14.12.2013, 20:03 | #51 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 9 min 47 s
|
Korzystając z L4 nadrabiam zaległości Dzisiaj odcinek o zwierzątkach
__________________________________________________ ______ Coś wytrąca mnie z bezświadomości i bezruchu. Jeszcze zanim całkowicie uprzytomnię sobie, że ja to ja, że są wakacje, że śpię pod namiotem, doskonale czuję jakąś obecność. Ale nie jest to Naczelny, który obok mnie delikatnie posapuje przez sen. To moment w którym sobie uświadmiam, że mój siódmy zmysł [bo szóstym jest moja cholerna intuicja] działa bezbłędnie. Wiedzieliście, że kobiety mają lżejszy sen, bo w czasach prehistorycznych to one w nocy były “alarmami”, śpiącymi na obrzeżach obozowisk? Mężczyźni w nocy mieli po prostu odpoczywać, aby rano znów wstać pełni sił i iść zdobywać jedzenie. Kobieta albo miała wyczulony słuch i to “coś” co pozwalało jej szybko rozpoznać niebezpieczeństwo, albo została prędko zjadana - ewolucja jest nieubłagana. Przetrwały najlepsze. Tak więc fakty są takie - śpimy na odludziu, w namiocie, w górach. Jakieś 100m od nas jest “szałas”, ale za cholerę tam się nie dostaniemy. Psy śpią. Pod ręką nie mam nawet noża. Taaa - nóż do obrony przed dzikim zwierzem - rotfl! [mówi racjonalny umysł] Zastygam w bezruchu. Prawie bezgłośnie szepczę do Naczelnego - “Jakieś zwierzę jest koło namiotu!”. On nie słyszy nic. W tym momencie w oddali rozlega się wycie… Racjonalny umysł od razu analizuje - wilk toto nie jest raczej, bo wycie zakończone jest poszczekiwaniem. To pewnie półwilk, albo zdziczały pies. W sumie tym gorzej dla nas, bo wilki nie atakują ludzi, a z mieszańcami jest różnie… Słyszę, że “obecność” koło namiotu delikatnie się przesuwa wzdłuż krótszego boku. Tuż koło naszych głów. Właściwie to nie słyszę, bo “Obecność” nie wydaje dźwięku. To raczej przerwa, dziura nicości w lekko rozedrganej ciszy. Nie słyszę nic, a jednak jestem w stanie dokładnie określić gdzie to coś jest. Psy z szałasu przy każdej dziurze w ciszy zanoszą się szczekaniem. One mają lepszy słuch/węch, niż biedni ułomni ludzie. Nie wiem, która godzina. Ale na pewno przed 3.00, bo o tej porze ma zadzwonic alarm przypominający o zażyciu antybiotyku. “Coś” powoli idzie jeszcze kawałek wzdłuż dłuższej ściany, po czym czuję, że napięcie w powietrzu zelżało - “Coś” oddala się. Oddala się prosto w kierunku szałasu, gdzie psy prawie dostają szału, aż w końcu ktoś je ucisza wrzeszcząc po rumuńsku. Która może być godzina…? Zapadam w płytki sen. Nagle tuż koło namiotu rozlega się znajome wycie ze szczekaniem na końcu - takie normalne, ordynarne, bez finezji i bez tajemniczości. Prawie parskam śmiechem i spoglądam na zegarek. 3.00 - pora na antybiotyk. _____________________________________________ Zwierzęta w Rumuni. Psy. Psy domowe, wpółdzikie i zdziczałe są wszędzie. W wioskach pojedynczo pałętają się przy obejściach, czasem z ożywieniem startując w kierunku jadącego motocykla. W lesie stadami wyskakują pod koła i agresywnie rzucają się do łydek. Na zakurzonych poboczach głównych dróg bawią się mioty ruchliwych szczeniaków, podczas gdy ich wychudzone matki niewzruszenie trwają w pobliżu. Po prostu są wszędzie. Przedziwny ewolucyjny zbitek genów sprytu, odwagi, smukłości oraz czającego sie w ich oczach kamiennego spokoju. A może obojętności? Niezależności? Wolności? Wszystkie one stanowią cudownie niejednolitą populację podobnych do siebie istot. Jednak oprócz nadawania kolorytu lokalnemu folklorowi, zdziczałe stada psów stanowią niebezpieczny problem w kraju. Kilka dni przed naszymi wakacjami był przypadek zagryzienia kilkuletniego dziecka w Bukareszcie. Pogryzienia są na porządku dziennym [turystom zaleca się szczepienia na wściekliznę]. Co mnie uderzyło, po kilku dniach w Rumuni, to brak dzikich zwierząt. U nas w kraju, nawet nie musimy za bardzo zbaczać z głównych dróg, aby zobaczyć a to stado saren, a to zajęcy [coraz częściej], zdarzają nawet jelenie, czy tez dziki, a widok myszołowa, albo innego drapola polującego na gryzonie nie jest rzadkością. A w Rumuni - pustynia. Raz widziałam jastrzębia. Raz jakiegoś zająca. Sądzę, że za taki stan rzeczy również odpowiadają zdziczałe, wiecznie nienajedzone stada psów - wystarczy, że naruszą delikatną równowagę i od razu widac fatalny skutek w całym ekosystemie. Dzikiej zwierzyny nie spotyka się nawet w formie rozjechanych trucheł na asfalcie - te nieliczne które trafią pod koła aut są szybko “utylizowane” przez psy. Rumunia wydała walkę z dzikimi psami - mają one być odławiane, a te które nie znajdą właściciela będą po 2 tygodniach usypiane. W UE podniosło się larmo, że to nieludzkie i że należy psy sterylizowac, a nie zabijać [i co potem? wypuszczac z powrotem na ulicę?]. Eutanazja na pewno nie jest dobrym wyjściem. Ale więzienie przyzwyczajonych do nieskrępowanej wolności zwierząt też nie. Adopcja takich wyłapanych psów, to w ogóle jak zabawa z brzytwą. Nie widzę osobiście dobrego rozwiązania tej sytuacji. Psy zawsze przegrają.' Inne zwierzęta Owce - pałętają się po swoich wąskich ścieżkach, wydeptanych przez pokolenia owczych raciczek Czasem tamują ruch w miasteczkach Naczelny “opływany” rzeką owiec Kuzynki owiec, czyli kozy. Chów alkierzowy i chów pastwiskowy Powszechne są również krowy Ciekawskie i towarzystkie zwierzaki Zabezpieczenie przystanku autobusowego przed krowami Bawoły - nieco mniej powszechne Kotków widzieliśmy może ze 4 sztuki. Za to wszystkie śliczne. No i konie - ciągle bardzo popularny środek transportu. Co ciekawe - część furmanek jest w Rumuni zarejestrowana - mają swoje tablice rejestracyje Wąska mijanka na górskiej drodze |
14.12.2013, 21:07 | #53 |
Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 9 min 57 s
|
Ciekawe, czy ten piesek z Hunedoary:
To ten sam, którego widziałam tam w 2005 ? Nawet podobny... Choć - chyba by tyle nie przetrwał... w każdym razie - w psim temacie nie zmieniło się nic przez prawie 10 lat...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą |
14.12.2013, 23:18 | #54 |
Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 517
Motocykl: CRF1000
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 14 godz 52 min 59 s
|
Jagna, jeździłaś dwuzaworową BMW?
|
15.12.2013, 01:46 | #55 |
świeżym warto być:)
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: DWR
Posty: 1,242
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 10 godz 52 min 48 s
|
I o piszącym relację...też lubię
__________________
pozdrawiam Pan Bajrasz |
15.12.2013, 10:59 | #56 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 9 min 47 s
|
Cieszę się, że się podoba
Jagna - może rzeczywiście to ta ruda kulka? Ciężko rozpoznać. Ten "nasz" miał w uchu kolczyk - znakowanie widoczne z daleka. Pewnie był stałym rezydentem zamku i to miało go zabezpieczać przed wyłapaniem przez hycla. |
20.12.2013, 18:53 | #57 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 9 min 47 s
|
Osobliwościu Rumuni vol. 2 - Park Narodowy Apuseni
Wyżyna Padis - magiczny obszar w górach Apuseni. Przez dziesiątki milionów lat rzeźba tworzona przez wodę w skałach osadowych. To taka Jura Krakowska-Częstochowska, ale w wydaniu XXL, a nawet XXXL. Spędziliśmy tam zaledwie dwie doby - stanowczo zbyt mało, aby poznać cały “bukiet” krasowych atrakcji. Ale nie próżnowaliśmy bynajmniej [pozdro Leffie!] Rankiem przy dobrej słonecznej pogodzie wyruszamy z kempingu na łące Glavoi. Jeszcze tylko szybkie zdjęcie mapki, aby miec pod ręką i kierujemy się niebieskim szlakiem na południe. Kwiatek numer jeden Cetatile Ponorului - Twierdza Ponor *) Mieliśmy iść dołem i odwiedzić największą atrakcję okolicy, ale nie wyszło Wylądowaliśmy na galeryjce biegnącej wokół, hmmm..., dolinek/zagłębień krasowych. Głębokich W dole widzimy wejście do portalu, gdzie, czego nawet nie przypuszczamy, wieczorem odbędzie się dramatyczna akcja p.t. polskie żółtodzioby w górach [“Coooo? My nie damy rady?” ]. Później odbijamy na żółty szlak i po krótkim podejściu dochodzimy do kwiatuszka nr 2. Avenul Bortig - Kocioł Erozyjny Bortig To taka dziura w ziemi - brzmi niewinnie, ale na mnie zrobiła niesamowite wrażenie. Wielki lej [35m średnicy] o pionowych kolistych ścianach opadających prawie 40 metrów pionowo w dół , jakby wydrążony wielką wiertarą. Oczywiście musiałam wrzucić trochę kamyków, aby zobaczyc czy długo lecą [długo!]. Znów nachodzi mnie myśl o bungee Idąca za nami wycieczka Węgrów nawet nie podeszła do krawędzi - dziwni jacyś. Skręcamy na inny żółty szlak i przez las podążamy w stronę: Kwiatek trzeci: Piatra Galbanei - skała Galbanei 1243m n.p.m. To taki skalisty balkonik wznoszący się nad doliną. Widok kojący oczy i duszę. Gdzieś tam w dole biegnie wąwóz Galbanei - chodzi się po śliskich kamieniach i trzyma łańcuchów wiszących tuż nad wodą. Kiedyś będzie trzeba odwiedzić Ze skały, rzut kamieniem jest do numeru czwartego z naszego bukietu, czyli: Pestera Focul Viu - Jaskinia Żywego Ognia To kolejna dziura w ziemi. Tym razem bardziej pozioma. W przewodniku czytamy: jedna z najsławniejszych jaskiń w obrębie płaskowyżu Padiș. W sali zwanej Big Hall znajduje się lodowa kolumna o wysokości 4-5 m oraz lodowe stalagmity. Lód pozostaje w jaskini przez cały rok, a jest to spowodowane obecnością otworu w stropie jaskini, przez który zimowe mroźne i cięższe powietrze dostaje się do środka, gdzie zostaje zatrzymane z powodu braku wentylacji. i ... została określona jako swoisty fenomen piękna, polegający na iluzji wywołanej przez iście mistyczne żywioły. Na znajdujący się na dnie jaskini lód przez otwór w stropie wpadają promienie słońca, tworząc szczególnie w południe niezapomniane efekty. Niestety - z drewnianej platformy u wejścia widok nie powala na kolana. Blok lodu wydaje się mały i niepozorny [a to przeciez 25000 m3!], a słońce jakoś nie chce wpadać do jaskini… Dopiero po powrocie widze w internecia jak to wygląda z bliska - wow! http://static.panoramio.com/photos/large/9295557.jpg Wracamy do obozu na obiad. Jest popołudnie, ale proponuje jeszcze podjechać do twierdzy Ponoru, której nie mieliśmy okazji obejrzeć rano. Z mapy wynika, że to jakiś kilometr od drogi, więc wsiadamy na Trampka. Fortres of Ponor - Twierdza Ponoru - od dołu wiedzie do niej wąska, wydeptana w miękkim i śliskim wapieniu ścieżka, najeżona nierównymi kamieniami, głazami, korzeniami i innymi przeszkodami. Piętnastominutowy spacerek przeradza się w “nieco” dłuższą wycieczkę. Uważnie stawiamy nasze stopy, podeszwa Vibram moich dziesięcioletnich Scarp, po raz kolejny udowadnia, że jest cholernie twarda i na białych [a miejscami i czarnych!] wapieniach czuję się jakbym stapała po lodzie. Czyli krok za krokiem. Powolutku. W końcu naszym oczom ukazują się wrota Fortress of Ponor - portal skalny ma ok. 70m wysokości! Chcielibyśmy podejść bliżej, bo pewnie z tej półeczki skalnej na dole widok będzie jeszcze bardziej niesamowity. Tak więc ignorujemy tabliczkę krzyczącą trzema wykrzyknikami, że “traseu dificultate” i że “turistilor experymentati”. Coooo?! My nie damy rady?!!! Co z tego, że właśnie zaczyna kropić, że mamy śliskie buty, że szlak wiedzie jakby prosto w dół. Nie myślimy co będzie dalej - po prostu skupiamy sie na najbliższym celu [czyli najbliższej kępce trawy, albo kupce kamieni] i dążymy doń. Dążymy zjeżdżając na naszych szanownych czterech literach Widzicie Naczelnego? Im niżej, tym bardziej owiewa nas rześki chłód jaskini. Moja Babcia by powiedziała, że “ciągnie po kościach”. W końcu stajemy na wymarzonym głazie, słit focia i z powodu coraz gęściej padającego deszczu zarządzamy odwrót. Łatwiej powiedzieć, niz zrobić. Przed nami stroma ściana luxno pokryta osypującym się żwirkiem, gdzieniegdzie upstrzona roślinnością, albo jakims głazem dającym poczucie bezpieczeństwa. Jest ciężko. Jesteśmy zaledwie 2 metry od siebie, ale gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej przebycie tej odległości wydaje się niemożliwe. Nie możemy sobie pomóc. Chcę mi się ryczeć z mojej bezradności, ale ciągle robię dobrą minę do złej gry, aż nagle… ...przychodzi pomoc od trzeciej osoby. Wystarczyła mocna dłoń podana w odpowiednim momencie i impas zostaje przełamany. Docieramy do łańcuchów i kilka metrów [kilka metrów w górę ] wspinamy się odpychając się nogami do śliskiej skały. Przy każdym kroku błagam moje buty, żeby nie uśliznęły, bo polecę w dół i podetnę Naczelnego. W końcu na drżących nogach stajemy na półeczce skalnej koło znaku z trzema wykrzyknikami. Taaa... Powoli idziemy wąską ścieżynką do Trampiszona. Na przyszłość postanawiamy wierzyć rumuńskim tablicom informacyjnym Pada całą noc. Ale rano budzi nas prawie bezchmurne niebo. Przed nami ostatni kwiatuszek z krasowego bukieciku: Pojana Ponor - Łąka Ponorów To przestronna dolina otoczona niewysokimi górami. Płynie sobie w niej potoczek, który sobie wpływa do lejkowatych dziurek i znika, a potem sobie gdzieś tam daleko wypływa. Czarodziejskie sztuczki! Tak to wygląda Gdy wody w potoczku jest mało - czynne są tylko 2 ponory [czyli dziury]. A gdy poziom wody rośnie - przestają one być wydolne i zostaje “uruchomionych” kilka innych ponorów. Ale momencie topnienia śniegów i to nie wystarcza, aby odprowadzić całą wodę z doliny - wówczas na jej dnie tworzy się całkiem spore jezioro. Takie cuda! JEden z lejków - ponorów I drugi Aha - woda, która znika w tych ponorach, wypływa w odwiedzonej przez nas dzień wcześniej Fortress of Ponor. Jest tam naprawdę ślicznie. Wracamy do obozu, pakujemy manatki i ruszamy w drogę *) Ponor (z języka serbskiego – wchłon) – forma terenu właściwa obszarom krasowym, mająca postać otworu lub korytarza wydrążonego przez wodę. Jest to miejsce, gdzie wody strumieni, potoków czy rzek wpływają pod powierzchnię terenu. |
30.12.2013, 18:51 | #58 |
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,392
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 18 min 10 s
|
Super odcinek a kopalnie musze odwiedzić.
__________________
Agent 0,7 |
06.01.2014, 21:49 | #59 |
Zarejestrowany: Feb 2012
Miasto: Ok Limanowej
Posty: 55
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 6 dni 15 godz 48 min 49 s
|
jakoś tak ciągle mi mało
|
06.01.2014, 22:32 | #60 |
Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Podlasie
Posty: 2,665
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 21 godz 9 min 47 s
|
Jeszcze trochę odcinków jest do napisania
|
Tags |
naczelny i mygosia , rumunia |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
CompeGPS (TwoNav & Land 7) | cheniek | Zastosowanie praktyczne | 57 | 18.08.2019 14:42 |