10.10.2012, 03:04 | #31 |
Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 7 min 47 s
|
Dawaj Glazio Team!!!!!!!!!!
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!! |
15.10.2012, 10:31 | #32 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Sorki za przerwę w relacji - spowodowana krótkim wypadem motocyklowym do Słowacji i Czech.
Kontynuuję :-) Masakra ... ? Blacha w deszczu do tego na zakręcie i na moście była niespodzianką inni nazwą to atrakcją. Tylne koło wyprzedzało przednie. 100 pytań do ... Kłaść motocykl czy nie? Chwila szybkich decyzji w przeciągu 2-3 sekund. Jak położę maszynę to i tak uderzymy w skalną ścianę. Nawet sunąc się po drodze nie zmienimy kierunku jazdy. Spotkanie ze ścianą - nie uniknione. Prawie szorujemy po podłożu lewym kufrem. Koniec mostu. Jeszcze na kołach. Jest już asfalt. Muszę spróbować. Może uda się uniknąć zderzenia ze ścianą. Odrobina zimnej krwi, dodany gaz i wychodzimy cało. Chwilę nami porzucało. Utrzymałem wibrującą raz w lewo raz w prawo kierownicę. Jesteśmy na drodze. W jednej chwili tyle emocji. Śmierć w oczach. Z jednej strony ściana z drugiej przepaść. Przegrzane zwoje szarych komórek. Odrobina wysiłku fizycznego. Opanowanie kierownicy. Ujarzmienie żółtego kolosa. Toczymy się dalej. Trudno wyczuć jak mogło się to wszystko zakończyć. To było najbardziej niebezpieczne zajście na naszym wyjeździe. Do Batumi jedziemy w ciągłym w deszczu. Batumi - miejscami kompletnie sucho a miejscami pada. Tradycyjnie przez rok skończyli budynki, które nie były skończone a w międzyczasie powstało parę nowych. Oświetlone co się da - nawet przydrożne palmy. Zajeżdżamy do naszych starych znajomych. Piwo, chaczapuri i po przejściach kolejnego dnia spanie. Dzień 19 (Batumi) Pranie, pokazywanie zdjęć i filmów z poprzednich pobytów w Gruzji (2010/2011). Leniuchowanie. Liczyliśmy na słońce i plażę. Pogoda niepewna. Deszcz ciągle wisi w powietrzu. Zamiast na plażę idziemy z wizytą do kolejnego znajomego Paata. Pogoda w kratkę - pada i przestaje. W naszym ulubionym lokalu zmienił się browar i coś w składzie chaczapuri. Tym razem nie było tak smaczne jak wcześniej. Piwo Zegari nie umywa się do Batumskiego. Zresztą to kwestia indywidualnych smaków. Wieczorem nasze dłuższe wersje filmowe Gruzja 2010 i 2011 zrobiły niesamowitą furorę. Otrzymujemy pochwały, prezenty, pomarańcze i cytryny prosto z sadów i to co najbardziej bezcenne - zadowolenie na twarzach Gruzinów i duma z piękna ich kraju, który większość z nich zna tylko z opowieści. Po obejrzeniu zdjęć i filmów komentarze, że zrobiliśmy Gruzji wspaniałą reklamę ich kraju. To dodało nam tylko otuchy. Dzień 20 (Batumi) Poranna kawa. Wyjazd na miasto w poszukiwaniu internetu. Nasz pierwszy wpis z wyjazdu. Zwiedzanie. Powrót. Pogoda dalej w kratkę. Moczymy nogi w Morzu Czarnym. Woda ciepła jednak warunki nie sprzyjają wylegiwaniu się na plaży. Wracamy, pakujemy się i w drogę w stronę Turcji. Wyruszamy ok. godz. 15.00. Tym razem chcemy zwiedzić Turcję a nie tylko przejechać podziwiając tylko to co po drodze. Kurtkę Tamary upodobała sobie młoda jaszczurka. Wszyscy wokół przestraszeni - uciekają. Hmm - zostałem sam, by ocalić od niebywałego niebezpieczeństwa moją ukochaną żonę. Dorwałem małą bezbronną jaszczurkę i puściłem wolno. Wtedy wszyscy powrócili coby bezpiecznie się pożegnać Przejście graniczne Sarp (Geo)-Kemalpasa (Tr) to 2,5 godzinna bieganina od budki do budki. Kolejka. Wydaje Ci się, że jesteś już pierwszy przy okienku a tu nagle pojawia się las rąk i tłumaczenie ja tylko pieczątkę. 150 metrów z buta aby kupić wizę-powrót. Teraz my potrzebujemy tylko pieczątki a tu znowu las rąk. Kolejna budka - kontrola celna. Jeszcze jedna przy wjeździe do Turcji. Ufff. Przepoceni ruszamy w głąb Turcji - kierunek na południe. Po drodze robimy krótki postój, na którym Turek częstuje nas śliwkami. Ruszamy dalej - kierunek na Erzurum. Serpentynami wspinamy się coraz wyżej. Jesteśmy zaskoczeni pogodą. Niestety widoki przysłania nam chmura, w którą wjeżdżamy. Po chwili zaskoczenie - po raz pierwszy w Turcji złapał nas deszcz (wcześniej byliśmy 3 x w Turcji bez jednej kropli deszczu). Coraz wyższe góry i remonty na drodze. Powoli zbliża się noc. Na drodze stoi dziwny znak, ułożone kamienie w poprzek i coś po turecku. Jedziemy dalej. Do tej pory mijaliśmy się co chwilę z samochodami - nagle pustka - nic nie jedzie. Zmiana nawierzchni na szuter. Za chwilę świeżo usypany i grząski kamień. Wąski dojazd do tunelu. Wewnątrz okazuje się, że tunel jest w budowie - dopiero go drążą. Zawracamy z niemałymi problemami. Wąski nasyp, luźny kamień więc walczymy tak z 10 minut. Wracamy w ciemnościach i deszczu do naszego dziwnego oznaczenia. Na drodze prowadzącej w dół znowu ruch - tiry, remonty itp. Droga szutrowo błotnista a obok wielkie przepaście, których dna nie widzimy (nocne ciemności). Od czasu do czasu widać bardzo nisko w dole światła pojazdów lub szmer górskiej rzeki. Drogowskazy do wielu elektrowni wodnych po drodze. Ze znaków wiemy, że na rzece były zapory. Na tureckiej remontowanej drodze. Deszcz, szuter, błoto. Dojeżdżamy do Erzurum. Rozbijamy namiot na stacji benzynowej za miastem obok tira i dwóch mini kamperów na włoskich tablicach. Dzień 21 Wstajemy. Nasi włoscy sąsiedzi gotowi do drogi. Uzupełniają wodę w zbiornikach, myją pojazd i w drogę. My w międzyczasie składamy manele. Gdzie się nie dotkniemy tam błoto po nocnej przeprawie. Żółtek dostaje szybki prysznic i w drogę. Przejeżdżamy przez miasteczka. Na ulicach sami faceci. Wyławiamy pojedyncze kobiety, które na widok aparatu odwracają szczelnie zasłonięte oblicze. Co chwile wojskowe patrole. Jeden z nich zatrzymuje nas po chwili puszcza dalej. Zatrzymujemy się na poboczu. Nagle ... Wyprzedza nas wóz pancerny. Za chwilę znaki drogowe - uwaga czołgi. Nie dziwił nas już widok punktów kontrolnych i coraz bardziej uzbrojonych żołnierzy. To Kurdystan. Poniżej inny widok na tureckich drogach. Zbliżamy się do Nemrut Dag. Nie tak szybko. Przegapiliśmy coś na mapie albo skończyła nam się droga. To po prostu mała przeprawa promowa. Mkniemy dalej. Gdzieś w okolicy powinien znajdować się skręt do tego zabytku. Zatrzymujemy się więc na stacji benzynowej aby prześledzić mapę. Tankowanie, świeże pieczywo no i oczywiście 100 pytań do ... oczywiście tylko po turecku. Sesja zdjęciowa samych facetów, którzy się o to prosili. Nemrut Dag tą nazwę kojarzył każdy facet na stacji. Pozujący do zdjęć faceni gestykularnie pokazują nam, że do nemrut pod górkę przez miasteczko. Jedziemy. Droga kręta widoki z minuty na minutę ładniejsze. Nagle szlaban. To kasa biletowa - 8 lira od głowy i pniemy się jeszcze wyżej. Po drodze campingi, hotele, sklepy, do których każdy chce nas zgarnąć na siłę. Aby złowić turystę Turcy potrafią wtargnąć na drogę. Dziwny i niebezpieczny zwyczaj. Coraz stromsze podjazdy i piękniejsze widoki. Ostry podjazd, budynek i końcowy parking. Tu też chcą nas zgarnąć abyśmy przenocowali. Dalej wspinamy się pieszo na szczyt widocznej usypanej na górze góry. Wszytko po to, by zobaczyć upadłe głowy posągów. Nazwa tego miejsca pochodzi z kręgu kultury Mezopotamii z III tysiąclecia p.n.e. i wywodzi się od legendarnego Nemroda. Głowy posągów spadły po licznych trzęsieniach ziemi. Zjeżdżamy w dół. Do następnego celu naszej podróży mamy niecałe 600 km. Zapada mrok. Zjeżdżamy na stację benzynową za potrzebą. Tamara mknie do toalety a ja sprawdzam mapę. Operatorzy na stacji benzynowej zapraszają mnie do stolika gestykularnie pokazując talerz. Podchodzę. Nalewają zupę. Pytają czy żona też. Potwierdzam skinieniem. Myśleliśmy już o kolacji a tu grochówka, bardzo ostra papryka, którą maczano w soli i na koniec herbatka. Dużo herbatki ... ruszamy dalej. Kahramanmaraş - nocleg na stacji benzynowej. Prysznic z przygodami ale o tym w dłuższej wersji Dzień 22 Po śniadaniu podjeżdżamy do dystrybutora. Niestety nie przyjmuje naszej karty. Jedziemy dalej. Tankowanie. Jazda. Nagle wyprzedza nas biały wóz i zajeżdża nam drogę. Facet pokazuje coś w samochodzie. Widzę podwieszoną kamerę. Wymawia co chwilę słowo Polis i nakazuje jechać za sobą. Kurde - kolejna przygoda ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
28.10.2012, 15:36 | #33 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Miałem mały wypadek stąd ta zwłoka.
Cd. relacji. Kolejna przygoda. Mandat w Turcji. O ile teraz polismeni potrafili coś z siebie wydusić po angielsku to później w zależności od tego co chcieli. Coś tu chyba nie tak. Pokazują mi tabelę, moje zdjęcie i prędkość. Wypisują mandat 154 TL. Studiuję ową tabelę. Okazuje się, że taryfikator jest zupełnie inny niż w większości krajów. Każdy pojazd może jechać z inną prędkością (samochód osobowy, motocykl, motocykl z wózkiem bocznym itd.). Nie ważne o ile przekroczyłeś ograniczenie prędkości. Ważna jest prędkość na radarze, którą sczytują z tabeli. Pokazują mi, że gdybym jechał o 1 km więcej otrzymałbym mandat 319 TL. Wtargnąłem więc do nieoznakowanego pojazdu, który mnie złapał i pokazuję ile jedzie ten tir - czytam z taryfikatora ile mogą zedrzeć od niego, za chwilę kolejny pojazd. Hmm - po ich zachowaniu nie wiedziałem o co chodzi. Nagle przestali rozumieć po angielsku ? Tak to jest - jesteśmy turystami a Ci mają pierwszeństwo w każdej weryfikacji. Kapadocja - Goreme. Miasto i domy w skałach a dokładniej w skalnych piramidach. Ponadto podziemne miasta-wiele takich miast. Upał daje się ostro we znaki. Zwiedzamy to co nam najbardziej odpowiada i lecimy dalej. Aksaray-Konya. Lecimy dwupasmówką zwalniając za tirem po to, by przepuścić mknące za mną pojazdy z prędkością ok. 150/h. Zwalniam do 90 po czym wyskakuję zza tira. Policja na poboczu. 1 km dalej drugi wóz - już na mnie czekali. Miliony próśb nie pomogły. Drugi mandat. Tym razem miałem o 2 km/h więcej niż poprzednio - mandat 319 TL (x 1,7 zł). Oczekując na wypisanie mandatu - załapałem. Pojazdy z oznaczeniem na rejestracji TR prały ile fabryka dała i nic. Skinienie głowy (wyglądało jak gest skruchy) łapka w górę i jedź dalej. Kolejny mandat turysta z literą D na rejestracji. W tym przypadku Pan policjant starał się wyjaśnić ile mam dni do zapłaty. Jeśli zrobię to do 16 dni) jest jakaś zniżka (chyba 3/4. Jeśli po 4 dniach 100% (do 15 dni (chyba?)). Do miesiąca 100 %. Po tym terminie naliczają odsetki 5 %. Wysyłamy więc sms-y do kraju - jakie konsekwencje grożą za brak opłaty? Odpowiedzi zwrotne: 1. W razie braku wpłaty jeśli uda się wyjechać przy następnej próbie wjazdu 1 dzień w tureckim więzieniu przelicza się na 10$ (do mandatu dochodzą odsetki). 2. Jedź dalej na pewno nie mają tak szybkiego systemu żeby Cię zatrzymać na granicy. i inne ... Pytamy więc sami siebie. Czy wystarczy nam kasy żeby dojechać do domu ? Jedziemy do Pamukali? Policjant poinformował nas, że po drodze jest jeszcze pięć takich patroli - kwitując to dziwnym uśmiechem. Pierwszy uśmiech w jego wykonaniu był złą wróżbą. Do granicy Bułgarskiej prawie 1100 km a przez Pamukale 1200 plus czas na zwiedzanie. Co robić dalej?
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 28.10.2012 o 18:45 |
01.11.2012, 18:16 | #34 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Zapada szybka decyzja. Odpuszczamy jazdę w stronę kolejnych 5 kontroli. Zmieniamy kierunek jazdy i jedziemy do Canakkale.
Oprócz zwiedzania Kapadocji i dwóch mandatów przejeżdżamy ok. 1200 km (z Kahramanamaras/Goksun/Goreme/Aksaray/Konya/Aksehir/Afyonkarahisar/Kutahya/Tavsanli/Balikesir). Zmęczeni upałem - robimy sobie krótką drzemkę gdzieś w górskiej miejscowości po czym mkniemy dalej. Nocleg na stacji benzynowej ok. 30 km za Balikesir (drzemka po drzewem przerywana co chwile ciekawskimi tubylcami). Dzień 23 Śpimy 4-5 godzin. Na początek pomerdały mi się kierunki jazdy i przejechałem w stronę powrotną ok. 30 km (z powodu braku tablic informacyjnych przy remontowanej drodze). Zajeżdżaliśmy po zmroku na kilka stacji i zapamiętałem inną. To wyraźne oznaki wczorajszego zmęczenia i emocji. Zawracamy i jedziemy w dobrym kierunku do Canakkale. Jedziemy wzdłuż plaż Morza Śródziemnego od Akcay do Kucukkuyu (symboliczne moczenie w morzu). Tu zmieniamy kierunek jazdy na północny. Wspinamy się serpentynami pod górę. Za nami piękny widok na morze. Tureccy kierowcy jak szaleni pchają się na trzeciego na tej ciasnej, stromej i przepastnej drodze. Korek. Co jest grane? Podjeżdżam motocyklem wyżej - może ominę. Żandarmeria, karetka pogotowia, policja i tłum ludzi. Na jednym z wielu zakrętów przewrócony tir z cysterną. Tuż przed nią dwa dobrze przerysowane samochody. Płacząca kobieta ... Kierowcę tira niosą na noszach - to znak, że żyje. Przepaść była blisko. Przejazd nie możliwy. Z cysterny wyciekła jakaś lepka maź. Ani to ropa (ON) choć ją trochę przypomina. Kto wszedł w tą dziwną ciecz nie może w żaden sposób poradzić sobie z oczyszczeniem obuwia. Każą zawracać. Przejazdu długo nie będzie. Tłumaczą coś po turecku - prawdopodobnie o skrócie. Zawracamy. Przepychamy się bardzo wąskimi dróżkami, w które wjechały również autobusy (mimo zakazu). To sprawia, że co chwile unikamy czołówki ratując się poboczem. Droga biegnie prawie po plaży wzdłuż gajów oliwnych. Po pewnym czasie dojeżdżamy do głównej na Canakkale. Tam ładujemy się na prom przez Cieśninę Dardanele. W ten sposób żegnamy przygody w Azji. Dobijamy do Europy. Eceabat i w drogę w stronę Bułgarii. Kilkadziesiąt km dalej zatrzymujemy się na przydrożnym barze/campingu. Mieliśmy okazję nocować tu parę lat wcześniej na molo. Sentyment do właściciela i tego miejsca pozostał. Raczymy się tam jedzonkiem i herbatką. Jak zwykle zamawiamy jedno dostajemy więcej. Zamawiamy chleb, ser, pomidory i herbatę a do tego dostajemy jajka na twardo, ostrą paprykę, śliwki. Po śniadaniu idziemy zażyć kąpieli w Morzu Marmara. Tamara pełna obaw pyta czy może kąpać się w stroju (robiła to 5 lat wcześniej). To Europa - nie ma problemu odpowiada właściciel. Trochę ochłody i w drogę. Przed Babaeski łapie nas potworna ulewa. To nie możliwe - mówię z niedowierzaniem. Będąc w Turcji już trzy razy wcześniej nigdy, nie kapnęła nawet kropelka. Tym razem jesteśmy 4 niepełny dzień i drugi raz potworny deszcz. Trudno jedziemy dalej. Im bliżej granicy z Bułgarią tym większa pompa. Samochody zamiast jechać zatrzymują się na poboczu. Wycieraczki nie wyrabiają. Ja otwieram szybę w kasku, bo również nic nie widzę. Koło Kirklareli deszcz nieco zelżał. Zanim dojadę do granicy dzwonię do ambasady. Może mi powiedzą co może mnie tam czekać lub doradzą - zapłać. Dzwonię. Ani ambasada ani konsulaty nie odbierają. Pomyślałem wtedy - kiedy są potrzebni to nigdy ich nie można dorwać. Pełni obaw jedziemy na przejście. Poszło tak sprawnie jak nigdy dotąd. Bułgaria mkniemy przez Burgas i Warnę. W Balcziku robimy zakupy. Szukamy kempingu nieopodal miasta, na którym kiedyś nocowaliśmy. White Lagune zmieniło nazwę na Saint George Hotel. Rozbijamy namiot - odpoczywamy. Dzień 24 Saint George Camp - śniadanie, prysznic, piw, plaża. Po prostu błogie lenistwo. Ot przez przypadek trafiło się ślepemu - niedziela. Czysta i ciepła woda. Białe klify. Co tu pisać ? Nuda. Sms-y - szwagier i znajomi z Rzeszowa mają dojechać do Vama-Veche. Mamy do nich raptem 60 km. Nie wiemy gdzie będą nocować - hotel czy plaża? Przed zmrokiem dostajemy sms-a, że po przebojach ale są już prawie na miejscu. Mimo tego, że opłaciliśmy jeszcze jedną noc w tym miejscu - zwijamy manatki i w drogę. W Vama - brak znajomych choć po sms-owym opisie znaleźliśmy samochód z rejestracją RZ. Znajomych nie widać za to obok niego jest wielka zadyma. Idziemy więc na deptak. Jemy szarmę, idziemy po piwo, wychodzimy ze sklepu prosto na maskę samochodu z rejestracją RZ. Rozbijamy namioty, idziemy po zaopatrzenie i miłym towarzystwie spędzamy wieczór. Dzień 25 Rano po wyjściu z namiotu nie obudził nas widok męskich jaj, jak rok wcześniej w tym miejscu. Obudził nas syn Szwagra, który władował się do środka z dużą ilością piasku. Plaża, morze, jedzenie, picie, opalanie. Tak mijał kolejny dzień. Największą atrakcją była naprawa zaworka od gazowej kuchenki turystycznej (na zdjęciu debata w tej sprawie) oraz poszukiwanie miejsca do załatwienia potrzeb fizjologicznych. Kolejny wieczór przy stoliku turystycznym przy rozmownych napojach. Dzień 26 Zbyt długi odpoczynek rozleniwia. Jutro musimy dojechać do Polski - pojutrze do pracy. Jedziemy w kierunku Transalpiny. Wyjechaliśmy z plaży nad Morzem Czarnym. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Transalpiny. Droga nr 67c jest już wyasfaltowana praktycznie w całości od 2010 roku. Do tego czasu była drogą szutrową. Szurtrów za to nie brakuje na bocznych drogach odchodzących od Transalpiny. Prace przy drodze trwają nadal. Wykonywane są betonowe rynny odprowadzające wode oraz murki. Trasa wiedzie przez najwyższą przełęcz górską w Rumunii. Przełęcz Urdele osiąga 2145 m n.p.m. i łączy dwa miasta Sebes i Novaci. Zimą droga jest zamknięta dla ruchu drogowego. Wspinamy się stopniowo do góry. Po drodze mijamy różnej maści samochody. W powietrzu unosi się zapach palonego sprzęgła. W pewnym momencie zacząłem się obawiać, że to nasze. Zatrzymujemy się co chwilę, by podziwiać widoki. Okazuje się, że to sprzęgła przejeżdżających bądź mijanych przez nas samochodów. Na każdym postoju maski samochodów idą w górę a wspaniałe widoki i klimat zakłócają dźwięki chłodzących wentylatorów. Trasa bardzo widokowa. Trudno ją jednak porównać do Transfogaraskiej. Każda z nich ma swój urok i własny klimat. Droga na Transalpinie wije się jak wąż. Duża część nie porośnięta lasami. Tu widoki są niesamowite. Co chwilę mijamy motocyklistów. Sporo dodatkowych atrakcji. Najważniejsze są jednak widoki. Wyjeżdżając coraz wyżej robi się chłodno, bardzo chłodno, zimno. Ubieramy wszystkie najcieplejsze rzeczy - nic nie pomaga. Jedziemy jednak dalej rządni nowych widoków za następną i następną górką. Każdy inny Przejeżdżamy przełęcz. Zjeżdżamy w dół krętą drogą. co chwilę pod górkę. Dojeżdżamy do granicy lasu. Droga nadal kręta. Tu jednak co jakiś czas z lasu wyłaniają się ludzie. O co chodzi ? Najbliższe wioski i miasteczka oddalone o dobrych kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów. Chwilę później w środku lasu pole namiotowe, następne i następne. W czym tkwi tajemnica ? Kiedy najeżdżamy na pojazd skupujący jagody - wszystko stało się jasne. Zbieracze jagód skupili się w wielkich namiotowych osadach i penetrują okoliczne lasy w poszukiwaniu jagódek. Wieczorem w obozowiskach panowała wesoła atmosfera połączona z tańcami i piciem różnorakich napojów. Kilka razy zapraszano nas skinieniem głowy lub machnięciem ręką. Pędzimy dalej - jutro musimy dojechać do celu. Zmarzliśmy strasznie. Kiedy zjechaliśmy do Sebes zrobiło się znacznie cieplej. To był nasz najchłodniejszy dzień wyjazdu. Nocujemy w przydrożnym motelu na stacji benzynowej. Dzień 27 (ostatni) Do domu zostało nam ponad 800 km. Kręte Rumuńskie drogi nie pozwalają na zbytnie przyspieszenie. Toczymy się więc powoli. Rumunia/Węgry/Słowacja. Podziwiamy przydrożne widoki. Do Lubaczowa dojeżdżamy późnym wieczorem. Na tym kończę skróconą relację z naszego wyjazdu. Więcej szczegółów wkrótce. Na koniec zdjęcie licznika Przed wyjazdem Krótkie filmy z wyjazdu - wkrótce. Dłuższa wersja 23 II 2013 w MDK Lubaczów. Nie będzie jej jak i poprzedniczek w necie na YouTube lub innych. Mam nadzieję, że nie zanudziłem lekturą.
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 01.11.2012 o 18:24 |
01.11.2012, 18:39 | #35 |
Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 282
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 2 dni 23 godz 37 min 58 s
|
Bardzo fajna relacja! Szkoda, że jechałeś skrótami ... w relacji oczywiście.
Dzięki! |
08.11.2012, 17:03 | #36 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Opis i zdjęcia w dużym skrócie.
Uzupełniam to krótkim filmem. Test mojej kamery - contour GPS. Fragmenty z motowyprawy "Siedem mórz ?". Więcej info w trakcie filmu . Każda kamera ma swoje plusy i minusy. W skrócie: Plusy - wspaniały obraz, mocowanie do kasku, wyznaczanie śladu GPS (prędkość, wysokość n.p.m., profil terenu ...) Minusy - słaby dźwięk, krótko trzyma bateria (im większa rozdzielczość tym krócej). Największy jej minus to dość wysoka cena. Zadowolenie olbrzymie. Ciągle szukam rozwiązania na długość nagrywania (bez ograniczeń baterii). Już zapraszałem na zimową dłuższą relację. Zapraszam raz jeszcze 23 II 2013 w MDK Lubaczów. W programie również inne wystąpienia. Wstęp wolny :-) Zakończenie w lokalu. 100 pytań do ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
09.11.2012, 10:24 | #37 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
A ten Lubaczów 23 lutego to jakaś zorganizowana akcja jest? Pewnie pytanie dziwne ale wszystko tłumacze swoja nowością na forum.
|
09.11.2012, 12:47 | #38 | |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Cytat:
Spotkanie na sali widowiskowej MDK. 4 prezentacje zdjęć i amatorskich filmów ograniczone czasowo do maksimum 40/50 minut. Na daną chwilę pewne są 3 prezentacje - czekamy na ostatniego wyjadacza. Może znajdzie się ktoś chętny z forum AT. Po każdej prezentacji - pytania od publiczności. W trakcie imprezy jest pokaz motocykli zabytkowych. Wstęp wolny. Motocykliści i podróżnicy mile widziani. Po części oficjalnej udajemy się do pobliskiego lokalu. Tu można zadać dodatkowe pytania do prezentujących i pogadać. Część osób zabiera ze sobą instrumenty muzyczne i tworzy się fantastyczna atmosfera. Jedzenie i picie we własnym zakresie. Na prezentacjach zawsze są forumowicze Africa Twin. Można ich spokojnie nazwać - stali bywalcy. Niektórzy piszą ciekawe komentarze po imprezie, że to już staje się monotonne i choćbyśmy wprowadzili płatne wejściówki to i tak przyjadą.
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 09.11.2012 o 12:52 |
|
09.11.2012, 15:24 | #39 |
Ciśnienie rośnie ;)
Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Opole
Posty: 636
Motocykl: RD07a była... :(
Przebieg: 58000
Galeria: Zdjęcia
Online: 2 tygodni 6 dni 13 godz 4 min 28 s
|
Trochę daleko ale wydaje się kuszące. Z zapartym tchem czytam wasze opowiastki o podróżach i myśl o nich własnie przyświeca mi przy poszukiwaniach moto. No przy waszych podróżach to żadna odległość.
|
22.11.2012, 18:54 | #40 |
Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
|
Wrzucam część I filmiku po krajach bałtyckich.
Wersja rozbudowana z dobrze słyszanymi tekstami na prezentacji 23 II 2013 w MDK Lubaczów
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Siedem mórz ? Prezentacja zdjęć i filmu w Barze Moto Kosmos | Głazio | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 0 | 04.01.2014 17:15 |
Siedem mórz … ? Prezentacja zdjęć i filmu w Klub Podróżnik Warszawa | Głazio | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 13 | 09.12.2013 21:05 |
Moto Gruzja (KAUKAZ) [2012] | herni | Trochę dalej | 4 | 20.08.2012 12:38 |
Ekspresem w Kaukaz Południowy, Lipiec 2010 | JARU | Trochę dalej | 70 | 20.02.2011 21:11 |