28.06.2012, 21:03 | #41 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Ballynahinch (Irlandia Płn) / Częstochowa
Posty: 630
Motocykl: CRF1100L AS
Przebieg: 7500 km
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 6 dni 21 godz 41 min 26 s
|
To może napisze coś od siebie o Ben Navisie, bo w końcu weszliśmy osobno.
No właśnie, zerwałem sie I oświadczyłem, że też idę, a najwyżej w trakcie wspinaczki zawrócę. Jako, że wspinaczka na szczyty gór jakoś nigdy mnie nie kręciła, wejście na Bena Nevisa widziałem tylko jako stratę jakże cennego na wyprawie czasu. Wcześniej planowałem w związku z tym, że w czasie wspinaczki chłopaków uderze na Skye czy coś innego w pobliżu, tak żeby wieczorem wrócić na kemping, ewentualnie zjechać się gdzieś dalej, W nocy przed wspinaczką pomyślałem sobie, co będzie gdy następnego dnia chłopaki postanowią jechać w to samo miejsce które ja zjeździłem dzień wcześniej – bez sensu, przecież nie będziemy jeździć osobno do końca wyjazdu, żeby nie dublować już raz odwiedzonych miejsc. Tak więc z braku innych pomysłów postanowiłem, że spróbuje, a co mi tam. Jako, że miało być zimno zabrałem polar z membraną, długie spodnie, tank bag na plecy, a w nim, woda (pół butelki), lustrzanka z długim obiektywem, spodnie, motocyklowe ciuchy przeciwdeszczowe (w końcu gdzie jak gdzie, ale na Ben Nevisie to pewnie będzie padać co najmniej kilkakrotnie) i jeszcze pincet innych nikomu niepotrzebnych rzeczy, które jednak swoje ważyły. Pomyślałem sobie, że kondycji co prawda brak, ale skoro dziadki z babciami tam wchodzą regularnie to nie może być zbyt ciężko i ja skoro jestem sporo młodszy to pewnie dam radę bez problemu. Jak bardzo się myliłem, przekonałem się po jakiś pierwszych 100 metrach podejścia. Chciałem zawrać tylko trochę głupio było tak na początku się poddawać, patrzyłem tylko z nadzieją na Tymona (bo widziałem, że też lekko mu mina zrzedła na początku podejścia) że da sobie spokój i od razu bym z nim zawrócił na camping. Swoją drogą ten początek był niesamowicie ciężki – jakaś godzina, może półtorej wchodzenia jak po schodach. Po jakiejś godzinie zawolniłem, bo czułem że gdy utrzymam tempo chłopaków to nie dam rady dłużej niż kilka minut. Chód zresztą miałem już tragiczny, sam nie byłem do końca pewien czy kolana uginają mi się do przodu, do tyłu czy może na boki – chyba było wszystkiego po trochu. Trzeba było zacząć robić odpoczynki. Dochodząc do każdego z takich miejsc zastanawiałem się czy stąd to pójdę jeszcze kawałek do góry czy już będę wracał, na wejście na sam szczyt nie widziałem już zbytnich szans. Nawet całkiem spokojnie się wczołgiwało ten odcinek trasy dopóki nie zobaczyłem starszego małżeństwa podążającego moim szlakiem kilka minut za mną. Pomyślałem sobie o co to to nie, w życiu żeby mnie jakieś 70cio latki wyprzedzały na zboczach gór i ruszałem ostro do góry. Po kilku minutach wyprzedzili mnie nawet bez zadyszki, a ja nie miałem nawet siły podnieść głowy żeby się uśmiechnąć na powitanie. Ech pomyślałem, pewnie jacyś emerytowani sportowcy. Od tej pory emerytowani sportowcy wyprzedzali mnie regularnie co kilkanaście minut. Mnie natomiast przez całe podejście udało się wyprzedzić jedną panią która ważyła na oko ze 120kg i nie byłem pewien czy właśnie nie dostawała ataku serca. No nic wspinałem się dalej, polara pozbyłem się już na początku podejścia, a teraz jeszcze zaczęły dosięgać mnie promienie słoneczne. Zrobiło się gorąco i to nawet bardzo, długie spodnie, ciepłe skarpety i ciężki tankbag nie ułatwiały zadania. Jakby tego wszystkiego było mało skończyła mi się już woda, a bez niej, wiadomo nie ma szans. Słyszałem już od jakiegoś czasu strumień płynący w oddali, ale jakos nie można się było do niego zbliżyć. Postanowiłem więc, że przejdę jeszcze z pół godzinki i jeśli nie dojdę do wody to zawracam, żeby przetrwać. Gdy miałem już się poddać dotarłem do małego strumyka. Zapytałem jeszcze jednego z wyprzedzających mnie emerytowanych sportowców czy ta woda nadaje się do picia i już mogłem zatankować butelke. To oznaczało dalszą wspinaczkę. Butelkę miałem 1,5 litrową, po jakieś kolejnej godzinie znów ją opróźniłem, ale tym razem doszedłem już do konkretnego strumienia gdzie tankowali już prawie wszyscy przechodzący. Suma sumarum jakimś cudem, sam nie wiem jakim, ale końcu doszedłem na szczyt, godzinę czy półtora (już nie pamiętam dokładnie) po Tymonie i Arturze. Posiedzieliśmy tam jeszcze jakiś czas i zaczęliśmy zejście. Pomyślałem sobie teraz to już bułka z masłem, niestety znów się myliłem. Podczas zejścia też mieliśmy kilka przystanków regeneracyjnych, było o tyle łatwiej, że dałem radę jakoś utrzymać się za towarzyszami. Po dotarciu na camping, już nawet nie wiedziałem jak się nazywam i cieszyłem się tylko, że na tej wyprawie o własnych siłach to będziemy już tylko wsiadać i zsiadać z moto. |
28.06.2012, 23:59 | #43 | |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
Cytat:
@Robin - na tym pierwszym odcinku, jak jeszcze wspinalismy sie razem, tez czekalem az ktos powie , ze daje se luz ze wspinaczka... potem jak juz bylo latwiej, zaparlem sie i dotarlem na szczyt ... ale o tym potem
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" |
|
29.06.2012, 00:34 | #44 |
Gość
Posty: n/a
Online: 0
|
./.........
Ostatnio edytowane przez śliski : 11.12.2012 o 00:46 |
29.06.2012, 18:22 | #45 |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
ciąg dalszy wspinaczki...
Przed wejściem na szlak spotkaliśmy czterech innych śmiałków - chętnych na zdobycie szczytu - wszyscy w sportowym odzianiu, krótkie spodenki, rękawki, adidasy...
Nawiązaliśmy kontakt i zostaliśmy wyśmiani - chodziło o nasz ekwipunek... - wszyscy w jeansach, z plecakami, ja w czapce, Banditos w rękawiczkach, Robin z wypchanym tankbag'iem na plecach... Udaliśmy, że nie słyszymy i wyruszyliśmy - rzucając wyzwanie "Kto pierwszy na szczycie..." Było stromo - podejście w postaci schodów z kamieni wielkości "telewizora"... Przyjęliśmy taktykę "żabich skoków... szybko w górę i odpoczynek... Na drugim z tych odpoczynków zostaliśmy wyprzedzeni przez naszych sportowo ubranych znajomych... Przy okazji każdego postoju liczyłem, że któryś z chłopaków powie, że jednak nie idzie... Na którymś z kolei przystanku Robin oświadczył, żebyśmy na niego nie czekali, że on swoim tempem pójdzie - i jak coś to zawróci... Idąc z Arturem jeszcze czekaliśmy na niego na kilku postojach, ale, że szlak tak jakby stał się mniej stromy - ruszyliśmy jeszcze szybciej. Po drodze minęliśmy starszą, troszkę większą panią (jakieś 120kg) odpoczywającą na ławce - wtedy zdecydowałem, że jednak dzisiaj będę "szczytował" - zaparłem się w sobie, łyknąłem resztki wody z camelbag'a (1,5l skończyło się nad wyraz szybko), wziąłem garść mojej mieszanki orzechów wszelakiego rodzaju z bakaliami (bardzo fajne źródło energii na jakiekolwiek wypady - przez resztę wyjazdu był to nasz przysmak) i ruszyłem z kopyta goniąc Artura. Widoki zachwycały - Artur zasuwał -ja potrzebowałem wody. Na szczęście trochę wody było, zaryzykowałem i uzupełniłem swe zapasy. Z minuty na minutę wspinaliśmy się coraz wyżej, słońce powoli wychylało się zza szczytu. Kurtka i polar zaczynały ciążyć, czapkę dawno już zgubiłem, rękawiczek nawet nie miałem założonych... Pierwszy śnieg tego lata: Temperatura była coraz wyższa, trzeba było się trochę ochłodzić Ostatni odcinek(już prawie szczyt - ostatni winkiel) - tak myślałem... Im wyżej tym ciekawiej Pod pretekstem robienia zdjęć - odpoczywałem - Arturo postanowił dotrzeć na szczyt przed starszą panią - która kilkukrotnie nas wyprzedzała podczas naszych postojów - porównując nas do skaczącej żaby a siebie do żółwia który idąc powoli sukcesywnie przemierza trasę aby pojawić się pierwszy na mecie... Mi, po tym jak się okazało, że za ostatnim winklem jest jeszcze długi odcinek na szczyt - morale opadły i poddałem się - nic się nie stanie jak nie wejdę przed Arturem na szczyt... Dotarłem tam jakieś 30min później - Banditos czekał pod schronem EDIT: Nie napisałem najważniejszego - nie wiem jak to mi umknęło... Ben Nevis jest najwyższą górą wysp Brytyjskich 1344 m n.p.m. - aczkolwiek chyba gdzieś to pisałem... http://pl.wikipedia.org/wiki/Ben_Nevis Na szczycie czas na odpoczynek i sesje zdjęciowe Czas było podjąć decyzję - czy czekamy na Robina (jeśli nie zrezygnował), czy schodzimy... Telefon nie miał zasięgu, trzeba było się zapytać wchodzących na szczyt - pierwsi oświadczyli nam, że chłopak z tankbag'iem jest jakieś 30minut za nimi, wygląda na zmęczonego - ale ale się nie poddaje i zmierza na szczyt... Więc czekamy. Śnieg latem w słońcu - bardzo razi - okulary niestety zgubiłem dzień przed... Czas się trochę poopalać - a co - trzeba korzystać!! Siedząc na szczycie marzyła mi się paralotnia, pogoda była wyśmienita -lekki, stały wiatr. Miejsce na rozłożenie sprzętu też było - wystarczyłoby kilka kroków i już lot w przestworzach, prawdopodobnie nawet warunki do lotów termicznych były... Ale komu by się chciało targać cały ten szpej (wraz z uprzężą, skrzydłem i resztą to jakieś 30kg...) Tam bym poleciał: Artur słuchał zachwycony moich opowiadań o lataniu... Widoki Czasami zrywał się mocniejszy wiatr (powiewy termiczne) - więc kurtka i polar się przydały Zjawił się Robin Tradycyjne zdjęcie przy schronie Radość z dotarcia na szczyt Oślepiające promienie słoneczne Załapałem się wkońcu na zdjęcia Czas na wspólny odpoczynek na chwilę refleksji Na jakiś autoportret I na grupową, lansiarską "fotkę" Minęła jakaś godzina, czas wracać Tym razem bardziej grupowo Kolejne panoramy
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" Ostatnio edytowane przez Tymon : 02.08.2012 o 00:32 Powód: info o Ben Nevis'ie |
29.06.2012, 23:28 | #46 |
Jak kółka to tylko dwa , a jak chcesz cztery - kup dwa motory :-)
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: Lancaster UK
Posty: 756
Motocykl: 2x RD07A CRF1100 Adventure Sport
Przebieg: 90 tys
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 15 godz 47 min 37 s
|
Mieliscie duzo szczescia, poniewaz tam jest tylko kilka ladnych dni w roku. Super zdjecia.
|
01.07.2012, 05:36 | #47 | |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
Cytat:
Tymczasem... Schodząc - jakieś 30min od szczytu minął nas klient który biegł na szczyt... - TAK birgł - i nie był to trucht - to był bieg - sam pewnie na płaskim nie był bym w stanie się za facetem utrzymać... Po następnych 30 minutach: Miny nasze były podobne: Na szczęście znalazła się dziewczyna która odwróciła naszą uwagę - bardzo się prężyła Pełne słońce i szum wodospadu... Piękne widoki Koniec!! - dotarliśmy na kemping, prysznic i kima... Po 2godzinach kimania - zerwałem się, i poczułem - pieczenie na twarzy, ramionach i klacie... - pomysł schodzenia bez t-shirt'a nie był dobrym pomysłem... - czas kupić coś na poparzenia słoneczne... - następny hit wyjazdu... - rozchwytywany przez całą naszą paczkę... Co wieczorem? "Na Konia" i do miasta - w ten wieczór zjedliśmy w restauracji... Na przystawkę zamówiłem sobie Haggis'a - jeden ze specjałów szkockiej kuchni... I zamówiłem steak'a - niestety nie było Sirloin Steak - więc zamówiłem Ribeye Steak - błąd!! - przed wyjazdem kilka tygodni śliniłem się na steak'a - ale postanowiłem, że zjem sztejka dopiero w Szkocji... - zawiodłem się... :/ pojedli, popili, wsiedli na Kuńe, nalali wachy, pobłądzili w drodze powrotnej na kemping, - po powrocie KIMA - na następny dzień - powrót na trase... Dokąd? - tego jeszcze nie wiedzieliśmy... Podsumowanie: Zrobionych kilometrów (na motocyklach) tego dnia: ok.30km Straty: - Zakwasy, poparzenia słoneczne, kilka kilogramów ciała - wypoconych podczas wspinaczki...Wypita woda (na osobę): ok.6litrów... Oddane płyny: ok. 2litrów... Zmęczony byłem strasznie po tej wspinaczce, - zadawałem sobie pytanie PO CO Jednak wczoraj (30 czerwca 2012) pojechałem się wspinać na Binn Chaonaigh - jedną z większych gór w okolicy... - spodobało mi się to chyba... Schodząc ze szczytu w Szkocji jak i wczoraj odczuwałem taką pozytywną energię, radość z obcowania z naturą... - bardzo pozytywnie to na mnie wpływa... W planach już następne szczyty i szczytowania
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" |
|
01.07.2012, 05:39 | #48 |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
Hehe!! Udało mi się zamieścić filmik z Facebooka:
Filmik nagrany wczoraj na szczycie - w Irlandii - tym razem pogoda nas zaskoczyła - ale tak czy inaczej było za***iście...
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" Ostatnio edytowane przez Tymon : 01.07.2012 o 05:41 |
14.07.2012, 04:31 | #49 |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
dzień 3
Wcześnie rano się zerwaliśmy, biwak złożony, czas jechać... - dokąd? - zastanowimy się przy kawce jakiejś...
Wlepa na pamiątkę pobytu i w drogę - do najbliższej Kawodajni... W Fort Wiliam wpadamy na śniadanko do McDonalda... -nie ma to jak McDonald na śniadanie... - nie wiem jak w Polsce ale na wyspach śniadanko w Maku jest na prawdę smaczne... i do tego kawka... Niestety - okazało się, że Afra Artura nawala... - Trip stracił prąd... Artur grzebie więc przy tripie, a my oglądamy mapę z pytaniem DOKĄD Według prognozy pogody - którą sprawdziliśmy w dzień wyjazdu od Zenona - dziś miał być ostatni dzień bez deszczu... Od Wąskiego słyszeliśmy, że Isle of Skye tylko w bezdeszczową pogodę... Decyzja? Lecimy na Isle of Skye - puki mamy sprzyjającą aurę... Szybkie tworzenie trasy - i wyszło nam coś takiego: Mapka Arturo naprawił tripa (winna była wtyczka z prądem - chyba). Zjedliśmy, popiliśmy, wyruszyliśmy... Po przejechaniu 20km - kierownik wycieczki (ja) z okazji niekorzystnych warunków pogodowych (zimno w ...) zatrzymać wycieczkę i zarządzić ubranie dodatkowych warstw mających na celu utrzymanie komfortowej temperatury... - tylko gdzie zatrzymać się... Pierwszy lepszy parking przy drodze przypasił... Było mi tak zimno, że nawet postanowiłem wcisnąć się w długie gatki brubecka które miałem schowane na specjalne okazje... Chłopaki też pozakładali dodatkowe warstwy - bo naprawdę było zimno... Chwila odpoczynku i dalej w drogę - Isle of Skye samo się nie zdobędzie... Pogoda nie była zachęcająca - nie padało na szczęście... Widoki zacne - czas się zatrzymać na popas i zdjęcia. Mój obiektyw z dnia na dzień słabiej łapie ostrość... :/ Arturo odpoczywa: Teletubiś: Pokemony: Jedziemy dalej:
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" |
14.07.2012, 16:30 | #50 |
majsterkowicz amator
Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Galway/Wyrzysk
Posty: 2,262
Motocykl: XR650r & XRV750
Przebieg: ~50kkm+
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 miesiące 4 tygodni 21 godz 6 min 18 s
|
Jadąc do Szkocji - nie odrobiłem zadania domowego - mało wiedziałem o miejscach wartych zobaczenia - wyjazd miał być spontaniczny, trasa tworzona na bieżąco, żadnych planów - jeden cel - pojeździć po Szkocji - zobaczyć co i jak i się dobrze bawić...
Żadnych muzeów, żadnych przewodników, żadnych biletów za wstęp... Jak oglądać to z zewnątrz... - jestem taksówkarzem (czyli złotówą) a do tego biednym stjudentem - tak to zawsze sobie tłumaczę... Jadąc na Isle of Skye przy drodze zauważyłem znany widok: Zamek "Eilean Donan" znajduje się w pobliżu miejscowości Dornie (przed punktem C na mapie (jakieś 20km)) został wzniesiony w 1220 r. leży na wyspie na Loch Duich i ze stałym lądem jest połączony kamiennym mostem. Sesja zdjęciowa: Skoro piszę o filmach - Pamiętacie tą scene z Matrix'a: Nasz kolega forumowy - Artur aka. Banditos - też tak potrafi... Trzech jeźdźców i ich rumaki: Idziemy obczaić zamek z bliska (z zewnątrz). Zauważcie jak sie chłopaki oglądają za swoimi maszynami: Przejście przez mostek - koszt 15funtów... - zostaliśmy na stałym lądzie Spotkaliśmy fajną Singapurkę - podróżowała autokarem z emerytami - była taka samotna - chcieliśmy ją zabrać ze sobą ale nie miała kasku... "Tam jest zamek!" Arturo z tęsknotą patrzy za odchodzącą koleżanką Lansiarskie zdjęcie: Zapasy napojów chłodzących profesjonalnie przewożone na mym rumaku - chłopaki potem mnie wykorzystywali do przewozu ich napojów, węgla na grila, jedzenia - bo podobno na mojej Afrze więcej jest miejsca...
__________________
-=TyMoN=- _______________________________________ Moje spalanie: Mój kanał YouTube Moja "TwarzoKsiążka" |
Tags |
scotland , szkocja |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Relacja z podróży dookoła świata MXT 2012-2013 | mirek | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 1 | 05.05.2014 11:09 |
Szkocja - koniec maja 2012 | Tymon | Umawianie i propozycje wyjazdów | 9 | 27.12.2011 12:19 |