożywa, a Andrzej na to: “a nie podotykałabyś może moich stóp”? Jesteśmy zapełnieni widokami na kilka dni, więc nie przeszkadza nam, że musimy jechać nudnym szutrem 300 km… Dookoła same płoty, farma za farmą… zastanawiamy się, jakich rozmiarów są te gospodarstwa, skoro bramy wjazdowe są średnio co 50 km… Robi się ciemno i powoli myślimy, że będziemy musieli rozbić się pod płotem, ale widzimy reklamę logde i kempingu. Skręcamy więc w bramę farmy. Kemping jest, ale drogowskaz pokazuje: “recepcja 6 km”. Ciekawe, czy gdybyśmy się rozbili, ktokolwiek z recepcji by to zauważył? Lodge jak zwykle luksusowe (zresztą sama nazwa zobowiązuje: “Roctock Ritz Desert Lodge”) Kemping jak zwykle pusty No i najważniejsze! Są surykatki!! Andrzej stwierdza: No, to możemy powoli wracać do domu Kemping też piękny. Jesteśmy sami, drewno do napalenia w namibijskim “bojlerze” przygotowane, łazienki jak zwykle wyłożone kamieniem i jak zwykle z widokiem na góry… (a na łazienkowych drzwiach karteczka “proszę nie karmić szakali”) A chwilę później taki widok: a jeszcze później wykańczamy zapasy Windhoek Bier… cdn
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
19.03.2014, 23:46 | #22 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 6, czyli jedziemy 100 km, żeby zobaczyć pewną roślinkę ...
Wieczorem śmialiśmy się z karteczki "nie karmić szakali". Tymczasem, jak tylko zrobiło się całkiem ciemno, zaczęły na nas patrzeć pary czerwonych oczek A zasypiając, byłam pewna, na co Raf będzie marudził rano - na płaczące w nocy szakale Rano Jagna chowa równouprawienie w kieszeń i robi chłopakom jajaecznicę na szynce: Tuż koło kempingu latają sobie stada zebr (zeber?): Wracamy na C14 i gdyby nie krzyk Jagny, znów byśmy przejechali: Jesteśmy dokładnie na 23° 27Ⲡszerokości geograficznej południowej. (co prawda obecnie zwrotnik Koziorożca powędrował na 23° 26Ⲡ16âł , ale pewnie tabliczki nie przestawili ) I dalej C 14, zaczyna się robić kręto i górzyście: Zatrzymujemy się na parkingu obok ciekawych skałek: I Jagna stwierdza: a może w końcu ja bym trochę pojeździła? No to proszę: Poza miastem ruch lewostronny trudny nie jest Tylko ciągle prawa ręka szuka biegów gdzieś w drzwiach Jagna dowozi całość do Walvis Bay, z powrotem nad Atlantyk. Offtopic: kto kojarzy stare szanty Porębskiego?: "Ze Świnoujścia do Walvis Bay Droga nie była krótka, A po dwóch dobach albo mniej, Już się skończyła wódka." Walvis Bay to największy port Namibii. Z atrakcji turystycznych: flamingi. Ogólnie: dość bogato i europejsko, czyli nudno. Chcielibyśmy jednak zatankować (pikuś) i zrobić zakupy (tylko gdzie). Mniej więcej za piątym przejechaniem wszystkich uliczek w centrum udaje nam się namierzyć sklep spożywczy - wyłącznie dzięki pani, która pcha przed sobą wózek z jedzeniem. Zjeżdżamy w bok, żeby objechać 100 km pętelkę polecaną przez wszystkie przewodniki, tzw. Welwitschia Tour. Andrzej od razu kracze: taaa, na zdjęciach to piękne, ale... Najpierw droga wiedzie przez teren zwany "Moon Landscape" i rzeczywiście, widoki iście księżycowe: A potem jedziemy do miejsca, gdzie występuje welwiczja - roślina endemit, która występuje wyłącznie w Namibii i jako jedna z nielicznych potrafi przetrwać te pustynne warunki. Wygląda nieszczególnie: Droga do welwiczji należała do tych wybitnie kurzących: Niezbyt zachwyceni (Andrzej: "a nie mówiłem?") wracamy w stronę Walvis Bay i C34 jedziemy wzdłuż wybrzeża oceanu. Ten kawałek wybrzeża atlantyckiego nosi nazwę "Wybrzeże Szkieletów". Nazwa odpowiednia... Wybrzeże to charakteryzuje się bardzo silnym, zimnym prądem benguelskim i bardzo niesprzyjającymi warunkami na lądzie (pustynia). Do dziś, na długości ok. 5000 km rozbiło się tam ponad 1000 statków! W dodatku rozbitkowie nie mieli szans przeżycia na lądzie... Jest wietrznie, zimno i wilgotno: Niewiele wraków jest łatwo dostępnych, tu akurat taki całkiem współczesny, sprzed zaledwie kilku lat: Przy tym wraku spotykamy ekipę z Hiluxem wypożyczonym w Bocian Safaris i są to Polacy. Robią większą wycieczkę, na samą Namibię mają zaledwie kilka dni, więc nie zjeżdżają z głównych dróg... Robi się ciemno, widoki żadne, czas szukać kempingu (wzdłuż całego wybrzeża napisy: offroad verboten! camping verboten!) Znajdujemy kemping w najbliższym miasteczku i nie możemy się nadziwić, że jest pełny. Okazuje się, że ten kawałek wybrzeża to mekka wędkarzy. Namibijski sposób przewożenia wędek: Ciekawe, co na to powiedziałyby unijne przepisy bhp Kemping jest taki bardziej cywilizowany (zresztą dlatego niezbyt nam się podoba) i wyposażony w gniazdka elektryczne. Niestety nie możemy z nich skorzystać, bo wtyczki namibijskie nie przypominają niczego normalnego: Zagapiliśmy się w Windhoek, a na prowincji nie udało nam się kupić żadnego adaptera... Raf ma problem, bo swój aparat może ładować tylko na 230 V Jagna stwierdza: Niemcy mają na pewno wszystko, a nawet wszystko +1, czyli będą mieć adapter zapasowy. Oczywiście mieli i nawet pożyczyli na całą noc. I pewnie sobie komentowali: no tak, Polacy, wybrali się w podróż, ale adapter już ich nie stać cdn.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą Ostatnio edytowane przez jagna : 20.03.2014 o 19:00 |
20.03.2014, 18:55 | #23 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Elwood, się czyta, tylko się pamięci dobrej nie ma
Wybaczysz ?
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
20.03.2014, 21:09 | #24 |
Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
|
był Raf, było ich troje, były i szkielety... wszystko się zgadza.
Kiedy następny odcinek? Bo z niecierpliwości lecę jutro do Zielonej Góry
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
23.03.2014, 17:09 | #25 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Odcinek 7, czyli sól jest dobra do zupy, ale na drogę nie bardzo
Po noclegu w Hentiesbaai wsród niemieckich i południowoafrykańskich wędkarzy wracamy na C34, która na tym odcinku nosi nazwę "droga solna", bo jej nawierzchnia to nie żwir, ale sól właśnie. Pewnie kiedy jest sucho, powierzchnia soli jest twarda jak beton. Niestety kiedy mży, robi się solna błotna ślizgawka. Wzorem innych, częściej jedziemy więc obok drogi niż po niej... Mamy do przejechania jakieś 150 km po takiej nawierzchni, cały czas siąpi, oceanu zbytnio nie widać, nudno jest... Hilux po jakieś godzinie wygląda tak: Prawie słychać, jak sól konsumuje metalowe elementy podwozia Zajeżdżamy do kolejnego wraku, tym razem kuter rybacki z 1975. Niewiele z niego zostało: Północna część Wybrzeża Szkieletów to niedawno otworzony park narodowy, który zaczyna się oryginalną bramą wjazdową: Parku nie ba się ominąć, więc jest bezpłatny, trzeba tylko się wpisać na wjeździe i wyjechać przed zmrokiem. Park Narodowy Skeleton Coast chroni to: czyli krajobraz pustkowia. Zjazd z drogi jest gesetzlich verboten, więc to co jest na zdjęciu powyżej było zupełnie nielegalne Na ulotce stało: "ślady twoich kół będą widoczne jeszcze dziesiątki lat! nie niszcz krajobrazu!" No cóż, przepraszamy bardzo, ale Jagnie zachciało się w krzaczki, tzn. w tym wypadku chyba w skałki... Odbijamy z wybrzeża na wschód, na C34. I od razu inna pogoda! Przedział nawigacyjny: Na środku C34 stoi sobie struś. Co tak stoi, zamiast zejść z drogi? Bo przeprowadza przez drogę osiem strusiątek! A pochód zamyka drogi struś: Zjeżdżamy w boczne drogi (D612) i dojeżdżamy do miejsca z listy UNESCO: Twyfelfontein (w afrikanaans: niespodziewane źródło). Z reguły oblegane przez turystów, teraz jesteśmy sami, dostajemy lokalną przewodniczkę i idziemy podziwiać naskalne malowidła Buszmenów, liczące sobie kilka tysięcy lat. Przestawiają one głównie zwierzęta: poniżej lew z ludzką stopą na końcu ogona: Przewodniczka, mówiąca do nas pięknym angielskim, z kolegami rozmawiała w lokalnym języku Khoekhoe, który jest znany z "mlasków". Mlaski są zapisywane m.in. jako "!". Brzmi to bardzo ciekawie Skacząc pomiędzy skałkami zauważamy to, przed czym ostrzegają przewodniki: oraz inne mniej groźne: Wracając z Twyfelfontein widzimy piękną kałużę (w porze suchej kałuża to raczej rzadkość) i postanawiamy "umyć" Hiluxa. A raczej zastąpić sól błotem: Mycie, jak mycie, ale jaka frajda z kałuży Kilka km na południe kolejna atrakcja geologiczna: Valley of Organ Pipes, czyli Dolina Organów. Jest to wulkaniczna skała (dokładnie doleryt), która w czasie zastygania przybrała formę sześciobocznych słupów: Potem troszkę źle odczytujemy mapę i dość na około jedziemy do kolejnej ciekawostki geologicznej. Robimy sporą pętlę drogami bocznymi: Niedawno musiało padać i gdzieniegdzie drogę popsuło. Ale krajobraz za oknem piękny, więc nie żałujemy nadłożonych kilometrów Niestety, kiedy dojeżdżamy do "Skamieniałego lasu", zastajemy zamkniętą już bramę. No, nie, nie może być, nie po to przecież tyle drogi nadłożyliśmy! Przechodzimy przez dziurę w płocie. Na co wychodzi do nas przewodnik i mówi: "ooo, widzę, że jesteście bardzo zdesperowani, żeby zobaczyć skamieniały las!" i z uśmiechem otwiera nam bramę To jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie można odkopać skamieniałe drewno. Substancja organiczna została całkowicie zastąpiona krzemionką, więc jest to bardzo twarda skała. Ale ciągle o wyglądzie drewna: W dodatku ma ponad 100 mln lat... a w środku po oszlifowaniu może wyglądać to tak: Chce mi się śmiać, bo pamiętam, ile kosztowały w Arizonie takie malutkie kawałeczki tego "drewienka". A tutaj walało się to wszędzie. Krawężniki - drewno, żwir na ścieżce - drewno... Jesteśmy z powrotem w okolicy Twyfelfontein, zrobiło się już ciemno, więc nie mamy wyjścia, pierwszy kemping nasz. Padło na Movani Mountain Camp, prowadzony przez lokalną społeczność (sporo tego było w Namibii i chyba powinno się właśnie taką działalność popierać). Kempingi "gminne" (czyli prowadzone przez lokalnych) łatwo odróżnić od tych prywatnych (gdzie właściciel z reguły jest biały) po łazienkach/toaletach. Zdecydowanie czyściej jest na tych drugich Wieczór na kempingu jak zwykle: jagnięcina z grilla, czerwone wytrawne... cdn...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą Ostatnio edytowane przez jagna : 29.03.2016 o 15:35 |
24.03.2014, 12:54 | #26 |
Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chwałowice/Wrocław
Posty: 457
Motocykl: RD07
Przebieg: 99 000
Online: 1 miesiąc 6 dni 22 godz 11 min 52 s
|
Ale ładnie !
|
24.03.2014, 16:19 | #27 |
Zarejestrowany: Dec 2012
Miasto: RLU
Posty: 959
Motocykl: RD04
Przebieg: niski;)
Online: 2 miesiące 3 tygodni 5 dni 23 godz 46 min 0
|
Valley of Organ Pipes przepiękna! (Przynajmniej na foto ) To niesamowite, jak piękne rzeczy potrafi stworzyć natura. Skamieniałe drzewa mamy też w Polsce, o tu: http://www.siedliska.com.pl/drzewa_skamieniale. Podczas wypadu na wschód byłaś tuż, tuż tego miejsca
|
24.03.2014, 16:31 | #28 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
czytajem, czytajem, dawac, dawac!!!
__________________
Lepiej przeżyć małą przygodę, niż siedziec w domu i czytać o dużej. |
24.03.2014, 18:49 | #29 | ||
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Cytat:
Cytat:
Jedni przywożą tzw. durnostojki, inni kamyczki. Kurzą się podobnie
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
||
24.03.2014, 19:48 | #30 |
Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Za zielonymi górami, za lasami
Posty: 1,139
Motocykl: czarny, pomarańczowe ladaco
Online: 7 miesiące 1 tydzień 1 dzień 13 godz 26 min 27 s
|
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Południe | ramoneza | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 110 | 04.10.2013 20:58 |
richtung FSHUT! - południe -> północ | matjas | Umawianie i propozycje wyjazdów | 35 | 21.06.2012 22:53 |
Serbia - od BG Dunajem na południe na pohybel! | PARYS | Trochę dalej | 6 | 12.06.2009 11:00 |