27.01.2015, 09:52 | #23 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 16 min 28 s
|
Po dwóch godzinach snu i wysokoenergetycznym śniadaniu (zupka chińska + kawa) wyjeżdżamy z Bertoua i ruszamy na północ, w kierunku Meiganga. Po drodze uliczni sprzedawcy kuszą soczystymi owocami ale wizja przyjęcia ameby skutecznie nas zniechęca.
Trudno namówić nas również na mięsne przekąski z grilla, jakoś odchodzi nas ochota na degustację. Oczywiście nie kwestionujemy ich wartości smakowych i kalorycznych ale w podanym menu nie dostrzegamy kaszanki i karkówki. Cóż, może innym razem... Opuszczamy obszar gęsto porośnięty dżunglą. Teraz poruszanie się w otwartej przestrzeni jest bardziej męczące. Dodatkowo jazda bitą, pokrytą drobnym pyłem drogą, potęguje nasze zmęczenie. Liczne postoje w zacienionych miejscach, uzupełnianie płynów to jedyny sposób na szybką regenerację. To też doskonała okazja na nawiązanie kontaktów z okoliczną ludnością, możliwość obserwacji ich codziennego życia. Zachwycamy się wszystkim: fascynuje nas kolor ziemi, roślinność, architektura, draperie, struktury, materiały, barwne stroje mieszkańców. Z tej krótkiej, kilkudniowej perspektywy daje się już zauważyć różnice architektoniczne. Wcześniej, na obszarze gęsto porośniętym lasem, dominuje architektura drewniana, na planie prostokąta, ściany i zadaszenie wykonane są z drewna teakowego. Tu, w strefie sawanny, dostępność tego materiału jest ograniczona, pojawia się więc wypalana na słońcu cegła. To stwarza nowe możliwości, coraz częściej stosuje się owal, domy buduje się na planie koła. Po południu docieramy do Garoua-Boulai i kierujemy się w stronę przejścia granicznego między Kamerunem i Republiką Centralnej Afryki - kraju, w którym aktualnie panuje wojna domowa. Na granicy zatrzymują nas żołnierze armii kameruńskiej i unii afrykańskiej. Mimo zagrożenia panuje miła atmosfera, żartujemy, opowiadamy o naszym kraju, o celu naszej wizyty, o planach na najbliższe dni, fotografujemy, nagrywamy krótkie filmy. Wbrew niebezpiecznej sytuacji panującej po drugiej stronie, jest tu wyjątkowo spokojnie. Jesteśmy świadkami zmiany warty, opuszczenia flagi, stoimy na baczność wraz z mundurowymi śpiewającymi hymn państwowy. Jesteśmy podekscytowani. Po chwili jednak pojawia się urzędnik wojskowy, któremu nie podoba się nasza obecność w tym miejscu. Nie pomagają nasze prośby, tłumaczenia, przeprosiny, momentami robi się wręcz niemiło. Pozbawieni paszportów i dowodów rejestracyjnych, praw jazdy... zostajemy zatrzymani. Na szczęście po dwóch godzinach odzyskujemy dokumenty i sprawnie, w pośpiechu opuszczamy granicę. Dwie godziny później, po zmierzchu zatrzymujemy się hotelu. To był kolejny dzień pełen wrażeń, przeżyć jakich tego dnia się nie spodziewaliśmy.
__________________
*INCA RIDE 2024* Ostatnio edytowane przez Sub : 27.01.2015 o 10:10 |
27.01.2015, 10:22 | #24 |
Zarejestrowany: May 2009
Miasto: Stalowa Wola/ MIELEC
Posty: 1,064
Motocykl: TransAlp+Multistrada + Cagiva Elefant
Przebieg: hohoho
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 14 godz 1 min 59 s
|
Fajne...! dawaj dawaj!!
__________________
https://www.facebook.com/PAKVENTURE2021 https://www.facebook.com/pages/Proje...91516340945760 https://www.facebook.com/himalaje2018/ High Riders - Himalayan Story 2018 |
27.01.2015, 22:37 | #25 |
Mam przerąbane :)
Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: WTA
Posty: 1,656
Motocykl: RD07a
Przebieg: stoi
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 14 godz 55 min 9 s
|
Tak sobie myślę, że ciężko jest być takim wojskowym na granicy w takim miejscu. I to żeby jeszcze jakiś zdrowy zmysł zachować... Może tacy ludzie ja wy co tam zawitają przywiozą ze sobą odrobinę normalności do tych krajów biedy i bezsensownej śmierci.
__________________
Motto nr 1: Uważać na mokre pieńki i siekiery |
31.01.2015, 21:44 | #26 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 16 min 28 s
|
W kolejnym dniu przejeżdżamy drogę z Meiganga do Tchollire. W kilka godzin dojeżdżamy do Guldjiba - dystans około 270 km. To dosyć szybko jak na warunki afrykańskie. To już ostatni odcinek, który tak sprawnie pokonujemy. W Guldjiba skręcamy na wschód w stronę Parku Narodowego Bouba Ndjida do miejscowości Tchollire, gdzie mamy nadzieję zobaczyć hipopotamy. Jedziemy teraz drogą terenową, często wpadamy w grząski, miałki pył fesz fesz, motocykle ślizgają się, częściej się zatrzymujemy.
Żar leje się z nieba, częściej szukamy cienia. Cegły wypalane na słońcu z uformowanego, czerwonego błota. Zmagamy się z usterkami motocyklowymi, straszliwym upałem oraz ograniczonym dostępem do wody pitnej i żywności. Jesteśmy dopiero w połowie Kamerunu, a już teraz widzimy co znaczy brak wody, jak ogromny i realny jest to problem dla tych, którzy tu żyją. Wyschnięte koryta rzeczne i ludzie czerpiący z nich resztki wody, to nieodłączny element tutejszego pejzażu. Problem ten często przewija się w rozmowach z napotkanymi po drodze mieszkańcami. Uzupełnianie płynów wydaje się w tych warunkach obowiązkowe - eksperymentujemy z różnymi napojami. Niektóre zdają się mieć wszystkie inne pod sobą... Miejska studnia. Tu się toczy życie wioski. Mimo wielu trudności, cieszymy się każdą chwilą, każdym spotkaniem i miejscem. Każdy pomyślnie rozwiązany problem urasta do rangi wielkiego zwycięstwa, z każdym dniem stajemy się coraz pewniejsi siebie, swych umiejętności, teraz Afryka wydaje nam się bardziej bezpieczna, oswajamy się z nią do tego stopnia, że odstawiamy leki przeciwmalaryczne, często zapominamy o podstawowych zasadach higieny. Do Tchollire dojeżdżamy już po zmroku znajdując bez problemu skromny penzion polecany przez Lonely Planet. Wybieramy zgodnie z rekomendowaną zasadą: "Choose your neighbourhood wisely".
__________________
*INCA RIDE 2024* Ostatnio edytowane przez Sub : 31.01.2015 o 22:18 |
03.02.2015, 23:15 | #27 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 16 min 28 s
|
Niestety, pomimo tego, że wstaliśmy dość wcześnie i dojechaliśmy do miejsca, w którym miały być hipopotamy, musieliśmy zmierzyć się z rozczarowaniem. Być może poziom wody był zbyt niski, a być może przyjechaliśmy zbyt późno... cóż, może następnym razem.
Jadąc w kierunku Maroua zatrzymujemy się w wiosce, w której przykuwają naszą uwagę kobiety ubrane w niezwykle kolorowe stroje. Kiedy próbujemy podejść do nich, spłoszone dziewczyny chowają się za matkę. Są nieufne. Przerażone. Zjawiskowe... Jadąc dalej w kierunku Czadu, opuszczany sawannę wjeżdżamy w pustynny obszar i w ósmym dniu docieramy do miasta Maroua - najbardziej gorącego regionu kraju. Panuje tu klimat gorący i suchy. Jesteśmy w najdalej wysuniętym na północ punkcie naszej podróży. Kamienna pustynia fascynuje nas swą barwą, formą, przestrzenią. Obserwujemy ogromne różnice klimatyczne, kulturowe, religijne. To zupełnie inny świat, różni się znacznie od tego, który pozostawiliśmy za sobą na południu. Coraz trudniej też o paliwo: najczęściej lejemy po drodze to przemycane z Nigerii. Obsługa full service... Opuszczamy Maroua i kierujemy na wschód się w stronę Roumsiki - miejscowość znajduje się tuż przy granicy z Nigerią. Zjeżdżamy z asfaltu i od tej pory poruszamy się wyłącznie drogą terenową. Ze względu na częste ataki i porwania przez islamskie ugrupowanie terrorystyczne Boko Haram, region ten uważany jest za wyjątkowo niebezpieczny, szczególnie dla nas, przedstawicieli zachodniej cywilizacji. Poczucie niepewności i zagrożenia towarzyszy nam przez kilka kolejnych dni. Częste zatrzymania, kontrole, awarie motocykli, upał, grząska nawierzchnia, pierwsze problemy ze zdrowiem - wszystko to powoduje, że jazda czasem staje się nerwowa i nieprzewidywalna.
__________________
*INCA RIDE 2024* |
04.02.2015, 21:34 | #28 |
Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: Łódź
Posty: 603
Motocykl: Ansfaltowy pedał
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 10 godz 51 min 0
|
Chłone opowieść, ale nie mogę opanować tytułu i cały czas czytam, że dwóch nasra na czarnym lądzie.
|
07.02.2015, 17:05 | #29 |
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Południe
Posty: 991
Galeria: Zdjęcia
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 godz 16 min 28 s
|
Dojeżdżając do Roumsiki, zatrzymujemy się na targowisku w niewielkiej miejscowości. Tłum zgromadzony przed straganami początkowo spogląda na nas nieufnie. Odnosimy wrażenie, że jesteśmy pierwszymi białymi przybyszami na tej ziemi. Reakcje są różne, jedni dotykają nas, jakby chcieli w ten sposób uwierzyć w nasze istnienie, sprawdzić kolor naszej skóry, inni, również dotykowo, poznają nas poprzez delikatne skubanie włosów. Tą nietypową weryfikację przechodzimy pomyślnie. Próbujemy poczuć atmosferę targowiska...
Po kilku chwilach gromadzi się już wokół nas spory tłum. Każdy chce z nami zamienić słowo, sfotografować się, coś opowiedzieć o sobie, oglądnąć jednoślady, zapytać: Skąd? Dokąd? Ile pali? Jaka jest maksymalna prędkość? Atmosfera jest wyjątkowa, jak zwykle z żalem musimy się rozstać, żegnamy się wzajemnie pozdrawiając i wyrażając nadzieję, że może kiedyś tu powrócimy. Informacja, którą otrzymaliśmy od miejscowego lekarza, że w wiosce panuje epidemia polio, nieco studzi nasz zapał... W trakcie naszej podróży, w zasadzie od samego Bertua, zauważyliśmy, że przez spotykanych ludzi nazywani jesteśmy nasara. Na początku nie zwracaliśmy uwagi na to słowo, ale po jakimś czasie już całkiem sprawnie wyławialiśmy je z potoku okrzyków jakie zazwyczaj towarzyszyły naszemu pojawieniu się. "Nasara, nasara!" - krzyczał tabun obdartych dzieciaków zazwyczaj biegnąc za nami do granicy wioski. W lokalnym dialekcie Fulfulde określenie nasara oznacza "białas". Hmmm... gdyby to miało miejsce na innym kontynencie, z pewnością odnotowane byłoby jako brak poprawności politycznej, akt nietolerancji, ksenofobii, a może nawet rasistowskiej agresji. W naszym odczuciu, jako dwa białasy nazywani byliśmy dość adekwatnie do stanu rzeczy i w żadnym wypadku nie powodowało to obrazy jakichkolwiek naszych uczuć, ani nie czyniło nas ofiarami jakiejś opresji narodowościowej. Po jakimś wręcz czasie, tak mocno zidentyfikowaliśmy się z tym określeniem, że sami zaczęliśmy zwracać się do siebie w ten właśnie sposób. Obrazki z drogi... Stacja benzynowa i lokalny dealer telefonii komórkowej Restauracja w Ngaundere Bar z dyskoteką Salon piękności czy zakład fryzjerski - nie wiem, nie znam się...
__________________
*INCA RIDE 2024* Ostatnio edytowane przez Sub : 07.02.2015 o 17:30 |
08.02.2015, 16:42 | #30 |
Zarejestrowany: Feb 2015
Miasto: Elbląg
Posty: 16
Motocykl: BMW 1200 GS ADV
Online: 2 dni 1 godz 37 min 24 s
|
Super opowieść. Fantastyczna przygoda. Czekam na kolejną część...
|
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
XIX Mazowiecki Rajd Weteranów szos "MAGNET 2014" | Marcel | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 2 | 01.06.2014 16:12 |
"Cameroon challenge 2014" | Sub | Przygotowania do wyjazdów | 25 | 09.04.2014 20:45 |
Slajdowiska Wagadugu_2012 czyli moja "Odyseja po Czarnym Lądzie" - Zaproszenie | Neno | Kwestie różne, ale podróżne. | 35 | 10.03.2014 08:09 |
Wyprawa z Polski do Brazylii "Volta ao Mundo" - Trzy pasje, dwóch facetów, jeden cel! [Sierpień 2012] | Jastrap | Kwestie różne, ale podróżne. | 17 | 31.12.2012 13:55 |